-Jestem za młoda? -spytałam zaskoczona, jednak zanim zdążył mi odpowiedzieć zjawiła się kelnerka, która po odłożeniu soków stanęła, jakby nie wiedziała co ze sobą ma zrobić. Zirytowało mnie trochę jej zachowanie. -Nie potrzebujemy nic więcej -odezwałam się. Kelnerka z nienawiścią w oczach spojrzała na mnie i odeszła.
-Młode czarownice uczą się od najmłodszych lat czarować a i tak potężne zaklęcie mogą rzucić dopiero w późniejszym wieku. Ty która nie uczyłaś się praktykować czarów będziesz miała trochę trudniej -wyjaśnił z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie dziwiłam się kelnerce. Nadal onieśmielał mnie jego widok. Perfekcyjny uśmiech podkreślał głębie jego oczu co w połączeniu z nieułożonymi włosami stawiało przede mną prawdopodobnie najprzystojniejszego wampira na całym świecie.
-A może ja tego nie chcę? -spytałam jednocześnie powstrzymując się od dalszych fantazji na temat Josepha.
-Magia która nie jest pod kontrolą potrafi zabić człowieka. Twoja na pewno Cię zabije, więc nie masz wyboru -wyjaśnił swobodnie opierając się o oparcie krzesła.
-Moja czymś się różni? -spytałam lekko zdenerwowana.
-Jesteś powiązana z wampirem. W dodatku nosisz jego dziecko, które również daje Ci moc -wyjaśnił spokojnie.
-Nauczysz mnie? -zaproponowałam cicho a w następnej chwili widziałam jak na Jego twarzy zakwita duży uśmiech. W następnej chwili zapłacił i odprowadził mnie bez słowa do auta. Tam pożegnał się i bez odpowiedzi na moje pytanie odjechał. Rozejrzałam się speszona i sama ruszyłam w stronę domu. Po drodze zabierając panią Lewis, która miała w rękach wielką księgę. Zdziwiona zerknęłam na nią, jednak jedynie ruszyła ramionami.
*
-Tato wyślesz mi sms numer do twojego znajomego ginekologa? -spytałam do telefonu kątem oka zerkając na Sebastiana, który próbował uśpić małego.
-Może sam do niego zadzwonię? W następnym tygodniu Ci pasuje? -zaproponował a w jego głosie wyczułam troskę.
-Byłabym bardzo wdzięczna -odpowiedziałam nadal bacznie obserwując Sebastiana.
-A tak to, to jak się czujesz? Wszystko w porządku?
-Tak. Tato może zadzwonisz jutro to porozmawiamy, bo mały nie może zasnąć -poprosiłam i chwilę później rozłączyłam się. -Daj mi go -szepnęłam w stronę Sebastiana, który posłał mi wdzięczny uśmiech i oddał mi posłusznie małego, jednak po chwili zerknął na mnie przerażony.
-Możesz dźwigać? -spytał zatroskany na co tylko przekręciłam oczami. Powoli usiadłam z małym na bujanym krześle przytulając go do siebie. Chwilę później Sebastian odebrał ode mnie śpiącego małego.
-Kolacja? -zaproponował.
-Nie jestem głodna -odpowiedziałam wstając i powoli podchodząc do niego.
-Powinnaś ... -nie zdążył dokończyć ponieważ przerwałam mu namiętnym pocałunkiem.
*
Przejechałam ręką po pustym łóżku i powoli otworzyłam oczy. Szybko ubrałam się i wolnym krokiem ruszyłam na taras. Na powietrzu poczułam się lepiej.
-Dobrze się czujesz?- usłyszałam głos najstarszego. Otworzyłam szybko oczy i spostrzegłam czterech wampirów stojących w ogrodzie bacznie nas obserwujących a przede mną stał nie kto inny jak sam Joseph.
-Poranne mdłości -odparłam. -Zaczynamy? -spytałam, jednak nie czułam strachu mając wrażenie, że w obecności Josepha nic złego nie może mi się stać. Wyciągnął niski stół na środek tarasu i usiadł na kocu wskazując miejsce naprzeciwko siebie, jednocześnie wyciągając zwykłą świeczkę. Zerknęłam na niego zdziwiona.
-Zapal ją -odpowiedział spokojnie a ja wiedziałam, że nie mówił on o zwykłej zapalniczce.
-Niby jak mam to zrobić? -spytałam zdziwiona siadając.
-Skup się. Zamknij oczy i wyobraź sobie jak ta świeczka płonie -odpowiedział zwyczajnie na świecie. Powoli zamknęłam oczy, wzięłam trzy głębokie wdechy, wysunęłam rękę nad świeczkę i wyobraziłam sobie jak płonie. W tym samym momencie co wyobraziłam sobie płomień po moim ciele przeszedł przyjemny dreszczyk. Otworzyłam oczy i szybko cofnęłam rękę ponieważ świeczka tliła się słabym promieniem. Zerknęłam szczęśliwa na Josepha i zdążyłam zauważyć na jego twarzy zdziwienie, zaraz zakryte poważnym wyrazem twarzy. Spojrzałam na jego ochroniarzy, którzy obserwowali nas z zaciekawieniem.
-Coś się stało? -spytałam zdziwiona obserwując jego twarz, żeby żaden wyraz twarzy mi nie uciekł.
-Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że zrobisz to tak szybko i nie przygotowałem nic innego na dziś -odpowiedział poważnie. -Dopiero teraz widzę jaka Twoja moc jest potężna. I jeżeli szybko jej nie opanujemy może być nie przyjemnie -stwierdził powoli uważnie dobierając słowa.
-Co wy tu robicie? -usłyszałam głos Sebastiana za swoimi plecami.
-Ćwiczymy -odparłam spokojnie.
-Praktykujesz magię? Joseph? -był taki wściekły, że myślałam że za chwilę rzuci się na mojego nauczyciela.
-Zajmij się małym. My za niedługo kończymy. Później Ci to wyjaśnię. Proszę? -spytałam zerkając na niego.
-Ty idź do małego a on niech stąd wyjdzie! Zrobisz krzywdę naszemu dziecku! -krzyknął wprost w moją twarz.
-Chyba zapomniałeś, że nie jestem małą dziewczynką! -odkrzyknęłam podnosząc się. -I wiem co mam robić! -dodałam, jednak Sebastiana już nie było.
-Spokojnie jest u Dominika -szepnął Joseph wprost do mojego ucha. -Denerwowanie w twoim stanie nie jest potrzebne. Chyba nie chcesz zaszkodzić dziecku magią? -spytałam spokojnie zerkając w głębie moich tęczówek.
-Nie potrafię się uspokoić -odpowiedziałam nadal wściekła.
-Zrobimy ćwiczenie ze mną -stwierdził spokojnie.
niedziela, 10 listopada 2013
czwartek, 22 sierpnia 2013
50.
"Ród Collinsów jest jednym z najstarszych rodów z całej Ziemi. Co druga
kobieta w ich rodzinie zostaje wiedźmą. I nie byłoby w tym rodzie nic
nadzwyczajnego, gdyby nie sam fakt, że jedna z czarownic poparła
czarownicę, która rzuciła klątwę na wampiry. Bez krwi z ich rodu
złamanie klątwy jest niemożliwe. Podczas ceremonii Wybraniec musi napić
się krwi jednej z rodu Collinsów."
-Co czytasz? -usłyszałam głos swojego ukochanego za plecami.
-Książkę -odpowiedziałam mu troszkę zmieszana szybko ją zamykając. -To jak jedziemy do Twoich rodziców? -spytałam na co on kiwnął tylko głową i ruszył na górę. -Weź małemu coś na przebranie -mruknęłam pod nosem, jednak wiedziałam, że usłyszał.
*
-Gratulacje! -krzyknął Kuba, gdy tylko nas zobaczył i zakrył mi cały świat.
-Odcinasz mi dopływ tlenu -szepnęłam szybko łapiąc oddech, gdy mnie puścił.
-Przepraszam -odpowiedział. -Po prostu się cieszę.
-Cieszysz się bardziej, niż gdy Michała żona była w ciąży -odparowała mu Karolina.
-Oni byli małżeństwem. Po za tym to co innego -usprawiedliwił się.
-Och dajcie im trochę spokoju -mruknęła pani Lewis rozganiając całe towarzystwo. -Kochanie pozwolisz ze mną? -zwróciła się do mnie a ja udałam się za nią wprost do jej gabinetu. -Wiesz, że ciąża z wampirem wygląda dużo inaczej niż z zwykłym człowiekiem -zaczęła, gdy już obie usiadłyśmy.
-Ale przecież ciąża Aleksandry wyglądała całkiem normalnie -zauważyłam.
-To tylko dlatego, że Michał był tak zwanym pół-człowiekiem. Jeszcze dodajmy fakt, że Sebastian jest wybrańcem oraz że jesteś z rodu Collinsów. Oczywiście nie chcę Cię straszyć -dodała na końcu.
-Co będę musiała zrobić? -spytałam cicho przerażona zerkając na kobietę. Wiedziałam jedno, że nie zrobię nic bo by mogło zagrozić dziecku.
-Jeżeli ciąża będzie przebiegać prawidłowo nic nie będziemy robić, jednak gdy maluszek będzie chciał zrobić Tobie albo sobie krzywdę dopiero będziemy działać -wyjaśniła na co bardziej przerażona spojrzałam na nią. -A teraz przejdźmy do spraw normalnych. Kiedy planujesz iść do lekarza? -spytała a ja zerknęłam na nią zdziwiona. -Chyba nie myślisz, że będę prowadziła całą Twoją ciążę?
-W tym tygodniu na pewno -odpowiedziałam jej drżącym głosem.
-Polecić Ci kogoś? -zaproponowała a ja jedynie pokręciłam głową. Zanim zaczęła mówić szybko chwyciłam kartkę i długopis i napisałam: "Ufasz mi?" i podsunęłam jej pod nos. Ta zdziwiona kiwnęła lekko głową, więc wyrwałam jej kartkę i dopisałam: "Muszę się spotkać z Josephem. Sebastian nie może się dowiedzieć." Szybko napisałam i znów podsunęłam jej pod nos. Kobieta znów kiwnęła głową i wstała. Chwilę później byłyśmy w salonie. Ufałam tej kobiecie i wiedziałam, że dość długo nie będę musiała czekać i nie myliłam się. Po dziesięciu minutach skierowała do mnie pytanie.
-Klaudio byłabyś tak miła i zawiozła mnie do mojej koleżanki? Muszę pożyczyć od niej książkę.
-Mamo ja to mogę zrobić -zaproponował od razu Sebastian, kobieta jakby tego nie usłyszała nadal wpatrywała się we mnie.
-Oczywiście -odpowiedziałam jak mi się wydawało dość naturalnie. Cmoknęłam lekko Sebastiana w policzka i wyszłam za kobietą.Odezwałam się dopiero jak wjeżdżałyśmy do miasta. -Jedzie pani ze mną?
-Wysadź mnie na rynku -odpowiedziała. -Masz tylko pół godziny. Inaczej zorientują się, że nie byłyśmy tam gdzie miałyśmy być -dodała wysiadając. Szybko ruszyłam do mojej ulubionej restauracji. Zdążyłam jedynie zaparkować a drzwi od mojego auta otworzyły i moim oczom ukazał się Joseph.
-Bardzo dobre miejsce -powiedział delikatnie dotykając wargami mojej dłoni. Chwilę później oboje siedzieliśmy przy stoliku najbardziej oddalonym od wejścia.
-Jaki był powód, że chciałeś się ze mną spotkać? -przeszłam od razu do sedna sprawy.
-Co podać? -spytała kelnerka, która nagle pojawiła się obok nas.
-Dla mnie sok pomarańczowy -odpowiedziałam zerkając na nią przez ułamek sekundy.
-Dwa poprosimy. Zapewne masz do mnie dużo pytań -kontynuował, gdy tylko kelnerka oddaliła się od nas.
-Dlaczego moi rodzice nic mi na ten temat nie powiedzieli? -zadałam pierwsze pytanie, które kłębiło się w mojej głowie.
-Twoja mama nawet nie wie, że pochodzi z rodu Collinsów. Twoja babka była wiedźmą, czyli Twoją matkę to pomija. Twoja rodzicielka nic również na ten temat nic nie wie bo jej matka zmarła przy porodzie, więc nie miał kto jej tej wiedzy przekazać a Twój dziadek nie był w to wszystko wtajemniczony -wyjaśnił spokojnie a na końcu cicho się zaśmiał.
-To dlaczego jak jestem wiedźmą to nigdy niczego nie wybuchło przy mnie?! -spytałam nieco głośniej niż zamierzałam. Joseph zanim odpowiedział odczekał chwilę.
-Czary to nie łatwa sprawa. I nigdy od tak sobie nie możesz ich używać. Jesteś również jeszcze za młoda, żebyś mogła ich używać kiedy Ci się zapragnie.
-Co czytasz? -usłyszałam głos swojego ukochanego za plecami.
-Książkę -odpowiedziałam mu troszkę zmieszana szybko ją zamykając. -To jak jedziemy do Twoich rodziców? -spytałam na co on kiwnął tylko głową i ruszył na górę. -Weź małemu coś na przebranie -mruknęłam pod nosem, jednak wiedziałam, że usłyszał.
*
-Gratulacje! -krzyknął Kuba, gdy tylko nas zobaczył i zakrył mi cały świat.
-Odcinasz mi dopływ tlenu -szepnęłam szybko łapiąc oddech, gdy mnie puścił.
-Przepraszam -odpowiedział. -Po prostu się cieszę.
-Cieszysz się bardziej, niż gdy Michała żona była w ciąży -odparowała mu Karolina.
-Oni byli małżeństwem. Po za tym to co innego -usprawiedliwił się.
-Och dajcie im trochę spokoju -mruknęła pani Lewis rozganiając całe towarzystwo. -Kochanie pozwolisz ze mną? -zwróciła się do mnie a ja udałam się za nią wprost do jej gabinetu. -Wiesz, że ciąża z wampirem wygląda dużo inaczej niż z zwykłym człowiekiem -zaczęła, gdy już obie usiadłyśmy.
-Ale przecież ciąża Aleksandry wyglądała całkiem normalnie -zauważyłam.
-To tylko dlatego, że Michał był tak zwanym pół-człowiekiem. Jeszcze dodajmy fakt, że Sebastian jest wybrańcem oraz że jesteś z rodu Collinsów. Oczywiście nie chcę Cię straszyć -dodała na końcu.
-Co będę musiała zrobić? -spytałam cicho przerażona zerkając na kobietę. Wiedziałam jedno, że nie zrobię nic bo by mogło zagrozić dziecku.
-Jeżeli ciąża będzie przebiegać prawidłowo nic nie będziemy robić, jednak gdy maluszek będzie chciał zrobić Tobie albo sobie krzywdę dopiero będziemy działać -wyjaśniła na co bardziej przerażona spojrzałam na nią. -A teraz przejdźmy do spraw normalnych. Kiedy planujesz iść do lekarza? -spytała a ja zerknęłam na nią zdziwiona. -Chyba nie myślisz, że będę prowadziła całą Twoją ciążę?
-W tym tygodniu na pewno -odpowiedziałam jej drżącym głosem.
-Polecić Ci kogoś? -zaproponowała a ja jedynie pokręciłam głową. Zanim zaczęła mówić szybko chwyciłam kartkę i długopis i napisałam: "Ufasz mi?" i podsunęłam jej pod nos. Ta zdziwiona kiwnęła lekko głową, więc wyrwałam jej kartkę i dopisałam: "Muszę się spotkać z Josephem. Sebastian nie może się dowiedzieć." Szybko napisałam i znów podsunęłam jej pod nos. Kobieta znów kiwnęła głową i wstała. Chwilę później byłyśmy w salonie. Ufałam tej kobiecie i wiedziałam, że dość długo nie będę musiała czekać i nie myliłam się. Po dziesięciu minutach skierowała do mnie pytanie.
-Klaudio byłabyś tak miła i zawiozła mnie do mojej koleżanki? Muszę pożyczyć od niej książkę.
-Mamo ja to mogę zrobić -zaproponował od razu Sebastian, kobieta jakby tego nie usłyszała nadal wpatrywała się we mnie.
-Oczywiście -odpowiedziałam jak mi się wydawało dość naturalnie. Cmoknęłam lekko Sebastiana w policzka i wyszłam za kobietą.Odezwałam się dopiero jak wjeżdżałyśmy do miasta. -Jedzie pani ze mną?
-Wysadź mnie na rynku -odpowiedziała. -Masz tylko pół godziny. Inaczej zorientują się, że nie byłyśmy tam gdzie miałyśmy być -dodała wysiadając. Szybko ruszyłam do mojej ulubionej restauracji. Zdążyłam jedynie zaparkować a drzwi od mojego auta otworzyły i moim oczom ukazał się Joseph.
-Bardzo dobre miejsce -powiedział delikatnie dotykając wargami mojej dłoni. Chwilę później oboje siedzieliśmy przy stoliku najbardziej oddalonym od wejścia.
-Jaki był powód, że chciałeś się ze mną spotkać? -przeszłam od razu do sedna sprawy.
-Co podać? -spytała kelnerka, która nagle pojawiła się obok nas.
-Dla mnie sok pomarańczowy -odpowiedziałam zerkając na nią przez ułamek sekundy.
-Dwa poprosimy. Zapewne masz do mnie dużo pytań -kontynuował, gdy tylko kelnerka oddaliła się od nas.
-Dlaczego moi rodzice nic mi na ten temat nie powiedzieli? -zadałam pierwsze pytanie, które kłębiło się w mojej głowie.
-Twoja mama nawet nie wie, że pochodzi z rodu Collinsów. Twoja babka była wiedźmą, czyli Twoją matkę to pomija. Twoja rodzicielka nic również na ten temat nic nie wie bo jej matka zmarła przy porodzie, więc nie miał kto jej tej wiedzy przekazać a Twój dziadek nie był w to wszystko wtajemniczony -wyjaśnił spokojnie a na końcu cicho się zaśmiał.
-To dlaczego jak jestem wiedźmą to nigdy niczego nie wybuchło przy mnie?! -spytałam nieco głośniej niż zamierzałam. Joseph zanim odpowiedział odczekał chwilę.
-Czary to nie łatwa sprawa. I nigdy od tak sobie nie możesz ich używać. Jesteś również jeszcze za młoda, żebyś mogła ich używać kiedy Ci się zapragnie.
-----------------------------------------------
Jest bardzo krótka notka, ale bardzo chciałam dziś coś dodać. A jutro znów wyjeżdżam, więc no :c
niedziela, 14 lipca 2013
49.
-Czyli jesteś w ciąży? -usłyszałam głos swojego ukochanego, którego w ogóle nie widziałam. Lekko przetarłam oczy i kiwnęłam głową. Poczułam jak odrywam się od ziemi.
-Co ty robisz? -spytałam zdziwiona. Po chwili leżałam na łóżku.
-Musze o Ciebie dbać -odpowiedział a na jego twarzy zakwitł uśmiech.
-Cieszysz się? -spytałam zdziwiona podnosząc się.
-Będę ojcem. Czemu mam się nie cieszyć? -tym razem to on spytał chwytając za swój telefon. -Mamo? Twoje przepuszczenia z niedawna się sprawdziły. Ona jest w ciąży -szybko powiedział do telefonu a ja zerknęłam na niego zirytowana na co on tylko się uśmiechnął. -Jutro. Dziś chcę się nacieszyć -odpowiedział rozłączając się.-Wrócę za chwilę mały się obudził -mruknął i skierował się prosto do drzwi.
-Trzeba go nakarmić. Przynieś go do kuchni a ja zrobię mu mannę -powiedziałam wstając.
-Nie ja go nakarmię.
-Ciąża to nie choroba! -krzyknęłam na co szybko do mnie podbiegł.
-Nie denerwuj się -szepnął mi wprost w usta.
-Chyba już to przerabialiśmy! -znów podniosłam głos przechodząc obok niego. Po wyjściu z pokoju skierowałam się od razu do kuchni, gdzie od razu zaczęłam przygotowywać mannę.Chwilę później pojawili się w niej Sebastian z Dominikiem. Podałam mannę Sebastianowi a sama odebrałam telefon.
-Dzień dobry pani Klaudio -usłyszałam nieznajomy głos. -Z tej strony Jason Thicke. Nie wiem czy mnie pani pamięta z pewnością nie. Jestem jednym z pięciu. Wie pani co to? -spytał.
-Nie -odpowiedziałam zszokowana.
-Nasza piątka jest powołana do ochrony Najstarszego czyli Josepha. Zawsze jesteśmy przy nim. Tak się składa, że podstałem pewną misję. Na tarasie na stoliku będzie leżał list od Niego, prosi, żeby pani go przeczytała. Skontaktuję się z panią jak pani przeczyta, dobrze? -zaproponował na co przystałam i rozłączyłam się. Zerknęłam przez ramię na Sebastiana, który karmił małego. Dobrze wiedziałam, że wszystko słyszał. Lekko zdenerwowana wyszłam na taras, gdzie rzeczywiście leżała koperta. Niepewnie ją otworzyłam. List napisany był pochyłym i bardzo zawiłym pismem.
"Droga Klaudio
Bardzo Ci gratuluję nowego jeszcze nie narodzonego członka rodziny. Jednocześnie smutno mi, że ostatnim razem wyjechałem bez pożegnania, mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
Przejdźmy do sedna. Zapewne pamiętasz co ostatnim razem Ci powiedziałem. Doskonale wiem, że jeszcze nie potwierdziłaś w żaden sposób moich informacji, jednak wiem, że mogłaś mi nie uwierzyć. W domu Twoich rodziców w jakże dobrze znanej Ci księdze znajdziesz historię Twojego rodu. Z chęcią bym się z Tobą spotkał jak już zapoznasz się z całą historią.
Wszystkie informacje możesz przekazywać mojemu strażnikowi.
Joseph Martin Richardson. "
Lekko zszokowana tym co przeczytałam wstałam. Od razu poczułam na sobie czyjś wzrok i usłyszałam dzwonek telefonu. Delikatnie pokręciłam głową i wskazałam na ucho i dom. Powoli weszłam do środka z listem. Na szczęście w kuchni nie było nikogo. Wzięłam długopis i na odwrocie listu napisałam: "Jutro o dwunastej. Będziesz wiedział gdzie". Natychmiast odłożyłam go na miejsce na tarasie. Wchodząc do kuchni zauważyłam, że już go nie było. Skierowałam się w stronę pokoju małego i zastałam tam dwójkę mężczyzn. Dołączyłam do zabawy z nimi.
*
-Muszę wyjść -powiedziałam Sebastianowi chwytając torebkę.
-Jechać z Tobą? -zaproponował.
-Chyba nie możesz wychodzić z domu co? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie i zauważyłam zmieszanie na jego twarzy.
-No dobrze a kto będzie Cię pilnować? -tym razem wiedziałam, że nie wywinę się tak łatwo, więc postanowiłam go nie okłamywać.
-Jeden z pięciu. Jason -odmruknęłam. -Jadę do rodziców -dodałam wychodząc z sypialni i udając się od razu do garażu. Wsiadłam w swojego garbusa i ruszyłam trasą w stronę domu rodziców. Po piętnastu minutach jazdy byłam na miejscu. Wysiadłam z samochodu biorąc głęboki wdech. Wiedziałam, że to będzie ciężka rozmowa, jednak musiałam ją przetrwać.
-Mamo?! Tato?! -krzyknęłam wchodząc do środka. Było w nim dość cicho.
-Kochanie! -usłyszałam krzyk mojej rodzicielki z salonu zaraz również sama ona stanęła mi przed oczami. -Jak możesz własnych rodziców tak zaniedbywać? -spytała a w jej oczach widziałam smutek i żal.
-Ona ma własną rodzinę -stanął w mojej obronie tata.
-Mieszka z chłopakiem i opiekuje się nie swoim dzieckiem. Pff też mi rodzina -odmruknęła mu wściekła mama.
-Jesteśmy oficjalnymi opiekunami Dominika co oznacza, że należy do naszej rodziny, która już nie długo powiększy się o jednego członka -powiedziałam dokładnie obserwując ich reakcję. Widziałam szok na twarzy mojej mamy, która od razu złapała się taty, żeby nie upaść.
-Słyszałeś co ona powiedziała? -szepnęła w jego stronę.
-To jej życie i jej błędy -odpowiedział jej a mi posłał wielki promienny uśmiech. Miałam chociaż pewność, że on się cieszy.
-Ona jest za młoda! Jedno dziecko dobrze, ale drugie? A studia? Pomyślałaś o tym?! -krzyknęła w moją stronę.
-Ja tego nie planowałam! Mi jest również ciężko! -odkrzyknęłam.
-Daj jej spokój -mruknął w jej stronę tata i przytulił mnie do siebie. -Gratuluję -szepnął. -Będziecie wspaniałymi rodzicami.
-Już nimi jesteśmy -odszepnęłam i zerknęłam na mamę, która spojrzała krytycznym spojrzeniem na nas, odwróciła się na pięcie i udała się w stronę swojego gabinetu.
-Jej jest ciężko. Najpierw ty się wyprowadziłaś teraz Paweł. Straciła was jedno po drugim.
-Paweł? -spytałam zszokowana. Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że zaniedbywałam swoich rodziców, przyjaciół, rodzinę, znajomych a nawet moje zwierzaki. Byłam zbyt zajęta moim nowym życiem.
-Wyprowadził się do swojego domu -odpowiedział mi na co wpadłam mu w ramiona.
-Przepraszam tato -szepnęłam pomiędzy jednym szlochem a drugim.
-To hormony? -spytał na co wybuchnęłam śmiechem. -Wyszczotkujemy Penelopę? -zaproponował na co skinęłam głową i oboje udaliśmy się w stronę stajni. -A więc kiedy się dowiedziałaś? -spytał chwilę później, gdy już szczotkowaliśmy mojego konia co niezmiernie mnie cieszyło, gdyż spędziłam z nim mało czasu.
-Dziś -odpowiedziałam w tym samym momencie zdając sobie sprawę, że wiedziałam to już od dawna tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy.
-Który miesiąc?
-Nie byłam u lekarza, ale przewiduję około czwartego -odpowiedziałam uśmiechając się i podając Penelopie marchewkę.
-Zostanę dziadkiem -mruknął bardziej do siebie niż do mnie, jednak pokiwałam głową. -Mama też zapewne się bardzo cieszy.
-Tato mam prośbę. Pamiętasz tą księgę co dostałeś ją od pewnego starszego człowieka? Chciałabym ją od was pożyczyć -powiedziałam a na twarzy mojego ojca widziałam szok.
-No dobrze -odpowiedział i boje ruszyliśmy w stronę domu.
Cały wieczór oboje spędziliśmy w bibliotece rozmawiając o błahostkach, ale też o tym co będzie. Wracałam do domu, gdy było już zupełnie ciemno.
-Co ty robisz? -spytałam zdziwiona. Po chwili leżałam na łóżku.
-Musze o Ciebie dbać -odpowiedział a na jego twarzy zakwitł uśmiech.
-Cieszysz się? -spytałam zdziwiona podnosząc się.
-Będę ojcem. Czemu mam się nie cieszyć? -tym razem to on spytał chwytając za swój telefon. -Mamo? Twoje przepuszczenia z niedawna się sprawdziły. Ona jest w ciąży -szybko powiedział do telefonu a ja zerknęłam na niego zirytowana na co on tylko się uśmiechnął. -Jutro. Dziś chcę się nacieszyć -odpowiedział rozłączając się.-Wrócę za chwilę mały się obudził -mruknął i skierował się prosto do drzwi.
-Trzeba go nakarmić. Przynieś go do kuchni a ja zrobię mu mannę -powiedziałam wstając.
-Nie ja go nakarmię.
-Ciąża to nie choroba! -krzyknęłam na co szybko do mnie podbiegł.
-Nie denerwuj się -szepnął mi wprost w usta.
-Chyba już to przerabialiśmy! -znów podniosłam głos przechodząc obok niego. Po wyjściu z pokoju skierowałam się od razu do kuchni, gdzie od razu zaczęłam przygotowywać mannę.Chwilę później pojawili się w niej Sebastian z Dominikiem. Podałam mannę Sebastianowi a sama odebrałam telefon.
-Dzień dobry pani Klaudio -usłyszałam nieznajomy głos. -Z tej strony Jason Thicke. Nie wiem czy mnie pani pamięta z pewnością nie. Jestem jednym z pięciu. Wie pani co to? -spytał.
-Nie -odpowiedziałam zszokowana.
-Nasza piątka jest powołana do ochrony Najstarszego czyli Josepha. Zawsze jesteśmy przy nim. Tak się składa, że podstałem pewną misję. Na tarasie na stoliku będzie leżał list od Niego, prosi, żeby pani go przeczytała. Skontaktuję się z panią jak pani przeczyta, dobrze? -zaproponował na co przystałam i rozłączyłam się. Zerknęłam przez ramię na Sebastiana, który karmił małego. Dobrze wiedziałam, że wszystko słyszał. Lekko zdenerwowana wyszłam na taras, gdzie rzeczywiście leżała koperta. Niepewnie ją otworzyłam. List napisany był pochyłym i bardzo zawiłym pismem.
"Droga Klaudio
Bardzo Ci gratuluję nowego jeszcze nie narodzonego członka rodziny. Jednocześnie smutno mi, że ostatnim razem wyjechałem bez pożegnania, mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
Przejdźmy do sedna. Zapewne pamiętasz co ostatnim razem Ci powiedziałem. Doskonale wiem, że jeszcze nie potwierdziłaś w żaden sposób moich informacji, jednak wiem, że mogłaś mi nie uwierzyć. W domu Twoich rodziców w jakże dobrze znanej Ci księdze znajdziesz historię Twojego rodu. Z chęcią bym się z Tobą spotkał jak już zapoznasz się z całą historią.
Wszystkie informacje możesz przekazywać mojemu strażnikowi.
Joseph Martin Richardson. "
Lekko zszokowana tym co przeczytałam wstałam. Od razu poczułam na sobie czyjś wzrok i usłyszałam dzwonek telefonu. Delikatnie pokręciłam głową i wskazałam na ucho i dom. Powoli weszłam do środka z listem. Na szczęście w kuchni nie było nikogo. Wzięłam długopis i na odwrocie listu napisałam: "Jutro o dwunastej. Będziesz wiedział gdzie". Natychmiast odłożyłam go na miejsce na tarasie. Wchodząc do kuchni zauważyłam, że już go nie było. Skierowałam się w stronę pokoju małego i zastałam tam dwójkę mężczyzn. Dołączyłam do zabawy z nimi.
*
-Muszę wyjść -powiedziałam Sebastianowi chwytając torebkę.
-Jechać z Tobą? -zaproponował.
-Chyba nie możesz wychodzić z domu co? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie i zauważyłam zmieszanie na jego twarzy.
-No dobrze a kto będzie Cię pilnować? -tym razem wiedziałam, że nie wywinę się tak łatwo, więc postanowiłam go nie okłamywać.
-Jeden z pięciu. Jason -odmruknęłam. -Jadę do rodziców -dodałam wychodząc z sypialni i udając się od razu do garażu. Wsiadłam w swojego garbusa i ruszyłam trasą w stronę domu rodziców. Po piętnastu minutach jazdy byłam na miejscu. Wysiadłam z samochodu biorąc głęboki wdech. Wiedziałam, że to będzie ciężka rozmowa, jednak musiałam ją przetrwać.
-Mamo?! Tato?! -krzyknęłam wchodząc do środka. Było w nim dość cicho.
-Kochanie! -usłyszałam krzyk mojej rodzicielki z salonu zaraz również sama ona stanęła mi przed oczami. -Jak możesz własnych rodziców tak zaniedbywać? -spytała a w jej oczach widziałam smutek i żal.
-Ona ma własną rodzinę -stanął w mojej obronie tata.
-Mieszka z chłopakiem i opiekuje się nie swoim dzieckiem. Pff też mi rodzina -odmruknęła mu wściekła mama.
-Jesteśmy oficjalnymi opiekunami Dominika co oznacza, że należy do naszej rodziny, która już nie długo powiększy się o jednego członka -powiedziałam dokładnie obserwując ich reakcję. Widziałam szok na twarzy mojej mamy, która od razu złapała się taty, żeby nie upaść.
-Słyszałeś co ona powiedziała? -szepnęła w jego stronę.
-To jej życie i jej błędy -odpowiedział jej a mi posłał wielki promienny uśmiech. Miałam chociaż pewność, że on się cieszy.
-Ona jest za młoda! Jedno dziecko dobrze, ale drugie? A studia? Pomyślałaś o tym?! -krzyknęła w moją stronę.
-Ja tego nie planowałam! Mi jest również ciężko! -odkrzyknęłam.
-Daj jej spokój -mruknął w jej stronę tata i przytulił mnie do siebie. -Gratuluję -szepnął. -Będziecie wspaniałymi rodzicami.
-Już nimi jesteśmy -odszepnęłam i zerknęłam na mamę, która spojrzała krytycznym spojrzeniem na nas, odwróciła się na pięcie i udała się w stronę swojego gabinetu.
-Jej jest ciężko. Najpierw ty się wyprowadziłaś teraz Paweł. Straciła was jedno po drugim.
-Paweł? -spytałam zszokowana. Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że zaniedbywałam swoich rodziców, przyjaciół, rodzinę, znajomych a nawet moje zwierzaki. Byłam zbyt zajęta moim nowym życiem.
-Wyprowadził się do swojego domu -odpowiedział mi na co wpadłam mu w ramiona.
-Przepraszam tato -szepnęłam pomiędzy jednym szlochem a drugim.
-To hormony? -spytał na co wybuchnęłam śmiechem. -Wyszczotkujemy Penelopę? -zaproponował na co skinęłam głową i oboje udaliśmy się w stronę stajni. -A więc kiedy się dowiedziałaś? -spytał chwilę później, gdy już szczotkowaliśmy mojego konia co niezmiernie mnie cieszyło, gdyż spędziłam z nim mało czasu.
-Dziś -odpowiedziałam w tym samym momencie zdając sobie sprawę, że wiedziałam to już od dawna tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy.
-Który miesiąc?
-Nie byłam u lekarza, ale przewiduję około czwartego -odpowiedziałam uśmiechając się i podając Penelopie marchewkę.
-Zostanę dziadkiem -mruknął bardziej do siebie niż do mnie, jednak pokiwałam głową. -Mama też zapewne się bardzo cieszy.
-Tato mam prośbę. Pamiętasz tą księgę co dostałeś ją od pewnego starszego człowieka? Chciałabym ją od was pożyczyć -powiedziałam a na twarzy mojego ojca widziałam szok.
-No dobrze -odpowiedział i boje ruszyliśmy w stronę domu.
Cały wieczór oboje spędziliśmy w bibliotece rozmawiając o błahostkach, ale też o tym co będzie. Wracałam do domu, gdy było już zupełnie ciemno.
piątek, 5 lipca 2013
48.
Obudził mnie dziecięcy głos. Leniwie otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju zdezorientowana. Wstałam i dałam małemu telefon, sama wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w sukienkę (Klik) oraz nałożyłam lekki makijaż. Szybko ubrałam małego i oboje wyszliśmy z sypialni. Na korytarzu spotkałam wielu wampirów wychodzących a wśród nich Sebastiana, który dziękował im za przybycie i za spędzony tutaj czas. Posłałam mu promienny uśmiech i wesołym krokiem ruszyłam do kuchni. Tam nakarmiłam Dominika i wsypałam karmę Michaelowi zjadając przy tym miskę płatków. Wsadzałam właśnie naczynia do zmywarki, gdy poczułam na swojej tali ręce. Szybko odwróciłam się i wpiłam w wargi swojego ukochanego, jednakże chwilę później oprzytomniałam.
-Wszyscy wyszli? -spytałam poprawiając sobie włosy.
-Oprócz mojej rodziny -odpowiedział zbliżając się do mnie. Usłyszałam dzwonek telefonu, wzruszyłam ramionami i odebrałam go a Sebastian cmoknął mnie w szyję i wraz z Dominikiem wyszedł na taras.
-Może tak byśmy się spotkały? -usłyszałam głos Marioli.
-W naszej knajpce o 15? -zaproponowałam.
-Ok -odpowiedziała i rozłączyła się. Wyszłam na taras na którym zastałam całą rodzinę Sebastiana. Właśnie się żegnali. Chwilę później byliśmy sami w domu. Zaniosłam małego do pokoju i wróciłam do Sebastiana. Usiadłam obok niego na kanapie przytulając się do jego torsu.
-Tęskniłem za Tobą -szepnął a ja w odpowiedzi pocałowałam go. Odwzajemnił pocałunek, który z każdą chwilą stawał się bardziej zaborczy i namiętny. Chwilę później siedziałam na nim okrakiem pozwalając aby pocałunkami obdarzał moją szyję. Rozpięłam mu koszulę i ręką przejechałam po jego torsie schodząc w dół. Delikatnie ugryzłam go w dolną wargę jednocześnie rozpinając rozporek. Poczułam jak jego ręka wędruje mi pod sukienkę i rozrywa moje nowe figi. Powoli opuściłam biodra, czułam jak we mnie wchodzi, czułam jego obecność we mnie. Przechyliłam głowę a Sebastian wbił kły w moją szyję. Pił moją krew jednocześnie wchodząc we mnie. Tysiące iskierek krążyło po moim ciele, były w każdej komórce mojego ciała. Jęknęłam kiedy Sebastian zatopił się we mnie cały powodując, że wbił swoje kły mocniej w moją szyję. Poczułam jak jego dotyk słabnie i po chwili przejeżdża swoim językiem po rankach powodując, że przestają krwawić. Sebastian od razu poprawił sobie spodnie i wampirzym tempem przeniósł nas do naszej wspólnej sypialni. -Może wspólna kąpiel? -spytał stawiając mnie na ziemi i poprawiając mi sukienkę. Pokręciłam głową na co on spojrzał się na mnie robiąc smutną minę.
-Umówiłam się z Mariolą. Chcę małemu coś kupić bo powoli wyrasta z ubranek -wyjaśniłam poprawiając swój makijaż.
-Chciałbym Ci towarzyszyć, jednakże nie mogę jeszcze wychodzić -odpowiedział podając mi nowe figi.
-Pojadę sama -odpowiedziałam wzruszając ramionami.
-Musisz wziąć jednego ochroniarza a paru kręcić się będzie po galerii -mruknął.
-Jak ja wytłumaczę jego obecność Marioli?
-Dasz sobie radę -odpowiedział posyłając mi promienny uśmiech. Chwilę się zastanawiałam i sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer Elvisa. Odebrał po pierwszy sygnale.
-Czym mogę służyć?
-Lubisz zakupy? Miejmy nadzieję. Za 15 minut pod naszym domem. Do zobaczenia -mruknęłam do telefonu rozłączając się.
-Elvis? -spytał zdziwiony Bastek podnosząc się z kanapy.
-Niańka do dziecka -odpowiedziałam kierując się do łazienki. Szybko poprawiłam makijaż i wyszłam do sypialni. Zabrałam małego, który już wstał Sebastianowi i wyszłam przed dom. Elvis stał już oparty o mojego garbusa, którego wczoraj nie schowałam do garażu i uśmiechał się zwycięsko.
-Nie wiem czy dobrze zrozumiałem. Zabierasz mnie na zakupy? -spytał uśmiechając się głupkowato.
-Umówiłam się z Mariolą a że muszę mieć przy sobie kogoś wybrałam Ciebie. Te wszystkie tłumaczenia dotyczące po co ta osoba tu jest za dużo by mi zajęły -wyjaśniłam zapinając małego w foteliku.
-A mnie jak wytłumaczysz?
-Masz dobry kontakt z małym. Jesteś niańką -wyjaśniłam wzruszając ramionami i siadając za kierownicą. Odczekałam chwilę zanim Elvis również wsiadł i ruszyłam. Podróż minęła nam szybko.
-Elvis? -spytała zdziwiona Mariola na powitanie.
-Nasza nowa niańka -odpowiedziałam witając się z nią. -Mały go po prostu lubi -dodałam. Zamówiłyśmy dwie kawy i sok. Elvis podziękował za jakikolwiek napój.
-To co wróciliście do siebie? -spytała a ja kiwnęłam głową. -To co on jest wolny? -znów spytała wskazując głową Elvisa, który stał z małym przy fontannach. Wybuchnęłam głośnym śmiechem. -Przytyło Ci się -stwierdziła.
-Ej! Tak on jest wolny o ile mi wiadomo -odpowiedziałam śmiejąc się.
-Mówię serio co najmniej ze trzy kilo -mruknęła popijając swoją kawę.
Następne dwie godziny zleciały nam bardzo szybko. Jedna myśl nie dawała mi spokoju, gdy wracaliśmy do domu. Szybko zanim się rozmyśliłam skręciłam w jedną uliczkę. Elvis spojrzał na mnie zdziwiony.
-Musze kupić małemu witaminy -mruknęłam zatrzymując auto przed apteką. -Zostań -dodałam i szybko pobiegłam do apteki.
-Co podać? -spytała młoda kobieta w blond włosach o miłej twarzy.
-Test ciążowy, najlepszy jaki pani ma -odpowiedziałam czując jak się czerwienię. Kobieta podała mi małe pudełeczko, które szybko wrzuciłam do torebki. -I witaminy dla dziecka, te z Kubusia Puchatka mogą być -dodałam. Chwilę później byliśmy w domu.
-Wiesz jak robicie TO, to chociaż moglibyście w domu. Moi ludzie nie muszą tego oglądać -powiedział i zniknął a ja cała się zaczerwieniłam. Wyjęłam śpiącego małego i zaniosłam go do domu.
-Wróciliśmy -powiedziałam. Nie musiałam krzyczeć bo wiedziałam, że Sebastian i tak to usłyszy i nie myliłam się chwilę później stał przede mną.
-Daj położę go -wziął ode mnie małego i udał się z nim na górę a ja skierowałam się w stronę naszej sypialni do łazienki. Szybko przeczytałam instrukcję i zrobiłam tak jak było na niej napisane. Odczekałam chwilę i z trzęsącymi się rękami sięgnęłam po test. Zerknęłam na niego wskazywał dwie czerwone kreski. Natychmiastowo łzy stanęły mi w oczach. Powoli wyszłam z łazienki mój ukochany leżał na łóżku, gdy zobaczył mnie całą zapłakaną szybko do mnie podbiegł.
-Co się stało? -spytał zdziwiony.
-Dwie kreski -odpowiedziałam a z oczu popłynęły mi dwa strumienie łez.
--------------------------------------
-Wszyscy wyszli? -spytałam poprawiając sobie włosy.
-Oprócz mojej rodziny -odpowiedział zbliżając się do mnie. Usłyszałam dzwonek telefonu, wzruszyłam ramionami i odebrałam go a Sebastian cmoknął mnie w szyję i wraz z Dominikiem wyszedł na taras.
-Może tak byśmy się spotkały? -usłyszałam głos Marioli.
-W naszej knajpce o 15? -zaproponowałam.
-Ok -odpowiedziała i rozłączyła się. Wyszłam na taras na którym zastałam całą rodzinę Sebastiana. Właśnie się żegnali. Chwilę później byliśmy sami w domu. Zaniosłam małego do pokoju i wróciłam do Sebastiana. Usiadłam obok niego na kanapie przytulając się do jego torsu.
-Tęskniłem za Tobą -szepnął a ja w odpowiedzi pocałowałam go. Odwzajemnił pocałunek, który z każdą chwilą stawał się bardziej zaborczy i namiętny. Chwilę później siedziałam na nim okrakiem pozwalając aby pocałunkami obdarzał moją szyję. Rozpięłam mu koszulę i ręką przejechałam po jego torsie schodząc w dół. Delikatnie ugryzłam go w dolną wargę jednocześnie rozpinając rozporek. Poczułam jak jego ręka wędruje mi pod sukienkę i rozrywa moje nowe figi. Powoli opuściłam biodra, czułam jak we mnie wchodzi, czułam jego obecność we mnie. Przechyliłam głowę a Sebastian wbił kły w moją szyję. Pił moją krew jednocześnie wchodząc we mnie. Tysiące iskierek krążyło po moim ciele, były w każdej komórce mojego ciała. Jęknęłam kiedy Sebastian zatopił się we mnie cały powodując, że wbił swoje kły mocniej w moją szyję. Poczułam jak jego dotyk słabnie i po chwili przejeżdża swoim językiem po rankach powodując, że przestają krwawić. Sebastian od razu poprawił sobie spodnie i wampirzym tempem przeniósł nas do naszej wspólnej sypialni. -Może wspólna kąpiel? -spytał stawiając mnie na ziemi i poprawiając mi sukienkę. Pokręciłam głową na co on spojrzał się na mnie robiąc smutną minę.
-Umówiłam się z Mariolą. Chcę małemu coś kupić bo powoli wyrasta z ubranek -wyjaśniłam poprawiając swój makijaż.
-Chciałbym Ci towarzyszyć, jednakże nie mogę jeszcze wychodzić -odpowiedział podając mi nowe figi.
-Pojadę sama -odpowiedziałam wzruszając ramionami.
-Musisz wziąć jednego ochroniarza a paru kręcić się będzie po galerii -mruknął.
-Jak ja wytłumaczę jego obecność Marioli?
-Dasz sobie radę -odpowiedział posyłając mi promienny uśmiech. Chwilę się zastanawiałam i sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer Elvisa. Odebrał po pierwszy sygnale.
-Czym mogę służyć?
-Lubisz zakupy? Miejmy nadzieję. Za 15 minut pod naszym domem. Do zobaczenia -mruknęłam do telefonu rozłączając się.
-Elvis? -spytał zdziwiony Bastek podnosząc się z kanapy.
-Niańka do dziecka -odpowiedziałam kierując się do łazienki. Szybko poprawiłam makijaż i wyszłam do sypialni. Zabrałam małego, który już wstał Sebastianowi i wyszłam przed dom. Elvis stał już oparty o mojego garbusa, którego wczoraj nie schowałam do garażu i uśmiechał się zwycięsko.
-Nie wiem czy dobrze zrozumiałem. Zabierasz mnie na zakupy? -spytał uśmiechając się głupkowato.
-Umówiłam się z Mariolą a że muszę mieć przy sobie kogoś wybrałam Ciebie. Te wszystkie tłumaczenia dotyczące po co ta osoba tu jest za dużo by mi zajęły -wyjaśniłam zapinając małego w foteliku.
-A mnie jak wytłumaczysz?
-Masz dobry kontakt z małym. Jesteś niańką -wyjaśniłam wzruszając ramionami i siadając za kierownicą. Odczekałam chwilę zanim Elvis również wsiadł i ruszyłam. Podróż minęła nam szybko.
-Elvis? -spytała zdziwiona Mariola na powitanie.
-Nasza nowa niańka -odpowiedziałam witając się z nią. -Mały go po prostu lubi -dodałam. Zamówiłyśmy dwie kawy i sok. Elvis podziękował za jakikolwiek napój.
-To co wróciliście do siebie? -spytała a ja kiwnęłam głową. -To co on jest wolny? -znów spytała wskazując głową Elvisa, który stał z małym przy fontannach. Wybuchnęłam głośnym śmiechem. -Przytyło Ci się -stwierdziła.
-Ej! Tak on jest wolny o ile mi wiadomo -odpowiedziałam śmiejąc się.
-Mówię serio co najmniej ze trzy kilo -mruknęła popijając swoją kawę.
Następne dwie godziny zleciały nam bardzo szybko. Jedna myśl nie dawała mi spokoju, gdy wracaliśmy do domu. Szybko zanim się rozmyśliłam skręciłam w jedną uliczkę. Elvis spojrzał na mnie zdziwiony.
-Musze kupić małemu witaminy -mruknęłam zatrzymując auto przed apteką. -Zostań -dodałam i szybko pobiegłam do apteki.
-Co podać? -spytała młoda kobieta w blond włosach o miłej twarzy.
-Test ciążowy, najlepszy jaki pani ma -odpowiedziałam czując jak się czerwienię. Kobieta podała mi małe pudełeczko, które szybko wrzuciłam do torebki. -I witaminy dla dziecka, te z Kubusia Puchatka mogą być -dodałam. Chwilę później byliśmy w domu.
-Wiesz jak robicie TO, to chociaż moglibyście w domu. Moi ludzie nie muszą tego oglądać -powiedział i zniknął a ja cała się zaczerwieniłam. Wyjęłam śpiącego małego i zaniosłam go do domu.
-Wróciliśmy -powiedziałam. Nie musiałam krzyczeć bo wiedziałam, że Sebastian i tak to usłyszy i nie myliłam się chwilę później stał przede mną.
-Daj położę go -wziął ode mnie małego i udał się z nim na górę a ja skierowałam się w stronę naszej sypialni do łazienki. Szybko przeczytałam instrukcję i zrobiłam tak jak było na niej napisane. Odczekałam chwilę i z trzęsącymi się rękami sięgnęłam po test. Zerknęłam na niego wskazywał dwie czerwone kreski. Natychmiastowo łzy stanęły mi w oczach. Powoli wyszłam z łazienki mój ukochany leżał na łóżku, gdy zobaczył mnie całą zapłakaną szybko do mnie podbiegł.
-Co się stało? -spytał zdziwiony.
-Dwie kreski -odpowiedziałam a z oczu popłynęły mi dwa strumienie łez.
--------------------------------------
Notka dla Martynki <3 ;D
środa, 26 czerwca 2013
47.
Serce mi zmiękło na jego widok. Na widok jego uśmiechu. Powoli weszłam do naszej sypialni i stanęłam przy łóżku.
-Jak się czujesz? -spytałam starając się aby mi głos nie zadrżał.
-Stało się coś? -wymamrotał.
-Czemu nie opowiedziałeś mi całej legendy? Tylko po to byłam Ci potrzebna? Ojciec Cię do tego namówił? Jesteś usatysfakcjonowany? Może trzeba było od razu wypić całą moją krew a nie trzymać mnie tyle przy życiu? Czy może musisz pić ją częściowo? Jesteś podobny do ojca. Nienawidzę Cię! -ostatnie zdanie wykrzyczałam mu prosto w twarz i wybiegłam z pokoju. Przed pokojem stał Tadeusz. -Zadowolony jesteś?! Jesteście siebie warci! -krzyknęłam do wszystkich zebranych i wybiegłam z domu po drodze chwytając całą swoją torebkę. Chwilę później mknęłam autostradą w stronę swojego prawdziwego domu. Pech chciał, że nikogo nie było w domu a ja nie wzięłam telefonu. Wyciągnęłam zapasowy kluczyk spod doniczki i dostałam się do domu. Chwilę później cała zapłakana usnęłam w swoim starym łóżku.
* (Parę dni później)
-Pojedziesz ze mną? -spytałam siedzącego obok mnie Pawła.
-Do domu? Może sam pojadę? -zaproponował, jednak chciałam zobaczyć małego, więc nie zgodziłam się na tą propozycję. Pół godziny później wjeżdżałam w dobrze znaną mi drogę. Powoli pokonaliśmy trasę. Wysiadając z auta wzięłam głęboki wdech.
-No to jazda -mruknęłam naciskając klamkę. Po domu nadal pałętało się kilku wampirów, nie widziałam również straży Josepha, więc wywnioskowałam, że musiało go już tutaj nie być. -Poczekaj na zewnątrz -powiedziałam do Pawła. Zapomniałam na jakie niebezpieczeństwo go narażam zabierając tutaj. Udałam się szybko do sypialni i weszłam do niej. Mój ukochany leżał w łóżku. Był dość zdziwiony moim widokiem, jednak od razu spróbował wstać. -Nie kłopocz się przyszłam tylko po rzeczy -zaczęłam wrzucać ubrania do walizki.
-Klaudia proszę Cię porozmawiajmy -usłyszałam za swoimi plecami a w moich oczach pojawiły się łzy. Ostatkiem sił je powstrzymałam i wzięłam kosmetyczkę z łazienki.
-Nie mamy o czym -mruknęłam wrzucając jeszcze parę ciuchów. -Po resztę przyjadę jak wyzdrowiejesz -dodałam wychodząc z sypialni. Wyniosłam walizkę przed dom i poszłam do kuchni tam gdzie ostatnio zostawiłam telefon. Na szczęście leżał na swoim miejscu. Weszłam jeszcze na chwilę na taras.
-Dzień dobry -przywitałam się z panią Lewis i Karoliną. Dziewczyna doskoczyła do mnie i mocno mnie do siebie przytuliła.
-Martwiłam się o Ciebie. Nie chciałaś ze mną rozmawiać. Wiedz, że ... -przerwałam jej ruchem ręki.
-Mogę się zobaczyć z małym? -spytałam siedzącej w fotelu pani Lewis.
-Aktualnie Kuba próbuje go uśpić i jeździ z nim po okolicy. Odkąd odeszłaś mały bardzo mało śpi i je -wyjaśniła kobieta. Znów łzy stanęły mi w oczach.
-Jeżeli to nie kłopot to niech mi go jutro przywiezie z rana oddam go na wieczór. I jeżeli chodzi o całą sytuację, jeżeli będę potrzebna niech mnie pani zawiadomi -dodałam i opuściłam ten dom. Paweł musiał prowadzić bo ja nie miałam sił, żeby utrzymać kierownicę.
*
-Chodź maluszku jedziemy do domu -powiedziałam do małego podnosząc go. Zbliżał się wieczór a ja musiałam go zawieźć do domu. Nie chciałam go oddawać, jednak wiedziałam, że to oni są jego rodziną i to oni go dobrze wychowają. Chwilę później byliśmy już pod domem. Zaniosłam małego śpiącego do jego pokoju i zeszłam na dół. Chciałam jeszcze wziąć parę rzeczy, więc udałam się do sypialni. Sebastiana na szczęście nie było. Już miałam wychodzić z powrotem, gdy wtem pojawił się i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
-Porozmawiaj ze mną -szepnął mi wprost do ucha.
-Nic już nas nie łączy. Nienawidzę Cię za to co mi zrobiłeś. Nienawidzę Cię za to kim jesteś. Nienawidzę Cię za to, że mnie okłamałeś. Nienawidzę Cię ... -przerwał mi moją wypowiedź długim pocałunkiem. Nie powstrzymywałam go. Wpiłam się bardziej w jego wargi i przyciągnęłam do siebie. Delikatnie muskał moją szyję swoimi wargami. Tam gdzie mnie dotykał zostawało pełno iskierek. Brakowało mi jego dotyku. -Kochaj się ze mną -usłyszałam przy swoim prawym uchu. Delikatnie wpiłam się w jego wargi i oboje wylądowaliśmy na łóżku pozbywając się swoich ubrań. My nie uprawialiśmy seksu, my się kochaliśmy.
Obudził mnie dzwonek mojego telefonu.
-Słucham? -szepnęłam ponieważ nie chciałam zbudzić Sebastiana.
-Czemu nie odbierasz? Stało się coś? -usłyszałam znajomy i zatroskany głos Pawła.
-Nie wszystko dobrze -odpowiedziałam ziewając.
-Czyli się pogodziliście?
-Dobranoc -odpowiedziałam wesoła. Zerknęłam na telefon. Była czwarta. Szybko założyłam czarną bieliznę i koszulkę mojego ukochanego i poszłam do kuchni. W salonie siedziało paru wampirów. Uśmiechnęłam się na ich widok i przeszłam do kuchni. W kuchni urzędowała pani Lewis, gdy mnie zobaczyła uśmiech zakwitł na jej twarzy.
-Cieszę się, że wróciłaś -powiedziała a ja wzięłam od niej butelkę i nakarmiłam małego, który siedział w foteliku.
-A ty co szkrabie nie możesz spać? Zaraz zjemy i idziemy spać. Ja też się cieszę -powiedziałam już do kobiety.
-Jak się czujesz? -spytałam starając się aby mi głos nie zadrżał.
-Stało się coś? -wymamrotał.
-Czemu nie opowiedziałeś mi całej legendy? Tylko po to byłam Ci potrzebna? Ojciec Cię do tego namówił? Jesteś usatysfakcjonowany? Może trzeba było od razu wypić całą moją krew a nie trzymać mnie tyle przy życiu? Czy może musisz pić ją częściowo? Jesteś podobny do ojca. Nienawidzę Cię! -ostatnie zdanie wykrzyczałam mu prosto w twarz i wybiegłam z pokoju. Przed pokojem stał Tadeusz. -Zadowolony jesteś?! Jesteście siebie warci! -krzyknęłam do wszystkich zebranych i wybiegłam z domu po drodze chwytając całą swoją torebkę. Chwilę później mknęłam autostradą w stronę swojego prawdziwego domu. Pech chciał, że nikogo nie było w domu a ja nie wzięłam telefonu. Wyciągnęłam zapasowy kluczyk spod doniczki i dostałam się do domu. Chwilę później cała zapłakana usnęłam w swoim starym łóżku.
* (Parę dni później)
-Pojedziesz ze mną? -spytałam siedzącego obok mnie Pawła.
-Do domu? Może sam pojadę? -zaproponował, jednak chciałam zobaczyć małego, więc nie zgodziłam się na tą propozycję. Pół godziny później wjeżdżałam w dobrze znaną mi drogę. Powoli pokonaliśmy trasę. Wysiadając z auta wzięłam głęboki wdech.
-No to jazda -mruknęłam naciskając klamkę. Po domu nadal pałętało się kilku wampirów, nie widziałam również straży Josepha, więc wywnioskowałam, że musiało go już tutaj nie być. -Poczekaj na zewnątrz -powiedziałam do Pawła. Zapomniałam na jakie niebezpieczeństwo go narażam zabierając tutaj. Udałam się szybko do sypialni i weszłam do niej. Mój ukochany leżał w łóżku. Był dość zdziwiony moim widokiem, jednak od razu spróbował wstać. -Nie kłopocz się przyszłam tylko po rzeczy -zaczęłam wrzucać ubrania do walizki.
-Klaudia proszę Cię porozmawiajmy -usłyszałam za swoimi plecami a w moich oczach pojawiły się łzy. Ostatkiem sił je powstrzymałam i wzięłam kosmetyczkę z łazienki.
-Nie mamy o czym -mruknęłam wrzucając jeszcze parę ciuchów. -Po resztę przyjadę jak wyzdrowiejesz -dodałam wychodząc z sypialni. Wyniosłam walizkę przed dom i poszłam do kuchni tam gdzie ostatnio zostawiłam telefon. Na szczęście leżał na swoim miejscu. Weszłam jeszcze na chwilę na taras.
-Dzień dobry -przywitałam się z panią Lewis i Karoliną. Dziewczyna doskoczyła do mnie i mocno mnie do siebie przytuliła.
-Martwiłam się o Ciebie. Nie chciałaś ze mną rozmawiać. Wiedz, że ... -przerwałam jej ruchem ręki.
-Mogę się zobaczyć z małym? -spytałam siedzącej w fotelu pani Lewis.
-Aktualnie Kuba próbuje go uśpić i jeździ z nim po okolicy. Odkąd odeszłaś mały bardzo mało śpi i je -wyjaśniła kobieta. Znów łzy stanęły mi w oczach.
-Jeżeli to nie kłopot to niech mi go jutro przywiezie z rana oddam go na wieczór. I jeżeli chodzi o całą sytuację, jeżeli będę potrzebna niech mnie pani zawiadomi -dodałam i opuściłam ten dom. Paweł musiał prowadzić bo ja nie miałam sił, żeby utrzymać kierownicę.
*
-Chodź maluszku jedziemy do domu -powiedziałam do małego podnosząc go. Zbliżał się wieczór a ja musiałam go zawieźć do domu. Nie chciałam go oddawać, jednak wiedziałam, że to oni są jego rodziną i to oni go dobrze wychowają. Chwilę później byliśmy już pod domem. Zaniosłam małego śpiącego do jego pokoju i zeszłam na dół. Chciałam jeszcze wziąć parę rzeczy, więc udałam się do sypialni. Sebastiana na szczęście nie było. Już miałam wychodzić z powrotem, gdy wtem pojawił się i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
-Porozmawiaj ze mną -szepnął mi wprost do ucha.
-Nic już nas nie łączy. Nienawidzę Cię za to co mi zrobiłeś. Nienawidzę Cię za to kim jesteś. Nienawidzę Cię za to, że mnie okłamałeś. Nienawidzę Cię ... -przerwał mi moją wypowiedź długim pocałunkiem. Nie powstrzymywałam go. Wpiłam się bardziej w jego wargi i przyciągnęłam do siebie. Delikatnie muskał moją szyję swoimi wargami. Tam gdzie mnie dotykał zostawało pełno iskierek. Brakowało mi jego dotyku. -Kochaj się ze mną -usłyszałam przy swoim prawym uchu. Delikatnie wpiłam się w jego wargi i oboje wylądowaliśmy na łóżku pozbywając się swoich ubrań. My nie uprawialiśmy seksu, my się kochaliśmy.
Obudził mnie dzwonek mojego telefonu.
-Słucham? -szepnęłam ponieważ nie chciałam zbudzić Sebastiana.
-Czemu nie odbierasz? Stało się coś? -usłyszałam znajomy i zatroskany głos Pawła.
-Nie wszystko dobrze -odpowiedziałam ziewając.
-Czyli się pogodziliście?
-Dobranoc -odpowiedziałam wesoła. Zerknęłam na telefon. Była czwarta. Szybko założyłam czarną bieliznę i koszulkę mojego ukochanego i poszłam do kuchni. W salonie siedziało paru wampirów. Uśmiechnęłam się na ich widok i przeszłam do kuchni. W kuchni urzędowała pani Lewis, gdy mnie zobaczyła uśmiech zakwitł na jej twarzy.
-Cieszę się, że wróciłaś -powiedziała a ja wzięłam od niej butelkę i nakarmiłam małego, który siedział w foteliku.
-A ty co szkrabie nie możesz spać? Zaraz zjemy i idziemy spać. Ja też się cieszę -powiedziałam już do kobiety.
----------------------------
Już powinnam regularnie dodawać posty, jednak nic nie obiecuję. Ten jest krótki, ale chciałam coś dodać a znając mnie nic jutro zapewne bym nie napisała xD
poniedziałek, 24 czerwca 2013
46.
-Wcale nie musisz krzyczeć. I tak wszyscy wiedzą o czym mówisz -mruknął z kpiącym uśmiechem.
-Powiedz temu panu, że mogę tam wejść -odpowiedziałam.
-Nie mogę kłamać -znów powiedział.
-Gdzie jest pani Lewis? -kpił mi w żywe oczy. Naprawdę nienawidziłam tego faceta. -Chcę się z nią zobaczyć!.
-Jest przy Sebastianie wraz z Kingą -znów odparł z kpiącym uśmiechem.
-Wiedz, że tego tak nie zostawię! -znów krzyknęłam odchodząc do salonu. Wtem stało się coś czego się nie spodziewałam. Drzwi do mojego domu otworzyły się z głośnym trzaskiem i weszło do niego pełno mężczyzn w garniturach.
-Joseph Martin Richardson -powiedział jeden z nich głośniej a z salonu wyszli wszyscy zebrani, jednak mój wzrok skupił się na czym innym. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna z lekko pokręconymi brązowymi włosami z lekkim uśmiechem na twarzy. Lekki zarost pokrywał również dołeczki w polikach, które dodawały mu całkowitego uroku.
-Zapewne to słynna w świecie wampirów Klaudia -odezwał się podchodząc do mnie. Delikatni chwycił moją rękę i ucałował ją nie spuszczając ze mnie wzroku. Kolana się pode mną ugięły i gdyby nie on zapewne bym upadła. Posłał mi czarujący uśmiech i nadal nie puszczając mojej ręki, którą podtrzymywał za łokieć skinął lekko głową w stronę wszystkich wampirów tłoczących się w korytarzu. Chwilę później obok nas zjawił się Tadeusz i karcącym spojrzeniem obrzucił mnie, jednak zaraz się opanował i skupił na nowo obecnym.
-Jak miło, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością. Miło nam jest gościć Ciebie w naszych skromnych progach -powiedział kłaniając się lekko.
-Naprawdę mógłbyś uważać na swoje słowa -skarcił go i zwrócił się do mnie. -Czy mógłbym pozostać tutaj przez parę dni? Oczywiście, jeżeli nie sprawię kłopotu -znów zwrócił się do mnie tym swoim czarującym głosem a jego spojrzenie zdawało się prześwietlać moją duszę.
-Miło mi, że spytałeś o zgodę. Inni nie pytając czują się jakby byli u siebie -odezwałam się po raz pierwszy w jego obecności aż zdziwiłam się słysząc swój głos, który nie zadrżał. -Pokażę Ci pokój -dodałam wskazując górę.
-Z przyjemnością -odparł i ruszył za mną na górę. Nie obchodziło mnie w ogóle, że wszyscy obecni wciąż tam stoją i nas obserwują. Chwilę później pokazywałam Najstarszemu jeden z największych pokoi w naszym domu. Zanim zdążyłam się zorientować co robi wyprosił wszystkich ochroniarzy i zamknął drzwi za nimi. Nie bałam się jego tylko bałam się tego co mogę zrobić z nim sam na sam w pokoju.
-Mogę usiąść? -spytał.
-Ależ oczywiście to Twój pokój -powiedziałam ze spokojem siadając naprzeciwko niego.
-Jednakże Twój dom -odparł znów posyłając mi czarujący uśmiech. -Odkąd znasz Sebastiana?
-Niedługo będzie dwa lata -odpowiedziałam uśmiechając się do własnych wspomnień.
-Jak się dowiedziałaś, że nie jest on człowiekiem? I po jakim czasie?
-W pewnym sensie intuicja. Zapewne trochę pomogła mi książka -odpowiedziałam spokojnie chociaż w moim umyśle myśli szalały. Każdy Najstarszy pytał mnie o ataki na naszą rodzinę, jednak nie on. Jednakże z wyglądu nie przypominał on, najstarszego wampira więc może taki nie był?
-Moja magiczna książka podarowana Twojemu ojcu? -po wypowiedzeniu tego pytania uśmiechnął się łobuziersko.
-Znasz mojego ojca? -spytałam nieco zdumiona.
-Nie osobiście. No dobrze przejdźmy do sedna sprawy. Nie przyjechałem tutaj dla Sebastiana czy jego rodziny. Jestem tu wyłącznie dla Ciebie -powiedział najspokojniej na świecie kucając przede mną. -To co teraz usłyszysz może zmienić cały twój świat, jednakże obiecuję, że postaram się abyś była bezpieczna -dodał i usiadł z powrotem na fotel. -Pierwsze porwanie Sebastiana i Twoje porwanie nie ma z tym nic wspólnego. To po prostu zbieg okoliczności, jednakże ostatni wypadek dotyczy Ciebie.
-Słucham? -spytałam lekko zdziwiona. -Chyba Cię nie rozumiem -dodałam powoli podnosząc się z fotela.
-Zapewne Sebastian opowiedział Ci legendę mam rację?
-Jest chłopakiem, który może zerwać klątwę związaną z wami -potwierdziłam skinieniem głowy.
-Do tego potrzebna jesteś mu ty.
-Znów Cię nie rozumiem -powtórzyłam znów siadając, żeby móc lepiej obserwować mojego rozmówcę.
-Aby się wzmocnić potrzebna mu krew Collinsów -wyjaśnił. -A ty pochodzi z ich rodu. Masz oczy swojej prababki -dodał uśmiechając się uroczo. -Była świetną wiedźmą.
-Żartujesz sobie ze mnie?! -krzyknęłam i swoim krzykiem przywołałam go z powrotem do pokoju. Pokręcił przecząco głową. Musiałam porozmawiać natychmiast z Sebastianem, jednak ten głupi strażnik mi przeszkadzał. Spojrzałam na Josepha i w mojej głowie narodziła się pewna myśl. -Będziesz mi towarzyszył? -spytałam nieco już spokojniej.
-Z chęcią -odpowiedział otwierając mi drzwi. Oboje ruszyliśmy na dół i chwilę później byliśmy przed moją sypialnią. Wyciągnęłam rękę, żeby nacisnąć klamkę, jednak stojący przed nią strażnik mi to uniemożliwił.
-Chciałabym się zobaczyć z Sebastianem -powiedziałam spokojnie czując jak we mnie wszystko buzuje.
-Dobrze wiesz, że masz tam zakaz przebywania -odpowiedział. Nie uszło mi uwadze, że zwrócił się do mnie po imieniu. Spojrzałam na stojącego po mojej prawej stronie mężczyznę.
-Sądzę, że powinieneś ją wpuścić. I nie zwracaj się do niej po imieniu -posłałam mu promienny uśmiech.
-Kogo wpuszczać a kogo nie zależy od pana Tadeusza a nie od każdej pierwszej osoby takiej jak ty -wysyczał mu prosto w twarz a ja zauważyłam, jakiś ruch za swoimi plecami, jednak mężczyzna podniósł swoją prawą rękę i zauważyłam na niej dziwny znak. Ochroniarz również go zobaczył bo natychmiast upadł na kolana. -Przepraszam, nie wiedziałem z kim mam do czynienia -wyszeptał.
-To jest jej dom i ona decyduje gdzie kto może przebywać a nie Tadeusz -odparł spokojnie i otworzył przede mną drzwi. Moim oczom ukazało się nasze łóżko i mój ukochany siedzący na nim. Widząc mnie uśmiechnął się promiennie.
-Powiedz temu panu, że mogę tam wejść -odpowiedziałam.
-Nie mogę kłamać -znów powiedział.
-Gdzie jest pani Lewis? -kpił mi w żywe oczy. Naprawdę nienawidziłam tego faceta. -Chcę się z nią zobaczyć!.
-Jest przy Sebastianie wraz z Kingą -znów odparł z kpiącym uśmiechem.
-Wiedz, że tego tak nie zostawię! -znów krzyknęłam odchodząc do salonu. Wtem stało się coś czego się nie spodziewałam. Drzwi do mojego domu otworzyły się z głośnym trzaskiem i weszło do niego pełno mężczyzn w garniturach.
-Joseph Martin Richardson -powiedział jeden z nich głośniej a z salonu wyszli wszyscy zebrani, jednak mój wzrok skupił się na czym innym. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna z lekko pokręconymi brązowymi włosami z lekkim uśmiechem na twarzy. Lekki zarost pokrywał również dołeczki w polikach, które dodawały mu całkowitego uroku.
-Zapewne to słynna w świecie wampirów Klaudia -odezwał się podchodząc do mnie. Delikatni chwycił moją rękę i ucałował ją nie spuszczając ze mnie wzroku. Kolana się pode mną ugięły i gdyby nie on zapewne bym upadła. Posłał mi czarujący uśmiech i nadal nie puszczając mojej ręki, którą podtrzymywał za łokieć skinął lekko głową w stronę wszystkich wampirów tłoczących się w korytarzu. Chwilę później obok nas zjawił się Tadeusz i karcącym spojrzeniem obrzucił mnie, jednak zaraz się opanował i skupił na nowo obecnym.
-Jak miło, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością. Miło nam jest gościć Ciebie w naszych skromnych progach -powiedział kłaniając się lekko.
-Naprawdę mógłbyś uważać na swoje słowa -skarcił go i zwrócił się do mnie. -Czy mógłbym pozostać tutaj przez parę dni? Oczywiście, jeżeli nie sprawię kłopotu -znów zwrócił się do mnie tym swoim czarującym głosem a jego spojrzenie zdawało się prześwietlać moją duszę.
-Miło mi, że spytałeś o zgodę. Inni nie pytając czują się jakby byli u siebie -odezwałam się po raz pierwszy w jego obecności aż zdziwiłam się słysząc swój głos, który nie zadrżał. -Pokażę Ci pokój -dodałam wskazując górę.
-Z przyjemnością -odparł i ruszył za mną na górę. Nie obchodziło mnie w ogóle, że wszyscy obecni wciąż tam stoją i nas obserwują. Chwilę później pokazywałam Najstarszemu jeden z największych pokoi w naszym domu. Zanim zdążyłam się zorientować co robi wyprosił wszystkich ochroniarzy i zamknął drzwi za nimi. Nie bałam się jego tylko bałam się tego co mogę zrobić z nim sam na sam w pokoju.
-Mogę usiąść? -spytał.
-Ależ oczywiście to Twój pokój -powiedziałam ze spokojem siadając naprzeciwko niego.
-Jednakże Twój dom -odparł znów posyłając mi czarujący uśmiech. -Odkąd znasz Sebastiana?
-Niedługo będzie dwa lata -odpowiedziałam uśmiechając się do własnych wspomnień.
-Jak się dowiedziałaś, że nie jest on człowiekiem? I po jakim czasie?
-W pewnym sensie intuicja. Zapewne trochę pomogła mi książka -odpowiedziałam spokojnie chociaż w moim umyśle myśli szalały. Każdy Najstarszy pytał mnie o ataki na naszą rodzinę, jednak nie on. Jednakże z wyglądu nie przypominał on, najstarszego wampira więc może taki nie był?
-Moja magiczna książka podarowana Twojemu ojcu? -po wypowiedzeniu tego pytania uśmiechnął się łobuziersko.
-Znasz mojego ojca? -spytałam nieco zdumiona.
-Nie osobiście. No dobrze przejdźmy do sedna sprawy. Nie przyjechałem tutaj dla Sebastiana czy jego rodziny. Jestem tu wyłącznie dla Ciebie -powiedział najspokojniej na świecie kucając przede mną. -To co teraz usłyszysz może zmienić cały twój świat, jednakże obiecuję, że postaram się abyś była bezpieczna -dodał i usiadł z powrotem na fotel. -Pierwsze porwanie Sebastiana i Twoje porwanie nie ma z tym nic wspólnego. To po prostu zbieg okoliczności, jednakże ostatni wypadek dotyczy Ciebie.
-Słucham? -spytałam lekko zdziwiona. -Chyba Cię nie rozumiem -dodałam powoli podnosząc się z fotela.
-Zapewne Sebastian opowiedział Ci legendę mam rację?
-Jest chłopakiem, który może zerwać klątwę związaną z wami -potwierdziłam skinieniem głowy.
-Do tego potrzebna jesteś mu ty.
-Znów Cię nie rozumiem -powtórzyłam znów siadając, żeby móc lepiej obserwować mojego rozmówcę.
-Aby się wzmocnić potrzebna mu krew Collinsów -wyjaśnił. -A ty pochodzi z ich rodu. Masz oczy swojej prababki -dodał uśmiechając się uroczo. -Była świetną wiedźmą.
-Żartujesz sobie ze mnie?! -krzyknęłam i swoim krzykiem przywołałam go z powrotem do pokoju. Pokręcił przecząco głową. Musiałam porozmawiać natychmiast z Sebastianem, jednak ten głupi strażnik mi przeszkadzał. Spojrzałam na Josepha i w mojej głowie narodziła się pewna myśl. -Będziesz mi towarzyszył? -spytałam nieco już spokojniej.
-Z chęcią -odpowiedział otwierając mi drzwi. Oboje ruszyliśmy na dół i chwilę później byliśmy przed moją sypialnią. Wyciągnęłam rękę, żeby nacisnąć klamkę, jednak stojący przed nią strażnik mi to uniemożliwił.
-Chciałabym się zobaczyć z Sebastianem -powiedziałam spokojnie czując jak we mnie wszystko buzuje.
-Dobrze wiesz, że masz tam zakaz przebywania -odpowiedział. Nie uszło mi uwadze, że zwrócił się do mnie po imieniu. Spojrzałam na stojącego po mojej prawej stronie mężczyznę.
-Sądzę, że powinieneś ją wpuścić. I nie zwracaj się do niej po imieniu -posłałam mu promienny uśmiech.
-Kogo wpuszczać a kogo nie zależy od pana Tadeusza a nie od każdej pierwszej osoby takiej jak ty -wysyczał mu prosto w twarz a ja zauważyłam, jakiś ruch za swoimi plecami, jednak mężczyzna podniósł swoją prawą rękę i zauważyłam na niej dziwny znak. Ochroniarz również go zobaczył bo natychmiast upadł na kolana. -Przepraszam, nie wiedziałem z kim mam do czynienia -wyszeptał.
-To jest jej dom i ona decyduje gdzie kto może przebywać a nie Tadeusz -odparł spokojnie i otworzył przede mną drzwi. Moim oczom ukazało się nasze łóżko i mój ukochany siedzący na nim. Widząc mnie uśmiechnął się promiennie.
środa, 5 czerwca 2013
45.
Obudził mnie delikatny ruch klatki piersiowej mojego ukochanego. Zerknęłam na fotel tam czuwał i bacznie nas obserwował Najstarszy. Zerknęłam na zegarek. Była szósta, czyli spałam tylko dwie godziny. Czułam się jakość wypoczęta. Zerknęłam na Najstarszego.
-Chciałabym zostać z Sebastianem sama -szepnęłam.
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł -odpowiedział.
-Nalegam. I jak by mógł pan przypilnować, żeby żaden osobnik nie kręcił się w okolicy naszej sypialni -podkreśliłam słowo osobnik. Nie zwracałam się do niego również tato bo nie lubił tego. Cały czas również uważał, że Kinga lepiej by pasowała do Sebastiana.
-Pamiętaj, że będę wiedział kiedy skończycie -odpowiedział i wyszedł. Powoli, żeby nie zrobić krzywdy Sebastianowi wstałam. Szybko wzięłam z łazienki nożyczki. Usiadłam na łóżku i obudziłam Sebastiana. Był bardzo osłabiony.
-Przepraszam, że Cię budzę. Muszę -powiedziałam jednocześnie przecinając sobie skórę na nadgarstku. Przyłożyłam mu rękę do ust. Pił łapczywie z każdą sekundą coraz mocniej przyciskając sobie moją rękę do buzi, gdy nagle szybko ją odtrącił i nachylił się nad podłogą. Zwymiotował moją krwią.
-Tadeusz! -krzyknęłam a najstarszy zaraz się pojawił. Do nadgarstka przycisnęłam leżącą koszulkę. -Nie wiem co się dzieje -powiedziałam. Obserwowałam jak Najstarszy łapie Sebastiana zanim spadł z łóżka. Do pokoju wkroczyła pani Lewis, Kuba i Kinga i jakiś nieznany mi mężczyzna.
-Trzeba mu podać eliksir -powiedział ostatni.
-Nie -odpowiedziała stanowczo pani Lewis jednocześnie zaczęła mruczeć coś pod nosem, gdy skończyła znów się odezwała. -Ja się nim zajmę a wy ruszcie tyłki i znajdźcie tych morderców -rzuciła w stronę mężczyzny podchodząc do Sebastiana. Zauważyłam, że przestał wymiotować. -Kinga? -zwróciła się do wampirzycy, która natychmiast zniknęła za drzwiami. Nie znany mi wampir wraz z Najstarszym wyszli. -Dużo wypił? -zwróciła się do mnie z pytaniem.
-Nie wiele -odpowiedziałam.
-Kuba zajmij się nią. Dość intensywnie krwawi. Nawet ja to czuję -zwróciła się do syna. W następnej chwili czułam jak Kuba przejeżdża językiem po moich rankach, jednak nie zwróciłam na to uwagi. Wzrok skupiłam na Sebastianie.
-Musicie wyjść -zwróciła się do nas Kinga, gdy wróciła. -To będzie dość ciężkie zaklęcie. Nikt nie może go zakłócić.
-Nie -odpowiedziałam spokojnie.
-Wyjdź -odpowiedziała stanowczo.
-Proszę -zwróciła się do mnie pani Lewis. -Mały Cię również potrzebuje. Jak na razie zajął się nim Elvis.
Przeraziła mnie ta wiadomość dlatego wyszłam i udałam się do salonu, który był pełen wampirów. Rozmawiali po cichu i w przyśpieszonym sposób. Rozejrzałam się. Nigdzie nie widziałam Elvisa z Dominikiem. Wyszłam na taras i tam ich znalazłam. Obaj bawili się z Michaelem.
-Nie sadzaj go na zimnym -skrytykowałam Elvisa i podniosłam Dominika, który uśmiechnął się na mój widok. -Karmiłeś go?
-Karolina przed chwilą -odpowiedział i również wstał. -Jeżeli chodzi o to co się stało -zaczął. -Jesteście bezpieczni. Chłopaki patrolują okolice, inni szukają przestępców a inni prowadzą śledztwo. Wszystko mam pod kontrolą -wyjaśnił a na jego twarzy pojawił się uśmiech. To na jego barkach spoczywała ochrona wszystkich najstarszych przed innymi.
-Jakbyś miał wszystko pod kontrolą to do tego ataku by nie doszło! -krzyknęłam mu prosto w twarz.
-Tamci już nie żyją więc nie mieliśmy podstaw, żeby sądzić, że ktoś go zaatakuje -odpowiedział spokojnie. -Mały dość długo nie spał. Może go położyć?
-Sama to zrobię -odpowiedziałam a wszystko we mnie buzowało. Ruszyłam na górę po drodze biorąc sok.
Mały dość szybko usnął. Na dół ściągnęły mnie niesamowite zapachy. Zdziwił mnie widok, który zastałam w kuchni.
-Pomyślałem, że możesz być głodna -powiedział podając mi talerz naleśników w czekoladzie.
-Dziękuję -odpowiedziałam i poczułam jak się czerwienię. W drzwiach minął się z Karoliną, która zaszczyciła mnie swoją gadką podczas gdy ja jadłam naleśniki.
-Oni muszą się kręcić po moim domu? -spytałam ją, gdy zjadłam wskazując głową salon i przerywając w pół zdania.
-Tak. Ci wszyscy to najstarsi, albo ich ochroniarze. Sebastian jest najważniejszą osobą wśród wampirów no może po za Josephem -wyjaśniła.
-Kto to? -spytałam.
-Najstarszy z najstarszych. Jako pierwszy został wampirem -ponownie wyjaśniła. -Bardzo ciężko go gdzieś spotkać, jednakże ma tutaj dziś przyjechać -dodała a na jej policzkach wystąpiły rumieńce. -Ma inną ochronę niż inni. Niektórzy Najstarsi nie mają ochrony. To zależy od ich decyzji. Właśnie chyba dołączyliście do grona osób, którzy bez ochrony nigdzie nie wyjdą.
-Mamy problem -usłyszałam za swoimi plecami.
-Co jest? -spytała Karolina.
-Jedzie tutaj Paweł -wyjaśnił Elvis
-To go spław. W końcu to twój przyjaciel. Taki z Ciebie szef ochrony? Właśnie. Pilnujecie ich? -spytała pewna siebie Karolina.
-I Mariolę też -dodał z uśmiechem i wyszedł. Nie podobały mi się te jego wahania nastrojów.
-Dzięki -powiedziałam całując ją i wychodząc do salonu. Gdy szłam do sypialni nigdzie nie spotkałam Elvisa to oznaczało, że musiał być już przed domem. Przed naszą sypialnią stał nieznany mi mężczyzna.
-Nie może pani tutaj wejść -powiedział zastępując mi drogę.
-Jak to? -spytałam zdziwiona.
-Tutaj może wejść tylko pan Tadeusz, pani Lewis i panienka Kinga -wyjaśnił.
-Ja jestem dziewczyną! -krzyknęłam.
-Przykro mi -odpowiedział.
-Tadeusz! -krzyknęłam na cały głos a najstarszy wyszedł z naszej sypialni. Zdenerwowało mnie, że Kinga mogła tam być a ja nie. Wiedziałam, że robił mi to na złość.
-Chciałabym zostać z Sebastianem sama -szepnęłam.
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł -odpowiedział.
-Nalegam. I jak by mógł pan przypilnować, żeby żaden osobnik nie kręcił się w okolicy naszej sypialni -podkreśliłam słowo osobnik. Nie zwracałam się do niego również tato bo nie lubił tego. Cały czas również uważał, że Kinga lepiej by pasowała do Sebastiana.
-Pamiętaj, że będę wiedział kiedy skończycie -odpowiedział i wyszedł. Powoli, żeby nie zrobić krzywdy Sebastianowi wstałam. Szybko wzięłam z łazienki nożyczki. Usiadłam na łóżku i obudziłam Sebastiana. Był bardzo osłabiony.
-Przepraszam, że Cię budzę. Muszę -powiedziałam jednocześnie przecinając sobie skórę na nadgarstku. Przyłożyłam mu rękę do ust. Pił łapczywie z każdą sekundą coraz mocniej przyciskając sobie moją rękę do buzi, gdy nagle szybko ją odtrącił i nachylił się nad podłogą. Zwymiotował moją krwią.
-Tadeusz! -krzyknęłam a najstarszy zaraz się pojawił. Do nadgarstka przycisnęłam leżącą koszulkę. -Nie wiem co się dzieje -powiedziałam. Obserwowałam jak Najstarszy łapie Sebastiana zanim spadł z łóżka. Do pokoju wkroczyła pani Lewis, Kuba i Kinga i jakiś nieznany mi mężczyzna.
-Trzeba mu podać eliksir -powiedział ostatni.
-Nie -odpowiedziała stanowczo pani Lewis jednocześnie zaczęła mruczeć coś pod nosem, gdy skończyła znów się odezwała. -Ja się nim zajmę a wy ruszcie tyłki i znajdźcie tych morderców -rzuciła w stronę mężczyzny podchodząc do Sebastiana. Zauważyłam, że przestał wymiotować. -Kinga? -zwróciła się do wampirzycy, która natychmiast zniknęła za drzwiami. Nie znany mi wampir wraz z Najstarszym wyszli. -Dużo wypił? -zwróciła się do mnie z pytaniem.
