sobota, 8 lutego 2014

52.

-Że co proszę?!
-Nie narażę moich ochroniarzy na moc tak potężnej wiedźmy -wyjaśnił spokojnie.
-Mogę zrobić Ci krzywdę! -krzyknęłam mu prosto w twarz.
-Ćwiczyliśmy to z Twoją babcią. Wiem jak to robić, żeby sobie krzywdy nie zrobić -odparł i powolnym krokiem zszedł na trawę. -Tym razem wyobraź sobie, że mnie odpychasz -wyjaśnił. Zamknęłam oczy, wzięłam trzy głębokie wdechy, wyciągnęłam rękę, skupiłam się na jednej myśli i nic, żadnego mrowienia.
-Nie potrafię tego zrobić -szepnęłam zerkając na niego.
-Bo nie skupiasz na mnie swoich uczuć. To proste. Kiedy chcesz zrobić komuś krzywdę skupiasz się na złości i na niebezpieczeństwie. W tym przypadku na samej złości -wyjaśnił. Powtórzyłam czynności i skupiłam się na złości i sile, którą odpycham Josepha i poczułam przyjemne mrowienie, które rozeszło się po moim ciele.
-Udało się! -krzyknęłam otwierając oczy. -Joseph? -spytałam w przestrzeń bo przede mną nikogo nie było. Dopiero po chwili pojawił się na tym samym miejscu.
-Myślałem, że zdążę dobiec zanim otworzysz oczy, ale przeleciałem aż przez drogę -wyjaśnił szczerząc się do mnie głupio. -Rekord Twojej babci to 5km, przebijesz ją za drugim razem. Teraz wyślij mnie w górę -powiedział zachęcająco. Nawet nie próbowałam protestować, tylko skupiłam się na zadaniu i po chwili znów poczułam ciepłe mrowienie.
-Nie sądziłem, że się na to zgodzisz -usłyszałam chwilę później.
-Poradziłam sobie? -spytałam.
-Jeszcze nigdy nie latałem -odparł zadowolony.
-A moja babcia? -spytałam zdziwiona.
-Nie próbowaliśmy tego. Przyszło mi dopiero teraz to do głowy -wyjaśnił jak dziecko, które cieszyło się z zabawki. -Na dzisiaj zakończymy. Następnym razem uprzedzę, że przyjadę -powiedział zerkając w okna za mną i wszyscy zniknęli a mój brzuch dał o sobie znać.
*
-Gniewasz się na mnie? -spytałam chłopaka, który udawał, że czyta. Nie odpowiedział i nadal nie spuszczał z książki oczu. Powoli ściągnęłam koszulkę i rzuciłam ją na fotel. Zauważyłam po lewej stronie jakiś ruch, lecz nie przejmowałam się tym i ściągnęłam spodnie kładąc je w tym samym miejscu. W jakże skąpym stroju udałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Owinięta w krótki ręcznik powoli wyszłam do sypialni. Zauważyłam jak mój ukochany podnosi wzrok nad książki. Uśmiechnęłam się zwycięsko, wiedziałam, że już wygrałam tą naszą małą wojnę.
-Nie musisz mi tego robić -powiedział odkładając książkę na stolik.
-Czego? -spytałam głupio podchodząc do łóżka i siadając na brzegu. Powoli nachyliłam się i złożyłam na jego wargach namiętny pocałunek. -Ja nic umyślnie nie robię -szepnęłam rozpinając mu rozporek.
-Nie możemy tego zrobić -szepnął, lecz widziałam jak z każdym słowem jego jego siła woli zmniejszała się.
-Czego zrobić? -znów spytałam głupio siadając na nim okrakiem i wsadzając rękę do jego spodni.
-Proszę -szepnął a ja zaczęłam całować go wpierw po szyi następnie zjeżdżając niżej aż do pępka.
-O co mnie kochanie prosisz? -szepnęłam ściągając z niego koszulkę i spodnie.
-Nie chcę Ci zrobić krzywdy -szepnął a ja powoli ściągnęłam mu bokserki.
-Zawsze mogę się odpłacić -odszepnęłam gryząc go w dolną wargę. Chwilę później znajdowałam się pod nim.
-Rozebrałaś mnie a sama nie ściągnęłaś ręcznika -szepnął i z potężną siłą ściągnął ze mnie ręcznik.
-Długo musiałam Cię prosić -odparowałam.
-Ty mnie do tego zmusiłaś -powiedział władczym tonem a ja szybkim ruchem zmieniłam pozycję.
-Pamiętaj, że zawszę dostaję to czego chcę -odpowiedziałam siadając na nim krokiem i ciągnąc go, żeby również usiadł.
-Na pewno tego chcesz? -spytał.
-Kochaj się ze mną -odparłam.Chwilę później oddaliśmy się przyjemności.
*
