poniedziałek, 24 czerwca 2013

46.

-Wcale nie musisz krzyczeć. I tak wszyscy wiedzą o czym mówisz -mruknął z kpiącym uśmiechem.
-Powiedz temu panu, że mogę tam wejść -odpowiedziałam.
-Nie mogę kłamać -znów powiedział.
-Gdzie jest pani Lewis? -kpił mi w żywe oczy. Naprawdę nienawidziłam tego faceta. -Chcę się z nią zobaczyć!.
-Jest przy Sebastianie wraz z Kingą -znów odparł z kpiącym uśmiechem.
-Wiedz, że tego tak nie zostawię! -znów krzyknęłam odchodząc do salonu. Wtem stało się coś czego się nie spodziewałam. Drzwi do mojego domu otworzyły się z głośnym trzaskiem i weszło do niego pełno mężczyzn w garniturach.
-Joseph Martin Richardson -powiedział jeden z nich głośniej a z salonu wyszli wszyscy zebrani, jednak mój wzrok skupił się na czym innym. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna z lekko pokręconymi brązowymi włosami z lekkim uśmiechem na twarzy. Lekki zarost pokrywał również dołeczki w polikach, które dodawały mu całkowitego uroku.
-Zapewne to słynna w świecie wampirów Klaudia -odezwał się podchodząc do mnie. Delikatni chwycił moją rękę i ucałował ją nie spuszczając ze mnie wzroku. Kolana się pode mną ugięły i gdyby nie on zapewne bym upadła. Posłał mi czarujący uśmiech i nadal nie puszczając mojej ręki, którą podtrzymywał za łokieć skinął lekko głową w stronę wszystkich wampirów tłoczących się w korytarzu. Chwilę później obok nas zjawił się Tadeusz i karcącym spojrzeniem obrzucił mnie, jednak zaraz się opanował i skupił na nowo obecnym.
-Jak miło, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością. Miło nam jest gościć Ciebie w naszych skromnych progach -powiedział kłaniając się lekko.
-Naprawdę mógłbyś uważać na swoje słowa -skarcił go i zwrócił się do mnie. -Czy mógłbym pozostać tutaj przez parę dni? Oczywiście, jeżeli nie sprawię kłopotu -znów zwrócił się do mnie tym swoim czarującym głosem a jego spojrzenie zdawało się prześwietlać moją duszę.
-Miło mi, że spytałeś o zgodę. Inni nie pytając czują się jakby byli u siebie -odezwałam się po raz pierwszy w jego obecności aż zdziwiłam się słysząc swój głos, który nie zadrżał. -Pokażę Ci pokój -dodałam wskazując górę.
-Z przyjemnością -odparł i ruszył za mną na górę. Nie obchodziło mnie w ogóle, że wszyscy obecni wciąż tam stoją i nas obserwują. Chwilę później pokazywałam Najstarszemu jeden z największych pokoi w naszym domu. Zanim zdążyłam się zorientować co robi wyprosił wszystkich ochroniarzy i zamknął drzwi za nimi. Nie bałam się jego tylko bałam się tego co mogę zrobić z nim sam na sam w pokoju.
-Mogę usiąść? -spytał.
-Ależ oczywiście to Twój pokój -powiedziałam ze spokojem siadając naprzeciwko niego.
-Jednakże Twój dom -odparł znów posyłając mi czarujący uśmiech. -Odkąd znasz Sebastiana?
-Niedługo będzie dwa lata -odpowiedziałam uśmiechając się do własnych wspomnień.
-Jak się dowiedziałaś, że nie jest on człowiekiem? I po jakim czasie?
-W pewnym sensie intuicja. Zapewne trochę pomogła mi książka -odpowiedziałam spokojnie chociaż w moim umyśle myśli szalały. Każdy Najstarszy pytał mnie o ataki na naszą rodzinę, jednak nie on. Jednakże z wyglądu nie przypominał on, najstarszego wampira więc może taki nie był?
-Moja magiczna książka podarowana Twojemu ojcu? -po wypowiedzeniu tego pytania uśmiechnął się łobuziersko.
-Znasz mojego ojca? -spytałam nieco zdumiona.
-Nie osobiście. No dobrze przejdźmy do sedna sprawy. Nie przyjechałem tutaj dla Sebastiana czy jego rodziny. Jestem tu wyłącznie dla Ciebie -powiedział najspokojniej na świecie kucając przede mną. -To co teraz usłyszysz może zmienić cały twój świat, jednakże obiecuję, że postaram się abyś była bezpieczna -dodał i usiadł z powrotem na fotel. -Pierwsze porwanie Sebastiana i Twoje porwanie nie ma z tym nic wspólnego. To po prostu zbieg okoliczności, jednakże ostatni wypadek dotyczy Ciebie.
-Słucham? -spytałam lekko zdziwiona. -Chyba Cię nie rozumiem -dodałam powoli podnosząc się z fotela.
-Zapewne Sebastian opowiedział Ci legendę mam rację?
-Jest chłopakiem, który może zerwać klątwę związaną z wami -potwierdziłam skinieniem głowy.
-Do tego potrzebna jesteś mu ty.
-Znów Cię nie rozumiem -powtórzyłam znów siadając, żeby móc lepiej obserwować mojego rozmówcę.
-Aby się wzmocnić potrzebna mu krew Collinsów -wyjaśnił. -A ty pochodzi z ich rodu. Masz oczy swojej prababki -dodał uśmiechając się uroczo. -Była świetną wiedźmą.
-Żartujesz sobie ze mnie?! -krzyknęłam i swoim krzykiem przywołałam go z powrotem do pokoju. Pokręcił przecząco głową. Musiałam porozmawiać natychmiast z Sebastianem, jednak ten głupi strażnik mi przeszkadzał. Spojrzałam na Josepha i w mojej głowie narodziła się pewna myśl. -Będziesz mi towarzyszył? -spytałam nieco już spokojniej.
-Z chęcią -odpowiedział otwierając mi drzwi. Oboje ruszyliśmy na dół i chwilę później byliśmy przed moją sypialnią. Wyciągnęłam rękę, żeby nacisnąć klamkę, jednak stojący przed nią strażnik mi to uniemożliwił.
-Chciałabym się zobaczyć z Sebastianem -powiedziałam spokojnie czując jak we mnie wszystko buzuje.
-Dobrze wiesz, że masz tam zakaz przebywania -odpowiedział. Nie uszło mi uwadze, że zwrócił się do mnie po imieniu. Spojrzałam na stojącego po mojej prawej stronie mężczyznę.
-Sądzę, że powinieneś ją wpuścić. I nie zwracaj się do niej po imieniu -posłałam mu promienny uśmiech.
-Kogo wpuszczać a kogo nie zależy od pana Tadeusza a nie od każdej pierwszej osoby takiej jak ty -wysyczał mu prosto w twarz a ja zauważyłam, jakiś ruch za swoimi plecami, jednak mężczyzna podniósł swoją prawą rękę i zauważyłam na niej dziwny znak. Ochroniarz również go zobaczył bo natychmiast upadł na kolana. -Przepraszam, nie wiedziałem z kim mam do czynienia -wyszeptał.
-To jest jej dom i ona decyduje gdzie kto może przebywać a nie Tadeusz -odparł spokojnie i otworzył przede mną drzwi. Moim oczom ukazało się nasze łóżko i mój ukochany siedzący na nim. Widząc mnie uśmiechnął się promiennie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Super tylko szkoda że taki krótki ten rozdział
Pozdrawiam
K.