-Jestem za młoda? -spytałam zaskoczona, jednak zanim zdążył mi odpowiedzieć zjawiła się kelnerka, która po odłożeniu soków stanęła, jakby nie wiedziała co ze sobą ma zrobić. Zirytowało mnie trochę jej zachowanie. -Nie potrzebujemy nic więcej -odezwałam się. Kelnerka z nienawiścią w oczach spojrzała na mnie i odeszła.
-Młode czarownice uczą się od najmłodszych lat czarować a i tak potężne zaklęcie mogą rzucić dopiero w późniejszym wieku. Ty która nie uczyłaś się praktykować czarów będziesz miała trochę trudniej -wyjaśnił z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie dziwiłam się kelnerce. Nadal onieśmielał mnie jego widok. Perfekcyjny uśmiech podkreślał głębie jego oczu co w połączeniu z nieułożonymi włosami stawiało przede mną prawdopodobnie najprzystojniejszego wampira na całym świecie.
-A może ja tego nie chcę? -spytałam jednocześnie powstrzymując się od dalszych fantazji na temat Josepha.
-Magia która nie jest pod kontrolą potrafi zabić człowieka. Twoja na pewno Cię zabije, więc nie masz wyboru -wyjaśnił swobodnie opierając się o oparcie krzesła.
-Moja czymś się różni? -spytałam lekko zdenerwowana.
-Jesteś powiązana z wampirem. W dodatku nosisz jego dziecko, które również daje Ci moc -wyjaśnił spokojnie.
-Nauczysz mnie? -zaproponowałam cicho a w następnej chwili widziałam jak na Jego twarzy zakwita duży uśmiech. W następnej chwili zapłacił i odprowadził mnie bez słowa do auta. Tam pożegnał się i bez odpowiedzi na moje pytanie odjechał. Rozejrzałam się speszona i sama ruszyłam w stronę domu. Po drodze zabierając panią Lewis, która miała w rękach wielką księgę. Zdziwiona zerknęłam na nią, jednak jedynie ruszyła ramionami.
*
-Tato wyślesz mi sms numer do twojego znajomego ginekologa? -spytałam do telefonu kątem oka zerkając na Sebastiana, który próbował uśpić małego.
-Może sam do niego zadzwonię? W następnym tygodniu Ci pasuje? -zaproponował a w jego głosie wyczułam troskę.
-Byłabym bardzo wdzięczna -odpowiedziałam nadal bacznie obserwując Sebastiana.
-A tak to, to jak się czujesz? Wszystko w porządku?
-Tak. Tato może zadzwonisz jutro to porozmawiamy, bo mały nie może zasnąć -poprosiłam i chwilę później rozłączyłam się. -Daj mi go -szepnęłam w stronę Sebastiana, który posłał mi wdzięczny uśmiech i oddał mi posłusznie małego, jednak po chwili zerknął na mnie przerażony.
-Możesz dźwigać? -spytał zatroskany na co tylko przekręciłam oczami. Powoli usiadłam z małym na bujanym krześle przytulając go do siebie. Chwilę później Sebastian odebrał ode mnie śpiącego małego.
-Kolacja? -zaproponował.
-Nie jestem głodna -odpowiedziałam wstając i powoli podchodząc do niego.
-Powinnaś ... -nie zdążył dokończyć ponieważ przerwałam mu namiętnym pocałunkiem.
*
Przejechałam ręką po pustym łóżku i powoli otworzyłam oczy. Szybko ubrałam się i wolnym krokiem ruszyłam na taras. Na powietrzu poczułam się lepiej.
-Dobrze się czujesz?- usłyszałam głos najstarszego. Otworzyłam szybko oczy i spostrzegłam czterech wampirów stojących w ogrodzie bacznie nas obserwujących a przede mną stał nie kto inny jak sam Joseph.
-Poranne mdłości -odparłam. -Zaczynamy? -spytałam, jednak nie czułam strachu mając wrażenie, że w obecności Josepha nic złego nie może mi się stać. Wyciągnął niski stół na środek tarasu i usiadł na kocu wskazując miejsce naprzeciwko siebie, jednocześnie wyciągając zwykłą świeczkę. Zerknęłam na niego zdziwiona.
-Zapal ją -odpowiedział spokojnie a ja wiedziałam, że nie mówił on o zwykłej zapalniczce.
-Niby jak mam to zrobić? -spytałam zdziwiona siadając.
-Skup się. Zamknij oczy i wyobraź sobie jak ta świeczka płonie -odpowiedział zwyczajnie na świecie. Powoli zamknęłam oczy, wzięłam trzy głębokie wdechy, wysunęłam rękę nad świeczkę i wyobraziłam sobie jak płonie. W tym samym momencie co wyobraziłam sobie płomień po moim ciele przeszedł przyjemny dreszczyk. Otworzyłam oczy i szybko cofnęłam rękę ponieważ świeczka tliła się słabym promieniem. Zerknęłam szczęśliwa na Josepha i zdążyłam zauważyć na jego twarzy zdziwienie, zaraz zakryte poważnym wyrazem twarzy. Spojrzałam na jego ochroniarzy, którzy obserwowali nas z zaciekawieniem.
-Coś się stało? -spytałam zdziwiona obserwując jego twarz, żeby żaden wyraz twarzy mi nie uciekł.
-Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że zrobisz to tak szybko i nie przygotowałem nic innego na dziś -odpowiedział poważnie. -Dopiero teraz widzę jaka Twoja moc jest potężna. I jeżeli szybko jej nie opanujemy może być nie przyjemnie -stwierdził powoli uważnie dobierając słowa.
-Co wy tu robicie? -usłyszałam głos Sebastiana za swoimi plecami.
-Ćwiczymy -odparłam spokojnie.
-Praktykujesz magię? Joseph? -był taki wściekły, że myślałam że za chwilę rzuci się na mojego nauczyciela.
-Zajmij się małym. My za niedługo kończymy. Później Ci to wyjaśnię. Proszę? -spytałam zerkając na niego.
-Ty idź do małego a on niech stąd wyjdzie! Zrobisz krzywdę naszemu dziecku! -krzyknął wprost w moją twarz.
-Chyba zapomniałeś, że nie jestem małą dziewczynką! -odkrzyknęłam podnosząc się. -I wiem co mam robić! -dodałam, jednak Sebastiana już nie było.
-Spokojnie jest u Dominika -szepnął Joseph wprost do mojego ucha. -Denerwowanie w twoim stanie nie jest potrzebne. Chyba nie chcesz zaszkodzić dziecku magią? -spytałam spokojnie zerkając w głębie moich tęczówek.
-Nie potrafię się uspokoić -odpowiedziałam nadal wściekła.
-Zrobimy ćwiczenie ze mną -stwierdził spokojnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz