sobota, 8 lutego 2014

52.

-Że co proszę?!
-Nie narażę moich ochroniarzy na moc tak potężnej wiedźmy -wyjaśnił spokojnie.
-Mogę zrobić Ci krzywdę! -krzyknęłam mu prosto w twarz.
-Ćwiczyliśmy to z Twoją babcią. Wiem jak to robić, żeby sobie krzywdy nie zrobić -odparł i powolnym krokiem zszedł na trawę. -Tym razem wyobraź sobie, że mnie odpychasz -wyjaśnił. Zamknęłam oczy, wzięłam trzy głębokie wdechy, wyciągnęłam rękę, skupiłam się na jednej myśli i nic, żadnego mrowienia.
-Nie potrafię tego zrobić -szepnęłam zerkając na niego.
-Bo nie skupiasz na mnie swoich uczuć. To proste. Kiedy chcesz zrobić komuś krzywdę skupiasz się na złości i na niebezpieczeństwie. W tym przypadku na samej złości -wyjaśnił. Powtórzyłam czynności i skupiłam się na złości i sile, którą odpycham Josepha i poczułam przyjemne mrowienie, które rozeszło się po moim ciele.
-Udało się! -krzyknęłam otwierając oczy. -Joseph? -spytałam w przestrzeń bo przede mną nikogo nie było. Dopiero po chwili pojawił się na tym samym miejscu.
-Myślałem, że zdążę dobiec zanim otworzysz oczy, ale przeleciałem aż przez drogę -wyjaśnił szczerząc się do mnie głupio. -Rekord Twojej babci to 5km, przebijesz ją za drugim razem. Teraz wyślij mnie w górę -powiedział zachęcająco. Nawet nie próbowałam protestować, tylko skupiłam się na zadaniu i po chwili znów poczułam ciepłe mrowienie.
-Nie sądziłem, że się na to zgodzisz -usłyszałam chwilę później.
-Poradziłam sobie? -spytałam.
-Jeszcze nigdy nie latałem -odparł zadowolony.
-A moja babcia? -spytałam zdziwiona.
-Nie próbowaliśmy tego. Przyszło mi dopiero teraz to do głowy -wyjaśnił jak dziecko, które cieszyło się z zabawki. -Na dzisiaj zakończymy. Następnym razem uprzedzę, że przyjadę -powiedział zerkając w okna za mną i wszyscy zniknęli a mój brzuch dał o sobie znać.
*
-Gniewasz się na mnie? -spytałam chłopaka, który udawał, że czyta. Nie odpowiedział i nadal nie spuszczał z książki oczu. Powoli ściągnęłam koszulkę i rzuciłam ją na fotel. Zauważyłam po lewej stronie jakiś ruch, lecz nie przejmowałam się tym i ściągnęłam spodnie kładąc je w tym samym miejscu. W jakże skąpym stroju udałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Owinięta w krótki ręcznik powoli wyszłam do sypialni. Zauważyłam jak mój ukochany podnosi wzrok nad książki. Uśmiechnęłam się zwycięsko, wiedziałam, że już wygrałam tą naszą małą wojnę.
-Nie musisz mi tego robić -powiedział odkładając książkę na stolik.
-Czego? -spytałam głupio podchodząc do łóżka i siadając na brzegu. Powoli nachyliłam się i złożyłam na jego wargach namiętny pocałunek. -Ja nic umyślnie nie robię -szepnęłam rozpinając mu rozporek.
-Nie możemy tego zrobić -szepnął, lecz widziałam jak z każdym słowem jego jego siła woli zmniejszała się.
-Czego zrobić? -znów spytałam głupio siadając na nim okrakiem i wsadzając rękę do jego spodni.
-Proszę -szepnął a ja zaczęłam całować go wpierw po szyi następnie zjeżdżając niżej aż do pępka.
-O co mnie kochanie prosisz? -szepnęłam ściągając z niego koszulkę i spodnie.
-Nie chcę Ci zrobić krzywdy -szepnął a ja powoli ściągnęłam mu bokserki.
-Zawsze mogę się odpłacić -odszepnęłam gryząc go w dolną wargę. Chwilę później znajdowałam się pod nim.
-Rozebrałaś mnie a sama nie ściągnęłaś ręcznika -szepnął i z potężną siłą ściągnął ze mnie ręcznik.
-Długo musiałam Cię prosić -odparowałam.
-Ty mnie do tego zmusiłaś -powiedział władczym tonem a ja szybkim ruchem zmieniłam pozycję.
-Pamiętaj, że zawszę dostaję to czego chcę -odpowiedziałam siadając na nim krokiem i ciągnąc go, żeby również usiadł.
-Na pewno tego chcesz? -spytał.
-Kochaj się ze mną -odparłam.Chwilę później oddaliśmy się przyjemności.