Zerwałam się z łóżka i biegiem rzuciłam się w stronę toalety, w której wylądowało moje śniadanie. Natychmiastowo zjawił się obok mnie Sebastian. Powoli podniósł mnie z podłogi przeszedł do pokoju i położył na łóżku. Przez chwilę w jego oku zauważyłam odcień czerwonego. Zanotowałam to w pamięci i obiecałam sobie, że zajmę się niedługo tym.
-Przynieść Ci coś? -spytał czulę.
-Zrobisz mi obiad? Zaraz się ubiorę i pójdę do Ciebie. Nakarm małego, co? -zniknął nim skończyłam mówić zdanie. Założyłam sukienkę [klikajcie], związałam włosy w luźnego koka i nałożyłam lekki makijaż. Podziwiając swój efekt końcowy w lusterku dotknęłam delikatnie swojego brzucha. Widać było już lekkie zaokrąglenie. Na obiad dostałam dużą porcję ryby z frytkami a do tego sałatkę.
*(Trzy miesiące później)
Usiadłam wyczerpana na fotelu.
-Musisz dać radę -naciskał Joseph. -Wpłyń na moje myśli, zmień ich bieg. W niejednej sytuacji może Ci to uratować życie.
-Ćwiczymy już połowę dnia. Ja nie mam siły! -podniosłam lekko głos.
-Do zobaczenia niedługo -i on jak i jego ochrona znikli nagle co oznaczało przyjazd Sebastiana z małym. Nie myliłam się chwilę później obaj zjawili się na tarasie.
-Poszedł już? -jego nietolerancja mnie drażniła. Nim zdążyłam odpowiedzieć na jego pytanie emocje na jego twarzy zmieniły się szybko. -Weź małego i schowaj się -jego głos przesiąknięty był strachem i troską.
-Co się dzieje?
-Nieznane wampiry w okolicy. Zbliżają się w szybkim tempie. Około siedmiu -w jego ręku zjawił się telefon. -I tak nie zdążycie przed nimi! Nie słyszałaś co powiedziałem! -krzyknął wpierw do telefonu a później na mnie. Szybko chwyciłam małego i zaniosłam go do kuchni, gdzie włączyłam mu telewizor i wróciłam z powrotem na taras. -Nie wychodź tu! Schowaj się! -krzyknął na mnie, lecz było już za późno. Na podwórku pojawiło się siedmiu wampirów. Mimowolnie Sebastian przesunął się w moją stronę, chowając mnie za swoimi plecami.
-Nie uważasz, że nie ładnie tak krzyczeć na swoją dziewczynę? -zapytał jeden z wampirów idących na przedzie.
-Czego chcesz George? -z gardła mojego chłopaka wyrwał się cichy warkot.
-Pamiętasz mnie? -zwrócił się do mnie. -Twój chłopak zabił Harry'ego, więc postanowiłem zrobić to samo, tylko, że na jego oczach -dzieliło nas parę kroków.
-Nie dostaniesz jej -w mojej głowie zaiskrzył się pewien pomysł. Dotknęłam dłoni Sebastiana skupiając na tym swoją siłę, jednak nadal nie spuszczając z tamtych wzroku. Przesłałam mu najpierw pozytywną energię, żeby się skupił następnie "bańkę", która miała za zadanie go chronić.
-Ty jesteś jeden nas jest siedmioro -powiedział pewnym głosem. Wiedziałam, że to co chcę zrobić będzie szalone i może głupie z mojej strony, ale musiałam zaryzykować. Byłam świadoma tego, że Sebastian może stracić ochronę z mojej strony, ale musiałam również działać. Byłam przygotowana. -Chcemy tylko jej. Jak się odsuniesz nic Ci nie zrobimy.
-Nie dostaniecie jej! -powtórzył stanowczo.
-Bierzcie ją! -krzyknął w tym samym czasie wampiry rzuciły się w naszą stronę a ja rzuciłam w ich stronę "kulkę" cierpienia. Działała przez ułamek sekundy, jednak zaraz po chwili przestała.
-Nie, nie, nie -skupiłam się bardziej i w ułamku sekundy poczułam ciepło dobywające się ze mnie. Zaklęcie było dość silne, żeby wszystkie wampiry upadły na ziemię i wiły się z bólu. Zerknęłam na Sebastiana, który stał jak wryty i uśmiechnęłam się triumfująco.
-Jak długo zdołasz ich tak powstrzymać? -spytał.
-Dość długo, maleństwo mi pomaga -wiedziałam już skąd ta siła pochodzi. Delikatnie położyłam lewą rękę na brzuchu.
-Świetnie! -usłyszałam krzyk Josepha a za nim stali jego ochroniarze i rodzina Sebastiana. -Naprawdę świetnie! Zajmijcie się nimi -po chwili zrzuciłam zaklęcie i wzięłam głęboki oddech.

niedziela, 10 listopada 2013

51.

-Jestem za młoda? -spytałam zaskoczona, jednak zanim zdążył mi odpowiedzieć zjawiła się kelnerka, która po odłożeniu soków stanęła, jakby nie wiedziała co ze sobą ma zrobić. Zirytowało mnie trochę jej zachowanie. -Nie potrzebujemy nic więcej -odezwałam się. Kelnerka z nienawiścią w oczach spojrzała na mnie i odeszła.
-Młode czarownice uczą się od najmłodszych lat czarować a i tak potężne zaklęcie mogą rzucić dopiero w późniejszym wieku. Ty która nie uczyłaś się praktykować czarów będziesz miała trochę trudniej -wyjaśnił z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie dziwiłam się kelnerce. Nadal onieśmielał mnie jego widok. Perfekcyjny uśmiech podkreślał głębie jego oczu co w połączeniu z nieułożonymi włosami stawiało przede mną prawdopodobnie najprzystojniejszego wampira na całym świecie.
-A może ja tego nie chcę? -spytałam jednocześnie powstrzymując się od dalszych fantazji na temat Josepha.
-Magia która nie jest pod kontrolą potrafi zabić człowieka. Twoja na pewno Cię zabije, więc nie masz wyboru -wyjaśnił swobodnie opierając się o oparcie krzesła.
-Moja czymś się różni? -spytałam lekko zdenerwowana.
-Jesteś powiązana z wampirem. W dodatku nosisz jego dziecko, które również daje Ci moc -wyjaśnił spokojnie.
-Nauczysz mnie? -zaproponowałam cicho a w następnej chwili widziałam jak na Jego twarzy zakwita duży uśmiech. W następnej chwili zapłacił i odprowadził mnie bez słowa do auta. Tam pożegnał się i bez odpowiedzi na moje pytanie odjechał. Rozejrzałam się speszona i sama ruszyłam w stronę domu. Po drodze zabierając panią Lewis, która miała w rękach wielką księgę. Zdziwiona zerknęłam na nią, jednak jedynie ruszyła ramionami.
*
-Tato wyślesz mi sms numer do twojego znajomego ginekologa? -spytałam do telefonu kątem oka zerkając na Sebastiana, który próbował uśpić małego.
-Może sam do niego zadzwonię? W następnym tygodniu Ci pasuje? -zaproponował a w jego głosie wyczułam troskę.
-Byłabym bardzo wdzięczna -odpowiedziałam nadal bacznie obserwując Sebastiana.
-A tak to, to jak się czujesz? Wszystko w porządku?
-Tak. Tato może zadzwonisz jutro to porozmawiamy, bo mały nie może zasnąć -poprosiłam i chwilę później rozłączyłam się. -Daj mi go -szepnęłam w stronę Sebastiana, który posłał mi wdzięczny uśmiech i oddał mi posłusznie małego, jednak po chwili zerknął na mnie przerażony.
-Możesz dźwigać? -spytał zatroskany na co tylko przekręciłam oczami. Powoli usiadłam z małym na bujanym krześle przytulając go do siebie. Chwilę później Sebastian odebrał ode mnie śpiącego małego.
-Kolacja? -zaproponował.
-Nie jestem głodna -odpowiedziałam wstając i powoli podchodząc do niego.
-Powinnaś ... -nie zdążył dokończyć ponieważ przerwałam mu namiętnym pocałunkiem.
*
Przejechałam ręką po pustym łóżku i powoli otworzyłam oczy. Szybko ubrałam się i wolnym krokiem ruszyłam na taras. Na powietrzu poczułam się lepiej.
-Dobrze się czujesz?- usłyszałam głos najstarszego. Otworzyłam szybko oczy i spostrzegłam czterech wampirów stojących w ogrodzie bacznie nas obserwujących a przede mną stał nie kto inny jak sam Joseph.
-Poranne mdłości -odparłam. -Zaczynamy? -spytałam, jednak nie czułam strachu mając wrażenie, że w obecności Josepha nic złego nie może mi się stać. Wyciągnął niski stół na środek tarasu i usiadł na kocu wskazując miejsce naprzeciwko siebie, jednocześnie wyciągając zwykłą świeczkę. Zerknęłam na niego zdziwiona.
-Zapal ją -odpowiedział spokojnie a ja wiedziałam, że nie mówił on o zwykłej zapalniczce.
-Niby jak mam to zrobić? -spytałam zdziwiona siadając.
-Skup się. Zamknij oczy i wyobraź sobie jak ta świeczka płonie -odpowiedział zwyczajnie na świecie. Powoli zamknęłam oczy, wzięłam trzy głębokie wdechy, wysunęłam rękę nad świeczkę i wyobraziłam sobie jak płonie. W tym samym momencie co wyobraziłam sobie płomień po moim ciele przeszedł przyjemny dreszczyk. Otworzyłam oczy i szybko cofnęłam rękę ponieważ świeczka tliła się słabym promieniem. Zerknęłam szczęśliwa na Josepha i zdążyłam zauważyć na jego twarzy zdziwienie, zaraz zakryte poważnym wyrazem twarzy. Spojrzałam na jego ochroniarzy, którzy obserwowali nas z zaciekawieniem.
-Coś się stało? -spytałam zdziwiona obserwując jego twarz, żeby żaden wyraz twarzy mi nie uciekł.
-Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że zrobisz to tak szybko i nie przygotowałem nic innego na dziś -odpowiedział poważnie. -Dopiero teraz widzę jaka Twoja moc jest potężna. I jeżeli szybko jej nie opanujemy może być nie przyjemnie -stwierdził powoli uważnie dobierając słowa.
-Co wy tu robicie? -usłyszałam głos Sebastiana za swoimi plecami.
-Ćwiczymy -odparłam spokojnie.
-Praktykujesz magię? Joseph? -był taki wściekły, że myślałam że za chwilę rzuci się na mojego nauczyciela.
-Zajmij się małym. My za niedługo kończymy. Później Ci to wyjaśnię. Proszę? -spytałam zerkając na niego.
-Ty idź do małego a on niech stąd wyjdzie! Zrobisz krzywdę naszemu dziecku! -krzyknął wprost w moją twarz.
-Chyba zapomniałeś, że nie jestem małą dziewczynką! -odkrzyknęłam podnosząc się. -I wiem co mam robić! -dodałam, jednak Sebastiana już nie było.
-Spokojnie jest u Dominika -szepnął Joseph wprost do mojego ucha. -Denerwowanie w twoim stanie nie jest potrzebne. Chyba nie chcesz zaszkodzić dziecku magią? -spytałam spokojnie zerkając w głębie moich tęczówek.
-Nie potrafię się uspokoić -odpowiedziałam nadal wściekła.
-Zrobimy ćwiczenie ze mną -stwierdził spokojnie.