-Nie wiele -odpowiedziałam.
-Kuba zajmij się nią. Dość intensywnie krwawi. Nawet ja to czuję -zwróciła się do syna. W następnej chwili czułam jak Kuba przejeżdża językiem po moich rankach, jednak nie zwróciłam na to uwagi. Wzrok skupiłam na Sebastianie.
-Musicie wyjść -zwróciła się do nas Kinga, gdy wróciła. -To będzie dość ciężkie zaklęcie. Nikt nie może go zakłócić.
-Nie -odpowiedziałam spokojnie.
-Wyjdź -odpowiedziała stanowczo.
-Proszę -zwróciła się do mnie pani Lewis. -Mały Cię również potrzebuje. Jak na razie zajął się nim Elvis.
Przeraziła mnie ta wiadomość dlatego wyszłam i udałam się do salonu, który był pełen wampirów. Rozmawiali po cichu i w przyśpieszonym sposób. Rozejrzałam się. Nigdzie nie widziałam Elvisa z Dominikiem. Wyszłam na taras i tam ich znalazłam. Obaj bawili się z Michaelem.
-Nie sadzaj go na zimnym -skrytykowałam Elvisa i podniosłam Dominika, który uśmiechnął się na mój widok. -Karmiłeś go?
-Karolina przed chwilą -odpowiedział i również wstał. -Jeżeli chodzi o to co się stało -zaczął. -Jesteście bezpieczni. Chłopaki patrolują okolice, inni szukają przestępców a inni prowadzą śledztwo. Wszystko mam pod kontrolą -wyjaśnił a na jego twarzy pojawił się uśmiech. To na jego barkach spoczywała ochrona wszystkich najstarszych przed innymi.
-Jakbyś miał wszystko pod kontrolą to do tego ataku by nie doszło! -krzyknęłam mu prosto w twarz.
-Tamci już nie żyją więc nie mieliśmy podstaw, żeby sądzić, że ktoś go zaatakuje -odpowiedział spokojnie. -Mały dość długo nie spał. Może go położyć?
-Sama to zrobię -odpowiedziałam a wszystko we mnie buzowało. Ruszyłam na górę po drodze biorąc sok.
Mały dość szybko usnął. Na dół ściągnęły mnie niesamowite zapachy. Zdziwił mnie widok, który zastałam w kuchni.
-Pomyślałem, że możesz być głodna -powiedział podając mi talerz naleśników w czekoladzie.
-Dziękuję -odpowiedziałam i poczułam jak się czerwienię. W drzwiach minął się z Karoliną, która zaszczyciła mnie swoją gadką podczas gdy ja jadłam naleśniki.
-Oni muszą się kręcić po moim domu? -spytałam ją, gdy zjadłam wskazując głową salon i przerywając w pół zdania.
-Tak. Ci wszyscy to najstarsi, albo ich ochroniarze. Sebastian jest najważniejszą osobą wśród wampirów no może po za Josephem -wyjaśniła.
-Kto to? -spytałam.
-Najstarszy z najstarszych. Jako pierwszy został wampirem -ponownie wyjaśniła. -Bardzo ciężko go gdzieś spotkać, jednakże ma tutaj dziś przyjechać -dodała a na jej policzkach wystąpiły rumieńce. -Ma inną ochronę niż inni. Niektórzy Najstarsi nie mają ochrony. To zależy od ich decyzji. Właśnie chyba dołączyliście do grona osób, którzy bez ochrony nigdzie nie wyjdą.
-Mamy problem -usłyszałam za swoimi plecami.
-Co jest? -spytała Karolina.
-Jedzie tutaj Paweł -wyjaśnił Elvis
-To go spław. W końcu to twój przyjaciel. Taki z Ciebie szef ochrony? Właśnie. Pilnujecie ich? -spytała pewna siebie Karolina.
-I Mariolę też -dodał z uśmiechem i wyszedł. Nie podobały mi się te jego wahania nastrojów.
-Dzięki -powiedziałam całując ją i wychodząc do salonu. Gdy szłam do sypialni nigdzie nie spotkałam Elvisa to oznaczało, że musiał być już przed domem. Przed naszą sypialnią stał nieznany mi mężczyzna.
-Nie może pani tutaj wejść -powiedział zastępując mi drogę.
-Jak to? -spytałam zdziwiona.
-Tutaj może wejść tylko pan Tadeusz, pani Lewis i panienka Kinga -wyjaśnił.
-Ja jestem dziewczyną! -krzyknęłam.
-Przykro mi -odpowiedział.
-Tadeusz! -krzyknęłam na cały głos a najstarszy wyszedł z naszej sypialni. Zdenerwowało mnie, że Kinga mogła tam być a ja nie. Wiedziałam, że robił mi to na złość.
-----------------------------
Podkręcamy atmosferę xD
Krótki, ale chciałam, żeby był dzisiaj już ;D
piątek, 31 maja 2013
44.
Zerknęłam na Dominika. Spał. Czym prędzej wzięłam na ręce Michaelka, który się za mną przyczłapał i znów zeszłam na dół. W salonie panowała dość ciężka atmosfera.
-Może przeniesiemy się już na taras? Dość duszno jest w tym domu -powiedziałam uśmiechając się szeroko. Wszyscy jak na komendę wstali. Podałam Michaelka Pawłowi. Na taras były trzy wyjścia. Przez korytarz, kuchnię i salon. Wyszliśmy tym ostatnim. Na szczęście Paweł na tarasie zaczął rozmawiać głośno z Kubą o jakimś tam ostatnim meczu co udzieliło się wszystkim. Nasze rodzicielki rozmawiały o naszym domu, Najstarszy zabrał Sebastiana na spacer po ogrodzie a mój tata rozmawiał z Karoliną. Uśmiechnęłam się szczęśliwa i wróciłam do kuchni. Chwilę później drzwi znów się otworzyły i do kuchni weszła pani Lewis.
-Pomóc Ci w czymś kochanie? -spytała uroczo się do mnie uśmiechając.
-Nie dziękuje. Może pani przypilnować gości, żeby dobrze się bawili? Oczywiście Sebastian już się gdzieś zmył.
-Tadeusz go zabrał na mały spacer. Bardzo Cię za niego przepraszam. To, że jest najstarszym to myśli, że wszystko mu wolno.
-Wiem. W końcu nie jestem w waszej rodzinie od niedawna.
-Racja. Teraz jak mi kazałaś pójdę zabawiać gości -powiedziała śmiejąc się. W drzwiach minęła się z Karoliną.
-Mały -mruknęła tylko i już jej nie było. Chwilę później zjawiła się z Dominikiem na rękach. Mały strasznie płakał. Szybko odebrałam go od niej. Zajęłam się uspokajaniem go a Karolina podała obiad. Wyszłam z małym na taras. Od razu gdy zobaczył Sebastiana wyciągnął do niego swoje małe rączki.Podałam mu małego i znów poszłam do kuchni.
Obiad minął nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Po obiedzie każdy zajął się czymś innym. Nasi ojcowie poszli do ogrodu na małą przechadzkę, Karolina z Kubą wrócili do domu, nasze rodzicielki zajęły się sprzątaniem co stwierdziłam za bardzo głupie, jednak nie pozwoliły mi protestować, Sebastian z Pawłem oglądali jakiś mecz i strasznie przy tym krzyczeli a ja próbowałam uśpić małego.
*
-No nareszcie. Było bardzo interesująco, jednak za długo siedzieli -mruknął ziewając Sebastian. Zerknęłam na zegarek. Było po dwudziestej trzeciej już. Poczułam na sobie ręce Sebastiana. Odwróciłam się i pocałowałam go namiętnie. Odwzajemnił pocałunek a ja oderwałam się od niego. Wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki. -Mogę iść z tobą? -usłyszałam za plecami.
-Nie -odpowiedziałam śmiejąc się. Wzięłam szybki prysznic i wyszłam z powrotem do pokoju. Sebastiana tam nie było. Położyłam się i usnęłam.
Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Nie wiedząc kto dzwoni odebrałam go.
-No i jak jest? Widzimy się dziś? Może jakieś kino? -usłyszałam głos Marioli.
-No nie wiem -odpowiedziałam niepewnie i chwilę później usłyszałam głośny płacz dziecka. -Na razie -rzuciłam do telefonu i pobiegłam na górze. Mały stał w łóżeczku a po jego policzkach spływały łzy. Wzięłam go i szeptałam mu do ucha dopóki się nie uspokoił.
-A gdzie jest wujek? -spytałam go i ruszyłam z małym na dół. Na szczęście mały już się uspokoił. W kuchni posadziłam go w foteliku i dałam mu zupę do jedzenia. Szybko poszłam po telefon. Obserwując małego wybrałam numer Sebastiana. Miałam dziwne przeczucie. Telefon do którego dzwoniłam odezwał się bardzo blisko. Dochodził zza drzwi. Szybko wyszłam na taras. Był tam. Leżał cały we krwi. Jego klatka piersiowa ledwo się poruszała. Szybko do niego podbiegłam. Delikatnie przejechałam ręką po jego poliku a on pomału otworzył oczy.
-Co ja mam robić? -szepnęłam a on jedynie znów zamknął powieki. Moje szare komórki intensywnie myślały. Rzuciłam się do telefonu, który mi upadł i wybrałam numer najstarszego. Odebrał dopiero po trzecim sygnale. -Sebastian ... on ... krew ... leży ... ja nie wiem ... -wydyszałam.
-Zaraz tam będziemy -usłyszałam. Zerknęłam na swojego ukochanego i rzuciłam się do kuchni. Chwyciłam pierwszy z biegu nóż i wróciłam z powrotem na taras. Tam przejechałam delikatnie nożem po nadgarstku i przycisnęłam go do ust Sebastiana. Od razu zaczął się krztusić.
-Pij kochanie -szepnęłam, jednak Sebastian cały czas nie przyjął ani kropli krwi. -Musisz! -krzyknęłam. -Nie zostawiaj mnie! -jednocześnie poczułam na swoich ramionach dłonie, które odciągały mnie od Sebastiana i zauważyłam najstarszego, który klęczał przy moim ukochanym. Karola wpadła do kuchni i zaczęła uspokajać małego. Najstarszy podniósł Sebastiana i udał się z nim do środka a pani Lewis pomaszerowała za nim. Odwróciłam się i wtuliłam w klatkę piersiową Kuby. Nie byłam świadoma co się ze mną dzieje. Wszyscy dyrygowali mną jak marionetką. "Usiądź, wstań, zjedz to". Tak było przez cały dzień i noc. Do naszego domu zwaliło się z pół rady najstarszych. Wszyscy wypytywali mnie jak to było a ja nie wiedziałam. Nie potrafiłam im odpowiedzieć. Ciągle przed oczami miałam Sebastiana we krwi. Mały płakał prawie czas a ja nie miałam sił go uspokajać, w końcu Kuba wsadził go w samochód i pojechał z nim na przejażdżkę, żeby wreszcie usnął. Wrócili godzinę później. Kuba położył małego i dopiero wrócił do salonu, gdzie siedziałam z Karoliną i wszystkimi obecnymi w całym domu.
-Może ty również powinnaś się położyć? -spytał Kuba wchodząc do salonu. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo do salonu wszedł najstarszy.
-Odzyskał przytomność -stwierdził a ja rzuciłam się biegiem do sypialni. Wpadłam tam chwilę później i od razu doskoczyłam do łóżka. Przy łóżku na fotelu czuwała pani Lewis.
-Sebastian? -szepnęłam. Ten bardzo powoli przekręcił głowę w moją stronę. Powoli opuszkami palców przejechałam po jego poliku a z moich oczu popłynęły dwa strumienie łez.
-Nie płacz -usłyszałam. -Nie jesteś zimna, prawda? -powtórzył pytanie z naszej pierwszej nocy spędzonej razem. Powoli położyłam się obok niego i tym razem zaczekałam aż pierwszy uśnie a później sama usnęłam w jego objęciach.
---------------------------
-Może przeniesiemy się już na taras? Dość duszno jest w tym domu -powiedziałam uśmiechając się szeroko. Wszyscy jak na komendę wstali. Podałam Michaelka Pawłowi. Na taras były trzy wyjścia. Przez korytarz, kuchnię i salon. Wyszliśmy tym ostatnim. Na szczęście Paweł na tarasie zaczął rozmawiać głośno z Kubą o jakimś tam ostatnim meczu co udzieliło się wszystkim. Nasze rodzicielki rozmawiały o naszym domu, Najstarszy zabrał Sebastiana na spacer po ogrodzie a mój tata rozmawiał z Karoliną. Uśmiechnęłam się szczęśliwa i wróciłam do kuchni. Chwilę później drzwi znów się otworzyły i do kuchni weszła pani Lewis.
-Pomóc Ci w czymś kochanie? -spytała uroczo się do mnie uśmiechając.
-Nie dziękuje. Może pani przypilnować gości, żeby dobrze się bawili? Oczywiście Sebastian już się gdzieś zmył.
-Tadeusz go zabrał na mały spacer. Bardzo Cię za niego przepraszam. To, że jest najstarszym to myśli, że wszystko mu wolno.
-Wiem. W końcu nie jestem w waszej rodzinie od niedawna.
-Racja. Teraz jak mi kazałaś pójdę zabawiać gości -powiedziała śmiejąc się. W drzwiach minęła się z Karoliną.
-Mały -mruknęła tylko i już jej nie było. Chwilę później zjawiła się z Dominikiem na rękach. Mały strasznie płakał. Szybko odebrałam go od niej. Zajęłam się uspokajaniem go a Karolina podała obiad. Wyszłam z małym na taras. Od razu gdy zobaczył Sebastiana wyciągnął do niego swoje małe rączki.Podałam mu małego i znów poszłam do kuchni.
Obiad minął nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Po obiedzie każdy zajął się czymś innym. Nasi ojcowie poszli do ogrodu na małą przechadzkę, Karolina z Kubą wrócili do domu, nasze rodzicielki zajęły się sprzątaniem co stwierdziłam za bardzo głupie, jednak nie pozwoliły mi protestować, Sebastian z Pawłem oglądali jakiś mecz i strasznie przy tym krzyczeli a ja próbowałam uśpić małego.
*
-No nareszcie. Było bardzo interesująco, jednak za długo siedzieli -mruknął ziewając Sebastian. Zerknęłam na zegarek. Było po dwudziestej trzeciej już. Poczułam na sobie ręce Sebastiana. Odwróciłam się i pocałowałam go namiętnie. Odwzajemnił pocałunek a ja oderwałam się od niego. Wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki. -Mogę iść z tobą? -usłyszałam za plecami.
-Nie -odpowiedziałam śmiejąc się. Wzięłam szybki prysznic i wyszłam z powrotem do pokoju. Sebastiana tam nie było. Położyłam się i usnęłam.
Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Nie wiedząc kto dzwoni odebrałam go.
-No i jak jest? Widzimy się dziś? Może jakieś kino? -usłyszałam głos Marioli.
-No nie wiem -odpowiedziałam niepewnie i chwilę później usłyszałam głośny płacz dziecka. -Na razie -rzuciłam do telefonu i pobiegłam na górze. Mały stał w łóżeczku a po jego policzkach spływały łzy. Wzięłam go i szeptałam mu do ucha dopóki się nie uspokoił.
-A gdzie jest wujek? -spytałam go i ruszyłam z małym na dół. Na szczęście mały już się uspokoił. W kuchni posadziłam go w foteliku i dałam mu zupę do jedzenia. Szybko poszłam po telefon. Obserwując małego wybrałam numer Sebastiana. Miałam dziwne przeczucie. Telefon do którego dzwoniłam odezwał się bardzo blisko. Dochodził zza drzwi. Szybko wyszłam na taras. Był tam. Leżał cały we krwi. Jego klatka piersiowa ledwo się poruszała. Szybko do niego podbiegłam. Delikatnie przejechałam ręką po jego poliku a on pomału otworzył oczy.
-Co ja mam robić? -szepnęłam a on jedynie znów zamknął powieki. Moje szare komórki intensywnie myślały. Rzuciłam się do telefonu, który mi upadł i wybrałam numer najstarszego. Odebrał dopiero po trzecim sygnale. -Sebastian ... on ... krew ... leży ... ja nie wiem ... -wydyszałam.
-Zaraz tam będziemy -usłyszałam. Zerknęłam na swojego ukochanego i rzuciłam się do kuchni. Chwyciłam pierwszy z biegu nóż i wróciłam z powrotem na taras. Tam przejechałam delikatnie nożem po nadgarstku i przycisnęłam go do ust Sebastiana. Od razu zaczął się krztusić.