*
Zerwałam się z łóżka i biegiem rzuciłam się w stronę toalety, w której wylądowało moje śniadanie. Natychmiastowo zjawił się obok mnie Sebastian. Powoli podniósł mnie z podłogi przeszedł do pokoju i położył na łóżku. Przez chwilę w jego oku zauważyłam odcień czerwonego. Zanotowałam to w pamięci i obiecałam sobie, że zajmę się niedługo tym.
-Przynieść Ci coś? -spytał czulę.
-Zrobisz mi obiad? Zaraz się ubiorę i pójdę do Ciebie. Nakarm małego, co? -zniknął nim skończyłam mówić zdanie. Założyłam sukienkę [klikajcie], związałam włosy w luźnego koka i nałożyłam lekki makijaż. Podziwiając swój efekt końcowy w lusterku dotknęłam delikatnie swojego brzucha. Widać było już lekkie zaokrąglenie. Na obiad dostałam dużą porcję ryby z frytkami a do tego sałatkę.
*(Trzy miesiące później)
Usiadłam wyczerpana na fotelu.
-Musisz dać radę -naciskał Joseph. -Wpłyń na moje myśli, zmień ich bieg. W niejednej sytuacji może Ci to uratować życie.
-Ćwiczymy już połowę dnia. Ja nie mam siły! -podniosłam lekko głos.
-Do zobaczenia niedługo -i on jak i jego ochrona znikli nagle co oznaczało przyjazd Sebastiana z małym. Nie myliłam się chwilę później obaj zjawili się na tarasie.
-Poszedł już? -jego nietolerancja mnie drażniła. Nim zdążyłam odpowiedzieć na jego pytanie emocje na jego twarzy zmieniły się szybko. -Weź małego i schowaj się -jego głos przesiąknięty był strachem i troską.
-Co się dzieje?
-Nieznane wampiry w okolicy. Zbliżają się w szybkim tempie. Około siedmiu -w jego ręku zjawił się telefon. -I tak nie zdążycie przed nimi! Nie słyszałaś co powiedziałem! -krzyknął wpierw do telefonu a później na mnie. Szybko chwyciłam małego i zaniosłam go do kuchni, gdzie włączyłam mu telewizor i wróciłam z powrotem na taras. -Nie wychodź tu! Schowaj się! -krzyknął na mnie, lecz było już za późno. Na podwórku pojawiło się siedmiu wampirów. Mimowolnie Sebastian przesunął się w moją stronę, chowając mnie za swoimi plecami.
-Nie uważasz, że nie ładnie tak krzyczeć na swoją dziewczynę? -zapytał jeden z wampirów idących na przedzie.
-Czego chcesz George? -z gardła mojego chłopaka wyrwał się cichy warkot.
-Pamiętasz mnie? -zwrócił się do mnie. -Twój chłopak zabił Harry'ego, więc postanowiłem zrobić to samo, tylko, że na jego oczach -dzieliło nas parę kroków.
-Nie dostaniesz jej -w mojej głowie zaiskrzył się pewien pomysł. Dotknęłam dłoni Sebastiana skupiając na tym swoją siłę, jednak nadal nie spuszczając z tamtych wzroku. Przesłałam mu najpierw pozytywną energię, żeby się skupił następnie "bańkę", która miała za zadanie go chronić.
-Ty jesteś jeden nas jest siedmioro -powiedział pewnym głosem. Wiedziałam, że to co chcę zrobić będzie szalone i może głupie z mojej strony, ale musiałam zaryzykować. Byłam świadoma tego, że Sebastian może stracić ochronę z mojej strony, ale musiałam również działać. Byłam przygotowana. -Chcemy tylko jej. Jak się odsuniesz nic Ci nie zrobimy.
-Nie dostaniecie jej! -powtórzył stanowczo.
-Bierzcie ją! -krzyknął w tym samym czasie wampiry rzuciły się w naszą stronę a ja rzuciłam w ich stronę "kulkę" cierpienia. Działała przez ułamek sekundy, jednak zaraz po chwili przestała.
-Nie, nie, nie -skupiłam się bardziej i w ułamku sekundy poczułam ciepło dobywające się ze mnie. Zaklęcie było dość silne, żeby wszystkie wampiry upadły na ziemię i wiły się z bólu. Zerknęłam na Sebastiana, który stał jak wryty i uśmiechnęłam się triumfująco.
-Jak długo zdołasz ich tak powstrzymać? -spytał.
-Dość długo, maleństwo mi pomaga -wiedziałam już skąd ta siła pochodzi. Delikatnie położyłam lewą rękę na brzuchu.
-Świetnie! -usłyszałam krzyk Josepha a za nim stali jego ochroniarze i rodzina Sebastiana. -Naprawdę świetnie! Zajmijcie się nimi -po chwili zrzuciłam zaklęcie i wzięłam głęboki oddech.