czwartek, 22 sierpnia 2013

50.

"Ród Collinsów jest jednym z najstarszych rodów z całej Ziemi. Co druga kobieta w ich rodzinie zostaje wiedźmą. I nie byłoby w tym rodzie nic nadzwyczajnego, gdyby nie sam fakt, że jedna z czarownic poparła czarownicę, która rzuciła klątwę na wampiry. Bez krwi z ich rodu złamanie klątwy jest niemożliwe. Podczas ceremonii Wybraniec musi napić się krwi jednej z rodu Collinsów."
-Co czytasz? -usłyszałam głos swojego ukochanego za plecami.
-Książkę -odpowiedziałam mu troszkę zmieszana szybko ją zamykając. -To jak jedziemy do Twoich rodziców? -spytałam na co on kiwnął tylko głową i ruszył na górę. -Weź małemu coś na przebranie -mruknęłam pod nosem, jednak wiedziałam, że usłyszał.
*
-Gratulacje! -krzyknął Kuba, gdy tylko nas zobaczył i zakrył mi cały świat.
-Odcinasz mi dopływ tlenu -szepnęłam szybko łapiąc oddech, gdy mnie puścił.
-Przepraszam -odpowiedział. -Po prostu się cieszę.
-Cieszysz się bardziej, niż gdy Michała żona była w ciąży -odparowała mu Karolina.
-Oni byli małżeństwem. Po za tym to co innego -usprawiedliwił się.
-Och dajcie im trochę spokoju -mruknęła pani Lewis rozganiając całe towarzystwo. -Kochanie pozwolisz ze mną? -zwróciła się do mnie a ja udałam się za nią wprost do jej gabinetu. -Wiesz, że ciąża z wampirem wygląda dużo inaczej niż z zwykłym człowiekiem -zaczęła, gdy już obie usiadłyśmy.
-Ale przecież ciąża Aleksandry wyglądała całkiem normalnie -zauważyłam.
-To tylko dlatego, że Michał był tak zwanym pół-człowiekiem. Jeszcze dodajmy fakt, że Sebastian jest wybrańcem oraz że jesteś z rodu Collinsów. Oczywiście nie chcę Cię straszyć -dodała na końcu.
-Co będę musiała zrobić? -spytałam cicho przerażona zerkając na kobietę. Wiedziałam jedno, że nie zrobię nic bo by mogło zagrozić dziecku.
-Jeżeli ciąża będzie przebiegać prawidłowo nic nie będziemy robić, jednak gdy maluszek będzie chciał zrobić Tobie albo sobie krzywdę dopiero będziemy działać -wyjaśniła na co bardziej przerażona spojrzałam na nią. -A teraz przejdźmy do spraw normalnych. Kiedy planujesz iść do lekarza? -spytała a ja zerknęłam na nią zdziwiona. -Chyba nie myślisz, że będę prowadziła całą Twoją ciążę?
-W tym tygodniu na pewno -odpowiedziałam jej drżącym głosem.
-Polecić Ci kogoś? -zaproponowała a ja jedynie pokręciłam głową. Zanim zaczęła mówić szybko chwyciłam kartkę i długopis i napisałam: "Ufasz mi?" i podsunęłam jej pod nos. Ta zdziwiona kiwnęła lekko głową, więc wyrwałam jej kartkę i dopisałam: "Muszę się spotkać z Josephem. Sebastian nie może się dowiedzieć." Szybko napisałam i znów podsunęłam jej pod nos. Kobieta znów kiwnęła głową i wstała. Chwilę później byłyśmy w salonie. Ufałam tej kobiecie i wiedziałam, że dość długo nie będę musiała czekać i nie myliłam się. Po dziesięciu minutach skierowała do mnie pytanie.
-Klaudio byłabyś tak miła i zawiozła mnie do mojej koleżanki? Muszę pożyczyć od niej książkę.
-Mamo ja to mogę zrobić -zaproponował od razu Sebastian, kobieta jakby tego nie usłyszała nadal wpatrywała się we mnie.
-Oczywiście -odpowiedziałam jak mi się wydawało dość naturalnie. Cmoknęłam lekko Sebastiana w policzka i wyszłam za kobietą.Odezwałam się dopiero jak wjeżdżałyśmy do miasta. -Jedzie pani ze mną?
-Wysadź mnie na rynku -odpowiedziała. -Masz tylko pół godziny. Inaczej zorientują się, że nie byłyśmy tam gdzie miałyśmy być -dodała wysiadając. Szybko ruszyłam do mojej ulubionej restauracji. Zdążyłam jedynie zaparkować a drzwi od mojego auta otworzyły i moim oczom ukazał się Joseph.
-Bardzo dobre miejsce -powiedział delikatnie dotykając wargami mojej dłoni. Chwilę później oboje siedzieliśmy przy stoliku najbardziej oddalonym od wejścia.
-Jaki był powód, że chciałeś się ze mną spotkać? -przeszłam od razu do sedna sprawy.
-Co podać? -spytała kelnerka, która nagle pojawiła się obok nas.
-Dla mnie sok pomarańczowy -odpowiedziałam zerkając na nią przez ułamek sekundy.
-Dwa poprosimy. Zapewne masz do mnie dużo pytań -kontynuował, gdy tylko kelnerka oddaliła się od nas.
-Dlaczego moi rodzice nic mi na ten temat nie powiedzieli? -zadałam pierwsze pytanie, które kłębiło się w mojej głowie.
-Twoja mama nawet nie wie, że pochodzi z rodu Collinsów. Twoja babka była wiedźmą, czyli Twoją matkę to pomija. Twoja rodzicielka nic również na ten temat nic nie wie bo jej matka zmarła przy porodzie, więc nie miał kto jej tej wiedzy przekazać a Twój dziadek nie był w to wszystko wtajemniczony -wyjaśnił spokojnie a na końcu cicho się zaśmiał.
-To dlaczego jak jestem wiedźmą to nigdy niczego nie wybuchło przy mnie?! -spytałam nieco głośniej niż zamierzałam. Joseph zanim odpowiedział odczekał chwilę.
-Czary to nie łatwa sprawa. I nigdy od tak sobie nie możesz ich używać. Jesteś również jeszcze za młoda, żebyś mogła ich używać kiedy Ci się zapragnie.
-----------------------------------------------
Jest bardzo krótka notka, ale bardzo chciałam dziś coś dodać. A jutro znów wyjeżdżam, więc no :c