-Pij kochanie -szepnęłam, jednak Sebastian cały czas nie przyjął ani kropli krwi. -Musisz! -krzyknęłam. -Nie zostawiaj mnie! -jednocześnie poczułam na swoich ramionach dłonie, które odciągały mnie od Sebastiana i zauważyłam najstarszego, który klęczał przy moim ukochanym. Karola wpadła do kuchni i zaczęła uspokajać małego. Najstarszy podniósł Sebastiana i udał się z nim do środka a pani Lewis pomaszerowała za nim. Odwróciłam się i wtuliłam w klatkę piersiową Kuby. Nie byłam świadoma co się ze mną dzieje. Wszyscy dyrygowali mną jak marionetką. "Usiądź, wstań, zjedz to". Tak było przez cały dzień i noc. Do naszego domu zwaliło się z pół rady najstarszych. Wszyscy wypytywali mnie jak to było a ja nie wiedziałam. Nie potrafiłam im odpowiedzieć. Ciągle przed oczami miałam Sebastiana we krwi. Mały płakał prawie czas a ja nie miałam sił go uspokajać, w końcu Kuba wsadził go w samochód i pojechał z nim na przejażdżkę, żeby wreszcie usnął. Wrócili godzinę później. Kuba położył małego i dopiero wrócił do salonu, gdzie siedziałam z Karoliną i wszystkimi obecnymi w całym domu.
-Może ty również powinnaś się położyć? -spytał Kuba wchodząc do salonu. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo do salonu wszedł najstarszy.
-Odzyskał przytomność -stwierdził a ja rzuciłam się biegiem do sypialni. Wpadłam tam chwilę później i od razu doskoczyłam do łóżka. Przy łóżku na fotelu czuwała pani Lewis.
-Sebastian? -szepnęłam. Ten bardzo powoli przekręcił głowę w moją stronę. Powoli opuszkami palców przejechałam po jego poliku a z moich oczu popłynęły dwa strumienie łez.
-Nie płacz -usłyszałam. -Nie jesteś zimna, prawda? -powtórzył pytanie z naszej pierwszej nocy spędzonej razem. Powoli położyłam się obok niego i tym razem zaczekałam aż pierwszy uśnie a później sama usnęłam w jego objęciach.
---------------------------
Rozdział krótki, ale koniecznie chciałam coś dzisiaj dodać ;D
piątek, 24 maja 2013
43.
-Musisz. Chcesz się wykończyć czy co? Czemu taki jesteś? Wiesz dobrze, że ja też cierpię! -krzyknęłam.
-Przepraszam -mruknął i spuścił głowę. Chwyciłam go za podbródek i podniosłam jego głowę do góry. Widziałam w jego oczach akceptację, więc czym prędzej przechyliłam głowę i zbliżyłam się do niego. Chwilę później poczułam lekkie ukłucie i wszystkie uczucia Sebastiana. Powoli podniósł mnie do góry i przycisnął do ściany. Objęłam go nogami w pasie i przyciągnęłam bardziej do siebie. Nie opierał mi się. Zaczęłam cicho pojękiwać. Czułam się szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Może te uczucia należały do Sebastiana, jednak wiedziałam, że moje są takie same. Powoli Sebastian przejechał językiem po rankach, jednak oboje nie poruszyliśmy się ani o centymetr. Podniósł głowę do góry i się do mnie szeroko uśmiechnął. Wiedziałam, że to jest jego podziękowanie. Nachyliłam się i na jego ustach złożyłam długi namiętny pocałunek, jednak nie odwzajemnił go. Postawił mnie na podłodze, poprawił sukienkę i jak gdyby nigdy nic podszedł do małego. Zerknęłam na niego zaskoczona, jednak chwilę później zrozumiałam jego zachowanie. W kuchennych drzwiach stanął Karol i nieśmiało zapukał a później uchylił drzwi. Zaprosiłam go gestem ręki.
-Przepraszam, że przeszkadzam -niepewnie zaczął. -Przyjechał jakiś mężczyzna i twierdzi, że no nikt mu nie otwiera.
Zerknęłam na Sebastiana. Był nieźle zmieszany. Cóż oboje nie zwracaliśmy przed chwilą uwagi na to co dzieje się w okół nas.
-To pewnie kurier -odpowiedziałam. -Dziękuję -Karol zerknął na nas i wyszedł z kuchni. Sebastian pochylił się nad małym a ja skierowałam się do drzwi frontowych. Otworzyłam dość niskiemu mężczyźnie. Nie myliłam się. Szybko podpisałam odbiór przesyłki, zapłaciłam i znów ruszyłam z powrotem do kuchni. Tam włożyłam pudełko do lodówki i zajęłam się robieniem obiadu. Moi chłopcy w tym czasie wyszli do ogrodu.
Usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Sięgnęłam po niego.
-Tak mamo? -spytałam.
-Słuchaj córciu przejechaliśmy tą wieś i co dalej? -spytała.
-Jedźcie powoli. Za znakiem koniec zabudowania będzie zakręt. Tam skręcie. Do zobaczenia -powiedziałam i rozłączyłam się. Odkładając telefon poczułam na swoi ciele ręce.
-Kocham Cię -szepnął mi wprost do ucha. Pomimo tego, że byłam kobietą nie musiałam słyszeć tych słów co minutę, jednak jak je słyszałam aż płakać mi się chciało. Powoli odwróciłam się i pocałowałam go namiętnie, tym razem odwzajemnił pocałunek. Nie trwał jednak on długo.
-Gdzie mały? -spytałam.
-Śpi -odpowiedział i znów mnie pocałował. Nie opierałam się. Nasze języki idealnie ze sobą współgrały. Sebastian delikatnie mnie podniósł do góry i posadził na blacie. Jednocześnie położył mi rękę na kolanie, wciąż jadąc nią wyżej. Sama sięgnęłam rękami do jego rozporka i wtedy oboje usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Oboje z niechęcią się od siebie oderwaliśmy. Sebastian poprawił sobie spodnie uśmiechnął się do mnie łobuziersko i skierował się ku drzwiom. Szybko zeskoczyłam z blatu i poprawiłam sukienkę, jednocześnie przejeżdżając jedną ręką po włosach. Usłyszałam głos małego i poszłam po niego. Siedział na hamaku. Wzięłam go na ręce i ruszyłam na przeciw gościom. Spotkaliśmy się w salonie. Widziałam zaciekawione spojrzenia moich rodziców, jedynie co Paweł nie oglądał się jak szalony tylko od razu mnie do siebie przytulił.
-Przywieźliśmy Michaela -powiedział wskazując na torbę wraz z moim psem w rękach mojego taty.
-Dzięki -odpowiedziałam całując go w polika. -Rozgośćcie się. Macie na coś ochotę? -spytałam podając Sebastianowi małego ponieważ znów usypiał.
-Sok -powiedział mój tata.
-Herbata -dodała mama uśmiechając się do mnie niepewnie. Poszłam do kuchni a Paweł poczłapał za mną.
-A ty masz na coś ochotę? -spytałam zerkając na niego przez ramię.
-Kto to? -spytał wskazując głową na ogrodnika i otwierając lodówkę. Wyciągnął z niej sok i rozejrzał się.
-Górna półka obok. Karol nasz ogrodnik -odpowiedziałam śmiejąc się. Czym prędzej Paweł wyciągnął z szafki szklanki. Uśmiechnęłam się. Na szczęście on bardzo dobrze wiedział co znaczy rozgość się. Nalał soku do szklanek i je zaniósł, chwilę później wrócił z powrotem.
-Wielki dom -zaczął a ja znów się zaśmiałam.
-Tak możesz go zwiedzić. Tylko nie wchodź do sypialni Marioli i naszej, która jest na dole -powiedziałam grożąc mu palcem.
-Dzięki -odpowiedział i pocałował mnie w polika. W drzwiach minął się z moją mamą.
-Potrzeba ci coś mamo? -spytałam posyłając jej uśmiech. Pokręciła przecząco głową ciekawie się rozglądając. Ja już zdążyłam się przyzwyczaić do wielkich rozmiarów wszystkich pomieszczeń, jednakże rozumiałam każdego kto po raz pierwszy w nich przebywał.
-Tutaj będziemy jeść? -zadała pytanie.
-Nie. Miało być nakryte w jadalni, jednak wszystko jest na tarasie nakryte. Z takiej pogody się korzysta -powiedziałam zerkając na nią. Widziałam na jej twarzy zakłopotanie. Miała jakiś dylemat. -No co się dzieje? -spytałam siadając na krześle i wskazując jej krzesło naprzeciw mnie.
-Nie pasuje mi to, że się wyprowadziłaś. Dobrze jednak z tym się pogodziłam, no ale dziecko? Jeszcze w tak młodym wieku?! Ty masz się uczyć, bawić i zwiedzać świat a nie zajmować czyimiś dziećmi! -powiedziała nieco głośniej zapewne niż zamierzała. Nie zdenerwowało mnie to co przed chwilą usłyszałam. Już wcześniej spodziewałam się że to usłyszę.
-Jak dobrze wiesz nie lubię chodzić na imprezy -zaczęłam. -Mały mi nie przeszkadza w nauce bo Sebastian go pilnuje a jakbyś nie zauważyła właśnie skończyłam pierwszy rok więc mam wakacje. W zwiedzaniu świata mi nie przeszkadza. Właśnie wybieramy się na wakacje. Z małym -dodałam kończąc swoją wypowiedź. Zerknęłam na swoją rodzicielkę. Widziałam szok na jej twarzy. Wstałam i zajęłam się ostatnimi przygotowaniami, gdy po chwili usłyszałam dzwonek. Byłam pewna, że Sebastian otworzy jednak udałam się w tamtą stronę. W korytarzu natknęłam się na całą rodzinę Sebastiana. Zaprosiłam ich wszystkich do salonu. W następnej chwili było ogólne poznawanie się. Ja w tym czasie poszłam na górę do małego.
-Przepraszam -mruknął i spuścił głowę. Chwyciłam go za podbródek i podniosłam jego głowę do góry. Widziałam w jego oczach akceptację, więc czym prędzej przechyliłam głowę i zbliżyłam się do niego. Chwilę później poczułam lekkie ukłucie i wszystkie uczucia Sebastiana. Powoli podniósł mnie do góry i przycisnął do ściany. Objęłam go nogami w pasie i przyciągnęłam bardziej do siebie. Nie opierał mi się. Zaczęłam cicho pojękiwać. Czułam się szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Może te uczucia należały do Sebastiana, jednak wiedziałam, że moje są takie same. Powoli Sebastian przejechał językiem po rankach, jednak oboje nie poruszyliśmy się ani o centymetr. Podniósł głowę do góry i się do mnie szeroko uśmiechnął. Wiedziałam, że to jest jego podziękowanie. Nachyliłam się i na jego ustach złożyłam długi namiętny pocałunek, jednak nie odwzajemnił go. Postawił mnie na podłodze, poprawił sukienkę i jak gdyby nigdy nic podszedł do małego. Zerknęłam na niego zaskoczona, jednak chwilę później zrozumiałam jego zachowanie. W kuchennych drzwiach stanął Karol i nieśmiało zapukał a później uchylił drzwi. Zaprosiłam go gestem ręki.
-Przepraszam, że przeszkadzam -niepewnie zaczął. -Przyjechał jakiś mężczyzna i twierdzi, że no nikt mu nie otwiera.
Zerknęłam na Sebastiana. Był nieźle zmieszany. Cóż oboje nie zwracaliśmy przed chwilą uwagi na to co dzieje się w okół nas.
-To pewnie kurier -odpowiedziałam. -Dziękuję -Karol zerknął na nas i wyszedł z kuchni. Sebastian pochylił się nad małym a ja skierowałam się do drzwi frontowych. Otworzyłam dość niskiemu mężczyźnie. Nie myliłam się. Szybko podpisałam odbiór przesyłki, zapłaciłam i znów ruszyłam z powrotem do kuchni. Tam włożyłam pudełko do lodówki i zajęłam się robieniem obiadu. Moi chłopcy w tym czasie wyszli do ogrodu.
Usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Sięgnęłam po niego.
-Tak mamo? -spytałam.
-Słuchaj córciu przejechaliśmy tą wieś i co dalej? -spytała.
-Jedźcie powoli. Za znakiem koniec zabudowania będzie zakręt. Tam skręcie. Do zobaczenia -powiedziałam i rozłączyłam się. Odkładając telefon poczułam na swoi ciele ręce.
-Kocham Cię -szepnął mi wprost do ucha. Pomimo tego, że byłam kobietą nie musiałam słyszeć tych słów co minutę, jednak jak je słyszałam aż płakać mi się chciało. Powoli odwróciłam się i pocałowałam go namiętnie, tym razem odwzajemnił pocałunek. Nie trwał jednak on długo.
-Gdzie mały? -spytałam.
-Śpi -odpowiedział i znów mnie pocałował. Nie opierałam się. Nasze języki idealnie ze sobą współgrały. Sebastian delikatnie mnie podniósł do góry i posadził na blacie. Jednocześnie położył mi rękę na kolanie, wciąż jadąc nią wyżej. Sama sięgnęłam rękami do jego rozporka i wtedy oboje usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Oboje z niechęcią się od siebie oderwaliśmy. Sebastian poprawił sobie spodnie uśmiechnął się do mnie łobuziersko i skierował się ku drzwiom. Szybko zeskoczyłam z blatu i poprawiłam sukienkę, jednocześnie przejeżdżając jedną ręką po włosach. Usłyszałam głos małego i poszłam po niego. Siedział na hamaku. Wzięłam go na ręce i ruszyłam na przeciw gościom. Spotkaliśmy się w salonie. Widziałam zaciekawione spojrzenia moich rodziców, jedynie co Paweł nie oglądał się jak szalony tylko od razu mnie do siebie przytulił.
-Przywieźliśmy Michaela -powiedział wskazując na torbę wraz z moim psem w rękach mojego taty.
-Dzięki -odpowiedziałam całując go w polika. -Rozgośćcie się. Macie na coś ochotę? -spytałam podając Sebastianowi małego ponieważ znów usypiał.
-Sok -powiedział mój tata.
-Herbata -dodała mama uśmiechając się do mnie niepewnie. Poszłam do kuchni a Paweł poczłapał za mną.
-A ty masz na coś ochotę? -spytałam zerkając na niego przez ramię.
-Kto to? -spytał wskazując głową na ogrodnika i otwierając lodówkę. Wyciągnął z niej sok i rozejrzał się.
-Górna półka obok. Karol nasz ogrodnik -odpowiedziałam śmiejąc się. Czym prędzej Paweł wyciągnął z szafki szklanki. Uśmiechnęłam się. Na szczęście on bardzo dobrze wiedział co znaczy rozgość się. Nalał soku do szklanek i je zaniósł, chwilę później wrócił z powrotem.
-Wielki dom -zaczął a ja znów się zaśmiałam.
-Tak możesz go zwiedzić. Tylko nie wchodź do sypialni Marioli i naszej, która jest na dole -powiedziałam grożąc mu palcem.
-Dzięki -odpowiedział i pocałował mnie w polika. W drzwiach minął się z moją mamą.
-Potrzeba ci coś mamo? -spytałam posyłając jej uśmiech. Pokręciła przecząco głową ciekawie się rozglądając. Ja już zdążyłam się przyzwyczaić do wielkich rozmiarów wszystkich pomieszczeń, jednakże rozumiałam każdego kto po raz pierwszy w nich przebywał.
-Tutaj będziemy jeść? -zadała pytanie.
-Nie. Miało być nakryte w jadalni, jednak wszystko jest na tarasie nakryte. Z takiej pogody się korzysta -powiedziałam zerkając na nią. Widziałam na jej twarzy zakłopotanie. Miała jakiś dylemat. -No co się dzieje? -spytałam siadając na krześle i wskazując jej krzesło naprzeciw mnie.
-Nie pasuje mi to, że się wyprowadziłaś. Dobrze jednak z tym się pogodziłam, no ale dziecko? Jeszcze w tak młodym wieku?! Ty masz się uczyć, bawić i zwiedzać świat a nie zajmować czyimiś dziećmi! -powiedziała nieco głośniej zapewne niż zamierzała. Nie zdenerwowało mnie to co przed chwilą usłyszałam. Już wcześniej spodziewałam się że to usłyszę.
-Jak dobrze wiesz nie lubię chodzić na imprezy -zaczęłam. -Mały mi nie przeszkadza w nauce bo Sebastian go pilnuje a jakbyś nie zauważyła właśnie skończyłam pierwszy rok więc mam wakacje. W zwiedzaniu świata mi nie przeszkadza. Właśnie wybieramy się na wakacje. Z małym -dodałam kończąc swoją wypowiedź. Zerknęłam na swoją rodzicielkę. Widziałam szok na jej twarzy. Wstałam i zajęłam się ostatnimi przygotowaniami, gdy po chwili usłyszałam dzwonek. Byłam pewna, że Sebastian otworzy jednak udałam się w tamtą stronę. W korytarzu natknęłam się na całą rodzinę Sebastiana. Zaprosiłam ich wszystkich do salonu. W następnej chwili było ogólne poznawanie się. Ja w tym czasie poszłam na górę do małego.
wtorek, 21 maja 2013
42.
Spojrzałam na Sebastiana. Był tak samo przerażony jak i ja. Rozejrzałam się po innych twarzach. Tak samo jak i my byli zszokowani.
-Jakieś uwagi? -wtrącił Andrzej.
-Jeżeli oni otrzymali opiekę to nie musimy się starać o tymczasowe przyznanie opieki? -spytał najstarszy.