niedziela, 14 lipca 2013

49.

-Czyli jesteś w ciąży? -usłyszałam głos swojego ukochanego, którego w ogóle nie widziałam. Lekko przetarłam oczy i kiwnęłam głową. Poczułam jak odrywam się od ziemi.
-Co ty robisz? -spytałam zdziwiona. Po chwili leżałam na łóżku.
-Musze o Ciebie dbać -odpowiedział a na jego twarzy zakwitł uśmiech.
-Cieszysz się? -spytałam zdziwiona podnosząc się.
-Będę ojcem. Czemu mam się nie cieszyć? -tym razem to on spytał chwytając za swój telefon. -Mamo? Twoje przepuszczenia z niedawna się sprawdziły. Ona jest w ciąży -szybko powiedział do telefonu a ja zerknęłam na niego zirytowana na co on tylko się uśmiechnął. -Jutro. Dziś chcę się nacieszyć -odpowiedział rozłączając się.-Wrócę za chwilę mały się obudził -mruknął i skierował się prosto do drzwi.
-Trzeba go nakarmić. Przynieś go do kuchni a ja zrobię mu mannę -powiedziałam wstając.
-Nie ja go nakarmię.
-Ciąża to nie choroba! -krzyknęłam na co szybko do mnie podbiegł.
-Nie denerwuj się -szepnął mi wprost w usta.
-Chyba już to przerabialiśmy! -znów podniosłam głos przechodząc obok niego. Po wyjściu z pokoju skierowałam się od razu do kuchni, gdzie od razu zaczęłam przygotowywać mannę.Chwilę później pojawili się w niej Sebastian z Dominikiem. Podałam mannę Sebastianowi a sama odebrałam telefon.
-Dzień dobry pani Klaudio -usłyszałam nieznajomy głos. -Z tej strony Jason Thicke. Nie wiem czy mnie pani pamięta z pewnością nie. Jestem jednym z pięciu. Wie pani co to? -spytał.
-Nie -odpowiedziałam zszokowana.
-Nasza piątka jest powołana do ochrony Najstarszego czyli Josepha. Zawsze jesteśmy przy nim. Tak się składa, że podstałem pewną misję. Na tarasie na stoliku będzie leżał list od Niego, prosi, żeby pani go przeczytała. Skontaktuję się z panią jak pani przeczyta, dobrze? -zaproponował na co przystałam i rozłączyłam się. Zerknęłam przez ramię na Sebastiana, który karmił małego. Dobrze wiedziałam, że wszystko słyszał. Lekko zdenerwowana wyszłam na taras, gdzie rzeczywiście leżała koperta. Niepewnie ją otworzyłam. List napisany był pochyłym i bardzo zawiłym pismem.
"Droga Klaudio
Bardzo Ci gratuluję nowego jeszcze nie narodzonego członka rodziny. Jednocześnie smutno mi, że ostatnim razem wyjechałem bez pożegnania, mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
Przejdźmy do sedna. Zapewne pamiętasz co ostatnim razem Ci powiedziałem. Doskonale wiem, że jeszcze nie potwierdziłaś w żaden sposób moich informacji, jednak wiem, że mogłaś mi nie uwierzyć. W domu Twoich rodziców w jakże dobrze znanej Ci księdze znajdziesz historię Twojego rodu. Z chęcią bym się z Tobą spotkał jak już zapoznasz się z całą historią.
Wszystkie informacje możesz przekazywać mojemu strażnikowi.
Joseph Martin Richardson. "
Lekko zszokowana tym co przeczytałam wstałam. Od razu poczułam na sobie czyjś wzrok i usłyszałam dzwonek telefonu. Delikatnie pokręciłam głową i wskazałam na ucho i dom. Powoli weszłam do środka z listem. Na szczęście w kuchni nie było nikogo. Wzięłam długopis i na odwrocie listu napisałam: "Jutro o dwunastej. Będziesz wiedział gdzie". Natychmiast odłożyłam go na miejsce na tarasie. Wchodząc do kuchni zauważyłam, że już go nie było. Skierowałam się w stronę pokoju małego i zastałam tam dwójkę mężczyzn. Dołączyłam do zabawy z nimi.
*
-Muszę wyjść -powiedziałam Sebastianowi chwytając torebkę.
-Jechać z Tobą? -zaproponował.
-Chyba nie możesz wychodzić z domu co? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie i zauważyłam zmieszanie na jego twarzy.
-No dobrze a kto będzie Cię pilnować? -tym razem wiedziałam, że nie wywinę się tak łatwo, więc postanowiłam go nie okłamywać.
-Jeden z pięciu. Jason -odmruknęłam. -Jadę do rodziców -dodałam wychodząc z sypialni i udając się od razu do garażu. Wsiadłam w swojego garbusa i ruszyłam trasą w stronę domu rodziców. Po piętnastu minutach jazdy byłam na miejscu. Wysiadłam z samochodu biorąc głęboki wdech. Wiedziałam, że to będzie ciężka rozmowa, jednak musiałam ją przetrwać.
-Mamo?! Tato?! -krzyknęłam wchodząc do środka. Było w nim dość cicho.
-Kochanie! -usłyszałam krzyk mojej rodzicielki z salonu zaraz również sama ona stanęła mi przed oczami. -Jak możesz własnych rodziców tak zaniedbywać? -spytała a w jej oczach widziałam smutek i żal.
-Ona ma własną rodzinę -stanął w mojej obronie tata.
-Mieszka z chłopakiem i opiekuje się nie swoim dzieckiem. Pff też mi rodzina -odmruknęła mu wściekła mama.
-Jesteśmy oficjalnymi opiekunami Dominika co oznacza, że należy do naszej rodziny, która już nie długo powiększy się o jednego członka -powiedziałam dokładnie obserwując ich reakcję. Widziałam szok na twarzy mojej mamy, która od razu złapała się taty, żeby nie upaść.
-Słyszałeś co ona powiedziała? -szepnęła w jego stronę.
-To jej życie i jej błędy -odpowiedział jej a mi posłał wielki promienny uśmiech. Miałam chociaż pewność, że on się cieszy.
-Ona jest za młoda! Jedno dziecko dobrze, ale drugie? A studia? Pomyślałaś o tym?! -krzyknęła w moją stronę.
-Ja tego nie planowałam! Mi jest również ciężko! -odkrzyknęłam.
-Daj jej spokój -mruknął w jej stronę tata i przytulił mnie do siebie. -Gratuluję -szepnął. -Będziecie wspaniałymi rodzicami.
-Już nimi jesteśmy -odszepnęłam i zerknęłam na mamę, która spojrzała krytycznym spojrzeniem na nas, odwróciła się na pięcie i udała się w stronę swojego gabinetu.
-Jej jest ciężko. Najpierw ty się wyprowadziłaś teraz Paweł. Straciła was jedno po drugim.
-Paweł? -spytałam zszokowana. Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że zaniedbywałam swoich rodziców, przyjaciół, rodzinę, znajomych a nawet moje zwierzaki. Byłam zbyt zajęta moim nowym życiem.
-Wyprowadził się do swojego domu -odpowiedział mi na co wpadłam mu w ramiona.
-Przepraszam tato -szepnęłam pomiędzy jednym szlochem a drugim.
-To hormony? -spytał na co wybuchnęłam śmiechem. -Wyszczotkujemy Penelopę? -zaproponował na co skinęłam głową i oboje udaliśmy się w stronę stajni. -A więc kiedy się dowiedziałaś? -spytał chwilę później, gdy już szczotkowaliśmy mojego konia co niezmiernie mnie cieszyło, gdyż spędziłam z nim mało czasu.
-Dziś -odpowiedziałam w tym samym momencie zdając sobie sprawę, że wiedziałam to już od dawna tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy.
-Który miesiąc?
-Nie byłam u lekarza, ale przewiduję około czwartego -odpowiedziałam uśmiechając się i podając Penelopie marchewkę.
-Zostanę dziadkiem -mruknął bardziej do siebie niż do mnie, jednak pokiwałam głową. -Mama też zapewne się bardzo cieszy.
-Tato mam prośbę. Pamiętasz tą księgę co dostałeś ją od pewnego starszego człowieka? Chciałabym ją od was pożyczyć -powiedziałam a na twarzy mojego ojca widziałam szok.
-No dobrze -odpowiedział i boje ruszyliśmy w stronę domu.
Cały wieczór oboje spędziliśmy w bibliotece rozmawiając o błahostkach, ale też o tym co będzie. Wracałam do domu, gdy było już zupełnie ciemno.

piątek, 5 lipca 2013

48.

Obudził mnie dziecięcy głos. Leniwie otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju zdezorientowana. Wstałam i dałam małemu telefon, sama wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w sukienkę (Klik) oraz nałożyłam lekki makijaż. Szybko ubrałam małego i oboje wyszliśmy z sypialni. Na korytarzu spotkałam wielu wampirów wychodzących a wśród nich Sebastiana, który dziękował im za przybycie i za spędzony tutaj czas. Posłałam mu promienny uśmiech i wesołym krokiem ruszyłam do kuchni. Tam nakarmiłam Dominika i wsypałam karmę Michaelowi zjadając przy tym miskę płatków. Wsadzałam właśnie naczynia do zmywarki, gdy poczułam na swojej tali ręce. Szybko odwróciłam się i wpiłam w wargi swojego ukochanego, jednakże chwilę później oprzytomniałam.
-Wszyscy wyszli? -spytałam poprawiając sobie włosy.
-Oprócz mojej rodziny -odpowiedział zbliżając się do mnie. Usłyszałam dzwonek telefonu, wzruszyłam ramionami i odebrałam go a Sebastian cmoknął mnie w szyję i wraz z Dominikiem wyszedł na taras.
-Może tak byśmy się spotkały? -usłyszałam głos Marioli.
-W naszej knajpce o 15? -zaproponowałam.
-Ok -odpowiedziała i rozłączyła się. Wyszłam na taras na którym zastałam całą rodzinę Sebastiana. Właśnie się żegnali. Chwilę później byliśmy sami w domu. Zaniosłam małego do pokoju i wróciłam do Sebastiana. Usiadłam obok niego na kanapie przytulając się do jego torsu.
-Tęskniłem za Tobą -szepnął a ja w odpowiedzi pocałowałam go. Odwzajemnił pocałunek, który z każdą chwilą stawał się bardziej zaborczy i namiętny. Chwilę później siedziałam na nim okrakiem pozwalając aby pocałunkami obdarzał moją szyję. Rozpięłam mu koszulę i ręką przejechałam po jego torsie schodząc w dół. Delikatnie ugryzłam go w dolną wargę jednocześnie rozpinając rozporek. Poczułam jak jego ręka wędruje mi pod sukienkę i rozrywa moje nowe figi. Powoli opuściłam biodra, czułam jak we mnie wchodzi, czułam jego obecność we mnie. Przechyliłam głowę a Sebastian wbił kły w moją szyję. Pił moją krew jednocześnie wchodząc we mnie. Tysiące iskierek krążyło po moim ciele, były w każdej komórce mojego ciała. Jęknęłam kiedy Sebastian zatopił się we mnie cały powodując, że wbił swoje kły mocniej w moją szyję. Poczułam jak jego dotyk słabnie i po chwili przejeżdża swoim językiem po rankach powodując, że przestają krwawić. Sebastian od razu poprawił sobie spodnie i wampirzym tempem przeniósł nas do naszej wspólnej sypialni. -Może wspólna kąpiel? -spytał stawiając mnie na ziemi i poprawiając mi sukienkę. Pokręciłam głową na co on spojrzał się na mnie robiąc smutną minę.
-Umówiłam się z Mariolą. Chcę małemu coś kupić bo powoli wyrasta z ubranek -wyjaśniłam poprawiając swój makijaż.
-Chciałbym Ci towarzyszyć, jednakże nie mogę jeszcze wychodzić -odpowiedział podając mi nowe figi.
-Pojadę sama -odpowiedziałam wzruszając ramionami.
-Musisz wziąć jednego ochroniarza a paru kręcić się będzie po galerii -mruknął.
-Jak ja wytłumaczę jego obecność Marioli?
-Dasz sobie radę -odpowiedział posyłając mi promienny uśmiech. Chwilę się zastanawiałam i sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer Elvisa. Odebrał po pierwszy sygnale.
-Czym mogę służyć?
-Lubisz zakupy? Miejmy nadzieję. Za 15 minut pod naszym domem. Do zobaczenia -mruknęłam do telefonu rozłączając się.
-Elvis? -spytał zdziwiony Bastek podnosząc się z kanapy.
-Niańka do dziecka -odpowiedziałam kierując się do łazienki. Szybko poprawiłam makijaż i wyszłam do sypialni. Zabrałam małego, który już wstał Sebastianowi i wyszłam przed dom. Elvis stał już oparty o mojego garbusa, którego wczoraj nie schowałam do garażu i uśmiechał się zwycięsko.
-Nie wiem czy dobrze zrozumiałem. Zabierasz  mnie na zakupy? -spytał uśmiechając się głupkowato.
-Umówiłam się z Mariolą a że muszę mieć przy sobie kogoś wybrałam Ciebie. Te wszystkie tłumaczenia dotyczące po co ta osoba tu jest za dużo by mi zajęły -wyjaśniłam zapinając małego w foteliku.
-A mnie jak wytłumaczysz?
-Masz dobry kontakt z małym. Jesteś niańką -wyjaśniłam wzruszając ramionami i siadając za kierownicą. Odczekałam chwilę zanim Elvis również wsiadł i ruszyłam. Podróż minęła nam szybko.
-Elvis? -spytała zdziwiona Mariola na powitanie.
-Nasza nowa niańka -odpowiedziałam witając się z nią. -Mały go po prostu lubi -dodałam. Zamówiłyśmy dwie kawy i sok. Elvis podziękował za jakikolwiek napój.
-To co wróciliście do siebie? -spytała a ja kiwnęłam głową. -To co on jest wolny? -znów spytała wskazując głową Elvisa, który stał z małym przy fontannach. Wybuchnęłam głośnym śmiechem. -Przytyło Ci się -stwierdziła.
-Ej! Tak on jest wolny o ile mi wiadomo -odpowiedziałam śmiejąc się. 
-Mówię serio co najmniej ze trzy kilo -mruknęła popijając swoją kawę.
Następne dwie godziny zleciały nam bardzo szybko. Jedna myśl nie dawała mi spokoju, gdy wracaliśmy do domu. Szybko zanim się rozmyśliłam skręciłam w jedną uliczkę. Elvis spojrzał na mnie zdziwiony.
-Musze kupić małemu witaminy -mruknęłam zatrzymując auto przed apteką. -Zostań -dodałam i szybko pobiegłam do apteki.
-Co podać? -spytała młoda kobieta w blond włosach o miłej twarzy.
-Test ciążowy, najlepszy jaki pani ma -odpowiedziałam czując jak się czerwienię. Kobieta podała mi małe pudełeczko, które szybko wrzuciłam do torebki. -I witaminy dla dziecka, te z Kubusia Puchatka mogą być -dodałam. Chwilę później byliśmy w domu.
-Wiesz jak robicie TO, to chociaż moglibyście w domu. Moi ludzie nie muszą tego oglądać -powiedział i zniknął a ja cała się zaczerwieniłam. Wyjęłam śpiącego małego i zaniosłam go do domu.
-Wróciliśmy -powiedziałam. Nie musiałam krzyczeć bo wiedziałam, że Sebastian i tak to usłyszy i nie myliłam się chwilę później stał przede mną.
-Daj położę go -wziął ode mnie małego i udał się z nim na górę a ja skierowałam się w stronę naszej sypialni do łazienki. Szybko przeczytałam instrukcję i zrobiłam tak jak było na niej napisane. Odczekałam chwilę i z trzęsącymi się rękami sięgnęłam po test. Zerknęłam na niego wskazywał dwie czerwone kreski. Natychmiastowo łzy stanęły mi w oczach. Powoli wyszłam z łazienki mój ukochany leżał na łóżku, gdy zobaczył mnie całą zapłakaną szybko do mnie podbiegł.
-Co się stało? -spytał zdziwiony.
-Dwie kreski -odpowiedziałam a z oczu popłynęły mi dwa strumienie łez.

--------------------------------------
Notka dla Martynki <3 ;D 

środa, 26 czerwca 2013

47.

Serce mi zmiękło na jego widok. Na widok jego uśmiechu. Powoli weszłam do naszej sypialni i stanęłam przy łóżku.
-Jak się czujesz? -spytałam starając się aby mi głos nie zadrżał.
-Stało się coś? -wymamrotał.
-Czemu nie opowiedziałeś mi całej legendy? Tylko po to byłam Ci potrzebna? Ojciec Cię do tego namówił? Jesteś usatysfakcjonowany? Może trzeba było od razu wypić całą moją krew a nie trzymać mnie tyle przy życiu? Czy może musisz pić ją częściowo? Jesteś podobny do ojca. Nienawidzę Cię! -ostatnie zdanie wykrzyczałam mu prosto w twarz i wybiegłam z pokoju. Przed pokojem stał Tadeusz. -Zadowolony jesteś?! Jesteście siebie warci! -krzyknęłam do wszystkich zebranych i wybiegłam z domu po drodze chwytając całą swoją torebkę. Chwilę później mknęłam autostradą w stronę swojego prawdziwego domu. Pech chciał, że nikogo nie było w domu a ja nie wzięłam telefonu. Wyciągnęłam zapasowy kluczyk spod doniczki i dostałam się do domu. Chwilę później cała zapłakana usnęłam w swoim starym łóżku.
* (Parę dni później)
-Pojedziesz ze mną? -spytałam siedzącego obok mnie Pawła.
-Do domu? Może sam pojadę? -zaproponował, jednak chciałam zobaczyć małego, więc nie zgodziłam się na tą propozycję. Pół godziny później wjeżdżałam w dobrze znaną mi drogę. Powoli pokonaliśmy trasę. Wysiadając z auta wzięłam głęboki wdech.
-No to jazda -mruknęłam naciskając klamkę. Po domu nadal pałętało się kilku wampirów, nie widziałam również straży Josepha, więc wywnioskowałam, że musiało go już tutaj nie być. -Poczekaj na zewnątrz -powiedziałam do Pawła. Zapomniałam na jakie niebezpieczeństwo go narażam zabierając tutaj. Udałam się szybko do sypialni i weszłam do niej. Mój ukochany leżał w łóżku. Był dość zdziwiony moim widokiem, jednak od razu spróbował wstać. -Nie kłopocz się przyszłam tylko po rzeczy -zaczęłam wrzucać ubrania do walizki.
-Klaudia proszę Cię porozmawiajmy -usłyszałam za swoimi plecami a w moich oczach pojawiły się łzy. Ostatkiem sił je powstrzymałam i wzięłam kosmetyczkę z łazienki.
-Nie mamy o czym -mruknęłam wrzucając jeszcze parę ciuchów. -Po resztę przyjadę jak wyzdrowiejesz -dodałam wychodząc z sypialni. Wyniosłam walizkę przed dom i poszłam do kuchni tam gdzie ostatnio zostawiłam telefon. Na szczęście leżał na swoim miejscu. Weszłam jeszcze na chwilę na taras.
-Dzień dobry -przywitałam się z panią Lewis i Karoliną. Dziewczyna doskoczyła do mnie i mocno mnie do siebie przytuliła.
-Martwiłam się o Ciebie. Nie chciałaś ze mną rozmawiać. Wiedz, że ... -przerwałam jej ruchem ręki.
-Mogę się zobaczyć z małym? -spytałam siedzącej w fotelu pani Lewis.
-Aktualnie Kuba próbuje go uśpić i jeździ z nim po okolicy. Odkąd odeszłaś mały bardzo mało śpi i je -wyjaśniła kobieta. Znów łzy stanęły mi w oczach.
-Jeżeli to nie kłopot to niech mi go jutro przywiezie z rana oddam go na wieczór. I jeżeli chodzi o całą sytuację, jeżeli będę potrzebna niech mnie pani zawiadomi -dodałam i opuściłam ten dom. Paweł musiał prowadzić bo ja nie miałam sił, żeby utrzymać kierownicę.
*
-Chodź maluszku jedziemy do domu -powiedziałam do małego podnosząc go. Zbliżał się wieczór a ja musiałam go zawieźć do domu. Nie chciałam go oddawać, jednak wiedziałam, że to oni są jego rodziną i to oni go dobrze wychowają. Chwilę później byliśmy już pod domem. Zaniosłam małego śpiącego do jego pokoju i zeszłam na dół. Chciałam jeszcze wziąć parę rzeczy, więc udałam się do sypialni. Sebastiana na szczęście nie było. Już miałam wychodzić z powrotem, gdy wtem pojawił się i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
-Porozmawiaj ze mną -szepnął mi wprost do ucha.
-Nic już nas nie łączy. Nienawidzę Cię za to co mi zrobiłeś. Nienawidzę Cię za to kim jesteś. Nienawidzę Cię za to, że mnie okłamałeś. Nienawidzę Cię ... -przerwał mi moją wypowiedź długim pocałunkiem. Nie powstrzymywałam go. Wpiłam się bardziej w jego wargi i przyciągnęłam do siebie. Delikatnie muskał moją szyję swoimi wargami. Tam  gdzie mnie dotykał zostawało pełno iskierek. Brakowało mi jego dotyku. -Kochaj się ze mną -usłyszałam przy swoim prawym uchu. Delikatnie wpiłam się w jego wargi i oboje wylądowaliśmy na łóżku pozbywając się swoich ubrań. My nie uprawialiśmy seksu, my się kochaliśmy.
Obudził mnie dzwonek mojego telefonu.
-Słucham? -szepnęłam ponieważ nie chciałam zbudzić Sebastiana.
-Czemu nie odbierasz? Stało się coś? -usłyszałam znajomy i zatroskany głos Pawła.
-Nie wszystko dobrze -odpowiedziałam ziewając.
-Czyli się pogodziliście?
-Dobranoc -odpowiedziałam wesoła. Zerknęłam na telefon. Była czwarta. Szybko założyłam czarną bieliznę i koszulkę mojego ukochanego i poszłam do kuchni. W salonie siedziało paru wampirów. Uśmiechnęłam się na ich widok i przeszłam do kuchni. W kuchni urzędowała pani Lewis, gdy mnie zobaczyła uśmiech zakwitł na jej twarzy.
-Cieszę się, że wróciłaś -powiedziała a ja wzięłam od niej butelkę i nakarmiłam małego, który siedział w foteliku.
-A ty co szkrabie nie możesz spać? Zaraz zjemy i idziemy spać. Ja też się cieszę -powiedziałam już do kobiety.
----------------------------
Już powinnam regularnie dodawać posty, jednak nic nie obiecuję. Ten jest krótki, ale chciałam coś dodać a znając mnie nic jutro zapewne bym nie napisała xD

poniedziałek, 24 czerwca 2013

46.

-Wcale nie musisz krzyczeć. I tak wszyscy wiedzą o czym mówisz -mruknął z kpiącym uśmiechem.
-Powiedz temu panu, że mogę tam wejść -odpowiedziałam.
-Nie mogę kłamać -znów powiedział.
-Gdzie jest pani Lewis? -kpił mi w żywe oczy. Naprawdę nienawidziłam tego faceta. -Chcę się z nią zobaczyć!.
-Jest przy Sebastianie wraz z Kingą -znów odparł z kpiącym uśmiechem.
-Wiedz, że tego tak nie zostawię! -znów krzyknęłam odchodząc do salonu. Wtem stało się coś czego się nie spodziewałam. Drzwi do mojego domu otworzyły się z głośnym trzaskiem i weszło do niego pełno mężczyzn w garniturach.
-Joseph Martin Richardson -powiedział jeden z nich głośniej a z salonu wyszli wszyscy zebrani, jednak mój wzrok skupił się na czym innym. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna z lekko pokręconymi brązowymi włosami z lekkim uśmiechem na twarzy. Lekki zarost pokrywał również dołeczki w polikach, które dodawały mu całkowitego uroku.
-Zapewne to słynna w świecie wampirów Klaudia -odezwał się podchodząc do mnie. Delikatni chwycił moją rękę i ucałował ją nie spuszczając ze mnie wzroku. Kolana się pode mną ugięły i gdyby nie on zapewne bym upadła. Posłał mi czarujący uśmiech i nadal nie puszczając mojej ręki, którą podtrzymywał za łokieć skinął lekko głową w stronę wszystkich wampirów tłoczących się w korytarzu. Chwilę później obok nas zjawił się Tadeusz i karcącym spojrzeniem obrzucił mnie, jednak zaraz się opanował i skupił na nowo obecnym.
-Jak miło, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością. Miło nam jest gościć Ciebie w naszych skromnych progach -powiedział kłaniając się lekko.
-Naprawdę mógłbyś uważać na swoje słowa -skarcił go i zwrócił się do mnie. -Czy mógłbym pozostać tutaj przez parę dni? Oczywiście, jeżeli nie sprawię kłopotu -znów zwrócił się do mnie tym swoim czarującym głosem a jego spojrzenie zdawało się prześwietlać moją duszę.
-Miło mi, że spytałeś o zgodę. Inni nie pytając czują się jakby byli u siebie -odezwałam się po raz pierwszy w jego obecności aż zdziwiłam się słysząc swój głos, który nie zadrżał. -Pokażę Ci pokój -dodałam wskazując górę.
-Z przyjemnością -odparł i ruszył za mną na górę. Nie obchodziło mnie w ogóle, że wszyscy obecni wciąż tam stoją i nas obserwują. Chwilę później pokazywałam Najstarszemu jeden z największych pokoi w naszym domu. Zanim zdążyłam się zorientować co robi wyprosił wszystkich ochroniarzy i zamknął drzwi za nimi. Nie bałam się jego tylko bałam się tego co mogę zrobić z nim sam na sam w pokoju.
-Mogę usiąść? -spytał.
-Ależ oczywiście to Twój pokój -powiedziałam ze spokojem siadając naprzeciwko niego.
-Jednakże Twój dom -odparł znów posyłając mi czarujący uśmiech. -Odkąd znasz Sebastiana?
-Niedługo będzie dwa lata -odpowiedziałam uśmiechając się do własnych wspomnień.
-Jak się dowiedziałaś, że nie jest on człowiekiem? I po jakim czasie?
-W pewnym sensie intuicja. Zapewne trochę pomogła mi książka -odpowiedziałam spokojnie chociaż w moim umyśle myśli szalały. Każdy Najstarszy pytał mnie o ataki na naszą rodzinę, jednak nie on. Jednakże z wyglądu nie przypominał on, najstarszego wampira więc może taki nie był?
-Moja magiczna książka podarowana Twojemu ojcu? -po wypowiedzeniu tego pytania uśmiechnął się łobuziersko.
-Znasz mojego ojca? -spytałam nieco zdumiona.
-Nie osobiście. No dobrze przejdźmy do sedna sprawy. Nie przyjechałem tutaj dla Sebastiana czy jego rodziny. Jestem tu wyłącznie dla Ciebie -powiedział najspokojniej na świecie kucając przede mną. -To co teraz usłyszysz może zmienić cały twój świat, jednakże obiecuję, że postaram się abyś była bezpieczna -dodał i usiadł z powrotem na fotel. -Pierwsze porwanie Sebastiana i Twoje porwanie nie ma z tym nic wspólnego. To po prostu zbieg okoliczności, jednakże ostatni wypadek dotyczy Ciebie.
-Słucham? -spytałam lekko zdziwiona. -Chyba Cię nie rozumiem -dodałam powoli podnosząc się z fotela.
-Zapewne Sebastian opowiedział Ci legendę mam rację?
-Jest chłopakiem, który może zerwać klątwę związaną z wami -potwierdziłam skinieniem głowy.
-Do tego potrzebna jesteś mu ty.
-Znów Cię nie rozumiem -powtórzyłam znów siadając, żeby móc lepiej obserwować mojego rozmówcę.
-Aby się wzmocnić potrzebna mu krew Collinsów -wyjaśnił. -A ty pochodzi z ich rodu. Masz oczy swojej prababki -dodał uśmiechając się uroczo. -Była świetną wiedźmą.
-Żartujesz sobie ze mnie?! -krzyknęłam i swoim krzykiem przywołałam go z powrotem do pokoju. Pokręcił przecząco głową. Musiałam porozmawiać natychmiast z Sebastianem, jednak ten głupi strażnik mi przeszkadzał. Spojrzałam na Josepha i w mojej głowie narodziła się pewna myśl. -Będziesz mi towarzyszył? -spytałam nieco już spokojniej.
-Z chęcią -odpowiedział otwierając mi drzwi. Oboje ruszyliśmy na dół i chwilę później byliśmy przed moją sypialnią. Wyciągnęłam rękę, żeby nacisnąć klamkę, jednak stojący przed nią strażnik mi to uniemożliwił.
-Chciałabym się zobaczyć z Sebastianem -powiedziałam spokojnie czując jak we mnie wszystko buzuje.
-Dobrze wiesz, że masz tam zakaz przebywania -odpowiedział. Nie uszło mi uwadze, że zwrócił się do mnie po imieniu. Spojrzałam na stojącego po mojej prawej stronie mężczyznę.
-Sądzę, że powinieneś ją wpuścić. I nie zwracaj się do niej po imieniu -posłałam mu promienny uśmiech.
-Kogo wpuszczać a kogo nie zależy od pana Tadeusza a nie od każdej pierwszej osoby takiej jak ty -wysyczał mu prosto w twarz a ja zauważyłam, jakiś ruch za swoimi plecami, jednak mężczyzna podniósł swoją prawą rękę i zauważyłam na niej dziwny znak. Ochroniarz również go zobaczył bo natychmiast upadł na kolana. -Przepraszam, nie wiedziałem z kim mam do czynienia -wyszeptał.
-To jest jej dom i ona decyduje gdzie kto może przebywać a nie Tadeusz -odparł spokojnie i otworzył przede mną drzwi. Moim oczom ukazało się nasze łóżko i mój ukochany siedzący na nim. Widząc mnie uśmiechnął się promiennie.