-Nie od tej chwili prawnymi opiekunami Dominika są Sebastian i Klaudia. Sąd tylko zatwierdzi tą decyzję i po kłopocie. Muszą tylko się zgodzić -powiedział a wszystkie pary oczu na nas spojrzały. Spojrzałam na Sebastiana. Widziałam na jego twarzy szok. Wiedziałam, że tak samo jak i ja nie wiedział co robić. "Ja i tak już go kocham" wysłałam Sebastianowi w myślach. Nie potrafił czytać w myślach, jedynie odbierać myśli skierowane do niego.
-Wyrażamy zgodę -powiedział głośno mój ukochany.
-Tak -potwierdziłam głośno. Widziałam jak na każdej twarzy maluje się spokój i szczęście. Zerknęłam na małego. Spał w moich objęciach.
-Będziesz dobrą matką. Z resztą już nią jesteś -szepnął mi wprost do ucha Sebastian.
-Oboje będziemy -uzupełniłam i pocałowałam go w polika.
*
-Wiesz gdzie jest pokój małego? -spytałam wchodząc do domu. Byłam zmęczona. Dominik cały pogrzeb strasznie płakał i nie potrafiliśmy go uspokoić. -A może będzie lepiej, gdy położymy go u siebie?
-Pokój małego jest na końcu korytarza na górze. Chyba największy pokój, jeżeli chodzi o sypialnię, większy nawet od naszego. Jeżeli chodzi o łóżeczka. Jedno jest u nas w sypialni, drugie u niego. Są też trzy kojce. W kuchni, w jadalni oraz w salonie. Połóż go u nas -dodał na sam koniec idąc do kuchni. -Przyniosę Ci soku -powiedział znikając w drzwiach od salonu. Przeszłam do naszej sypialni i powoli rozebrałam małego do snu. Położyłam go w łóżeczku, które było nowe. Postawione było w rogu, żeby nikomu nie przeszkadzało. Szybko wzięłam prysznic i owinięta w ręcznik wyszłam do sypialni. Przy łóżeczku stał Sebastian zobaczywszy mnie szybko do mnie podszedł i namiętnie pocałował. Chwycił mnie za biodra i podniósł do góry. Objęłam go nogami w pasie. Zrzucił ze mnie ręcznik i położył na łóżku. Pomogłam mu szybko pozbyć się jego garderoby. Nasze biodra zaczęły intensywnie razem pracować.
Oboje padliśmy na łóżko zasapani. Czym prędzej przysunęłam się do Sebastiana. Chwycił mój podbródek i podniósł do góry. Przywarłam do niego. Nasze pieszczoty nie miały końca aż usiadłam na nim okrakiem i podniosłam mu ręce do góry trzymając za nadgarstki.
-Poddajesz się? -powiedziałam śmiejąc się.
-Jam więzień Twojego serca. Możesz pani robić sobie ze mną co tylko zechcesz.
Roześmiałam się i wróciłam pocałunkami do jego szyi.
*(Jakiś tydzień później)
-Gdzie jedziemy na wakacje? -zadał mi pytanie Sebastian. Właśnie wczoraj zakończył się mój pierwszy rok na studniach.
-Może góry? -zaproponowałam.
-Alpy? -spytał.
-Lloret de Mar -powiedziałam olśniona. -Będzie ciepło a mały mógłby się pobawić.
-Jak masz taką ochotę -powiedział całując mnie namiętnie. Wszystkim wytrąciłam z głów, że mogę być w ciąży. Czułam się bardzo dobrze i jakoś nic na to nie wskazywało. Kobieta wie co się z jej ciałem dzieje i kiedy jest w ciąży. Zerknęłam na małego. Spał. Pocałowałam Sebastiana i poszłam do łazienki. Dziś mieli przyjechać nasi rodzice. Pierwsze rodzinne spotkanie. Pierwsze spotkanie u nas w domu. Moja mama miała poznać mamę Sebastiana bo jego ojca już znała. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w sukienkę (klik), zrobiłam lekki makijaż i wyszłam do moich chłopców. Obaj siedzieli na łóżku. Mały jak zwykle otoczony był poduszkami a Sebastian swobodnie leżał i obaj oglądali coś na laptopie. Ciekawe było to, że tylko z Sebastianem potrafił oglądać filmy w spokoju. Posłałam im uśmiech i poszłam do kuchni. Musiałam coś ugotować, tylko nie wiedziałam co. Idąc do kuchni usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je. Moim oczom ukazał się Karol. Widząc mnie zdjął kapelusz i wymamrotał powitanie.
-Wejdź -powiedziałam wesoło i przesunęłam się. Oboje poszliśmy do kuchni. -To co dziś jest dzień wypłaty? -spytałam wesoło. Uzgodniliśmy, że zawsze pierwsza sobota miesiąca będzie dniem wypłaty. Nieśmiało się do mnie uśmiechnął i pokiwał głową. -Napijesz się czegoś? Soku, herbaty a może pepsi? -spytałam.
-Soku -odpowiedział. Sięgnęłam więc po dwie szklanki i wyjęłam sok z lodówki. Nalałam i podałam mu jedną a sama napiłam się sporego łyka z drugiej. Sięgnęłam po torbę i wyjęłam z niej kopertę, którą już wcześniej naszykowałam.
-Chcesz zaliczkę i resztę mam Ci przelać na konto czy chcesz wszystko do ręki?
-Osobiście -odpowiedział i lekko się zaczerwienił. Podałam mu kopertę.
-Myślę, że tyle powinno wystarczyć -powiedziałam a on zajrzał do koperty.
-To za dużo -odpowiedział oddając mi kopertę. Roześmiałam się.
-To bardzo przyzwoita pensja nie powiem, jednakże nikt takiego ogrodu nie ma. Wiem, że te rośliny potrzebują idealnego utrzymania i dość dziwnej opieki a teraz jakbyś nie miał nic przeciwko zajęłabym się przygotowaniem obiadu.
-Dziękuję -odpowiedział i wyszedł drzwiami kuchennymi. Zdążyłam włożyć kurczaka do piekarnika a w kuchni zjawił się Sebastian wraz z Dominikiem.
-Umyłeś go? -spytałam wskazując głową małego.
-Yhym -odmruknął sadzając go w krzesełku. -Pomóc Ci? -spytał. Postanowiłam szybko wykorzystać okazję.
-Tak kochanie, jednak zanim mi pomożesz musisz coś zrobić.
-Nie mogę -odpowiedział i już próbował wyjść, jednak zdążyłam złapać go za rękę i przytrzymać. Nie potrafił mi się oprzeć albo już powoli opadał z sił.
-Jakieś uwagi? -wtrącił Andrzej.
-Jeżeli oni otrzymali opiekę to nie musimy się starać o tymczasowe przyznanie opieki? -spytał najstarszy.
-Nie od tej chwili prawnymi opiekunami Dominika są Sebastian i Klaudia. Sąd tylko zatwierdzi tą decyzję i po kłopocie. Muszą tylko się zgodzić -powiedział a wszystkie pary oczu na nas spojrzały. Spojrzałam na Sebastiana. Widziałam na jego twarzy szok. Wiedziałam, że tak samo jak i ja nie wiedział co robić. "Ja i tak już go kocham" wysłałam Sebastianowi w myślach. Nie potrafił czytać w myślach, jedynie odbierać myśli skierowane do niego.
-Wyrażamy zgodę -powiedział głośno mój ukochany.
-Tak -potwierdziłam głośno. Widziałam jak na każdej twarzy maluje się spokój i szczęście. Zerknęłam na małego. Spał w moich objęciach.
-Będziesz dobrą matką. Z resztą już nią jesteś -szepnął mi wprost do ucha Sebastian.
-Oboje będziemy -uzupełniłam i pocałowałam go w polika.
*
-Wiesz gdzie jest pokój małego? -spytałam wchodząc do domu. Byłam zmęczona. Dominik cały pogrzeb strasznie płakał i nie potrafiliśmy go uspokoić. -A może będzie lepiej, gdy położymy go u siebie?
-Pokój małego jest na końcu korytarza na górze. Chyba największy pokój, jeżeli chodzi o sypialnię, większy nawet od naszego. Jeżeli chodzi o łóżeczka. Jedno jest u nas w sypialni, drugie u niego. Są też trzy kojce. W kuchni, w jadalni oraz w salonie. Połóż go u nas -dodał na sam koniec idąc do kuchni. -Przyniosę Ci soku -powiedział znikając w drzwiach od salonu. Przeszłam do naszej sypialni i powoli rozebrałam małego do snu. Położyłam go w łóżeczku, które było nowe. Postawione było w rogu, żeby nikomu nie przeszkadzało. Szybko wzięłam prysznic i owinięta w ręcznik wyszłam do sypialni. Przy łóżeczku stał Sebastian zobaczywszy mnie szybko do mnie podszedł i namiętnie pocałował. Chwycił mnie za biodra i podniósł do góry. Objęłam go nogami w pasie. Zrzucił ze mnie ręcznik i położył na łóżku. Pomogłam mu szybko pozbyć się jego garderoby. Nasze biodra zaczęły intensywnie razem pracować.
Oboje padliśmy na łóżko zasapani. Czym prędzej przysunęłam się do Sebastiana. Chwycił mój podbródek i podniósł do góry. Przywarłam do niego. Nasze pieszczoty nie miały końca aż usiadłam na nim okrakiem i podniosłam mu ręce do góry trzymając za nadgarstki.
-Poddajesz się? -powiedziałam śmiejąc się.
-Jam więzień Twojego serca. Możesz pani robić sobie ze mną co tylko zechcesz.
Roześmiałam się i wróciłam pocałunkami do jego szyi.
*(Jakiś tydzień później)
-Gdzie jedziemy na wakacje? -zadał mi pytanie Sebastian. Właśnie wczoraj zakończył się mój pierwszy rok na studniach.
-Może góry? -zaproponowałam.
-Alpy? -spytał.
-Lloret de Mar -powiedziałam olśniona. -Będzie ciepło a mały mógłby się pobawić.
-Jak masz taką ochotę -powiedział całując mnie namiętnie. Wszystkim wytrąciłam z głów, że mogę być w ciąży. Czułam się bardzo dobrze i jakoś nic na to nie wskazywało. Kobieta wie co się z jej ciałem dzieje i kiedy jest w ciąży. Zerknęłam na małego. Spał. Pocałowałam Sebastiana i poszłam do łazienki. Dziś mieli przyjechać nasi rodzice. Pierwsze rodzinne spotkanie. Pierwsze spotkanie u nas w domu. Moja mama miała poznać mamę Sebastiana bo jego ojca już znała. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w sukienkę (klik), zrobiłam lekki makijaż i wyszłam do moich chłopców. Obaj siedzieli na łóżku. Mały jak zwykle otoczony był poduszkami a Sebastian swobodnie leżał i obaj oglądali coś na laptopie. Ciekawe było to, że tylko z Sebastianem potrafił oglądać filmy w spokoju. Posłałam im uśmiech i poszłam do kuchni. Musiałam coś ugotować, tylko nie wiedziałam co. Idąc do kuchni usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je. Moim oczom ukazał się Karol. Widząc mnie zdjął kapelusz i wymamrotał powitanie.
-Wejdź -powiedziałam wesoło i przesunęłam się. Oboje poszliśmy do kuchni. -To co dziś jest dzień wypłaty? -spytałam wesoło. Uzgodniliśmy, że zawsze pierwsza sobota miesiąca będzie dniem wypłaty. Nieśmiało się do mnie uśmiechnął i pokiwał głową. -Napijesz się czegoś? Soku, herbaty a może pepsi? -spytałam.
-Soku -odpowiedział. Sięgnęłam więc po dwie szklanki i wyjęłam sok z lodówki. Nalałam i podałam mu jedną a sama napiłam się sporego łyka z drugiej. Sięgnęłam po torbę i wyjęłam z niej kopertę, którą już wcześniej naszykowałam.
-Chcesz zaliczkę i resztę mam Ci przelać na konto czy chcesz wszystko do ręki?
-Osobiście -odpowiedział i lekko się zaczerwienił. Podałam mu kopertę.
-Myślę, że tyle powinno wystarczyć -powiedziałam a on zajrzał do koperty.
-To za dużo -odpowiedział oddając mi kopertę. Roześmiałam się.
-To bardzo przyzwoita pensja nie powiem, jednakże nikt takiego ogrodu nie ma. Wiem, że te rośliny potrzebują idealnego utrzymania i dość dziwnej opieki a teraz jakbyś nie miał nic przeciwko zajęłabym się przygotowaniem obiadu.
-Dziękuję -odpowiedział i wyszedł drzwiami kuchennymi. Zdążyłam włożyć kurczaka do piekarnika a w kuchni zjawił się Sebastian wraz z Dominikiem.
-Umyłeś go? -spytałam wskazując głową małego.
-Yhym -odmruknął sadzając go w krzesełku. -Pomóc Ci? -spytał. Postanowiłam szybko wykorzystać okazję.
-Tak kochanie, jednak zanim mi pomożesz musisz coś zrobić.
-Nie mogę -odpowiedział i już próbował wyjść, jednak zdążyłam złapać go za rękę i przytrzymać. Nie potrafił mi się oprzeć albo już powoli opadał z sił.
sobota, 18 maja 2013
41.
-Chciałam poplotkować -odpowiedziałam ziewając. -Przepraszam cały dzień dzisiaj spać mi się chce.
-Yhym. Spytałam jednak co się stało? Czemu jesteś taka niewyraźna? -powtórzyła pytanie.
-Zmyłam makijaż? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie. -A tak na serio to jestem zmęczona. Mam po prostu ciężki tydzień
-A mi w dupie czołg jeździ. Mały Ci daje popalić a nie.
-Wcale nie -odpowiedziałam wstając. -Mój Dominik jest aniołkiem. Po za tym Sebastian cały czas mi pomaga i Karolina nawet z Kubą -dodałam nasypując sobie płatki. -Wybacz nic prawie dziś nie jadłam -wyjaśniłam głową wskazując na miskę płatków.
-Twój Dominik?
-Co? -spytałam głupio.
-Powiedziałaś yhm uwaga cytuję "mój Dominik" -powtórzyła idealnie naśladując ton mojego głosu.
-Och no po prostu mi się wymsknęło -powiedziała połykając kolejną łyżkę płatków.
-Ile ten twój Dominik z wami zostanie?
-Nie wiem -odpowiedziałam a w żołądku dziwnie mi zaburczało. -Przepraszam muszę do łazienki -mruknęłam odstawiając miskę płatków na blat i czym prędzej biegnąc do łazienki. Drugi raz dzisiaj zwymiotowałam wcześniej zjedzoną porcję, gdy się odwróciłam w drzwiach znów stał Sebastian. Spojrzałam na niego i minęłam go w drzwiach, wracając do kuchni. Nie znosiłam, gdy traktował mnie z taką oziębłością, co zdarzyło mu się po raz pierwszy.
-Przepraszam, musiałam skorzystać z łazienki. Chyba płatki mi nie zasmakowały -powiedziałam wylewając je do zlewu a miskę i łyżkę wstawiając do zmywarki.
-Acha oby tylko -powiedziała ziewając. Zerknęłam na godzinę, była dwudziesta trzecia. Zapomniałam, że Mariola teraz mało co sypia. -Dobra pogadamy kiedyś tam. Do zobaczenia -powiedziałam rozłączając się. Wyłączyłam czym prędzej laptopa i poszłam do sypialni. Sebastian leżał na łóżku i spał. Bynajmniej tak mi się zdawało. Wzięłam z niego przykład i również usnęłam.
Obudził mnie płacz dziecka. Szybko otworzyłam oczy i podbiegłam do wózka. Wzięłam małego na ręce.
-Już spokojnie. Ciocia jest przy tobie -szepnęłam mu do ucha. Zerknęłam na łóżko, było puste, tak samo jak i łazienka. Mając małego na rękach zaczęłam szukać Sebastiana, nie było go nigdzie na dole to znaczyło, że musiał iść pobiegać. Dzisiejszego dnia miał być pogrzeb. To dziś miałam wraz z Karoliną jechać do domu Michała i zabrać rzeczy Dominika. Już uspokojonego małego nakarmiłam i wykąpałam. Ubrałam go również w jeansowe spodnie i czarną koszulę.
-No dobra teraz chodź zadzwonimy do wujka -powiedziałam do małego biorąc telefon z pułki. W tym samym czasie usłyszałam szelest za sobą. Odwróciłam się. Przede mną stał Sebastian i był cały mokry. Przekręciłam oczami.
-Idź się wykąp, tylko szybko. O ósmej musimy być w domu twojej mamy -powiedziałam uśmiechając się niepewnie.
-Wiem -powiedział przechodząc do łazienki. Piętnaście minut później wyszedł zawinięty w ręcznik. Powoli do niego podeszłam i pocałowałam go w bark. Widziałam lekkie zmieszanie na jego twarzy. -Ja nie mogę -szepnął.
-Wiem, że możesz -również odszepnęłam odwracając go do siebie przodem.
-Zrobię Ci krzywdę. Ostatnio przecież Ci zrobiłem. Ja nie chcę -powiedział trochę się ode mnie cofając.
-Ja Ciebie potrzebuję -szepnęłam przybliżając się do niego. -Ja sama tego potrzebuję -powiedziałam bardziej stanowczo, lekko chwytając go za głowę. Nie wyraził na to swojej zgody, jednak w jego oczach widziałam, że tego pragnie tam samo jak. -Troszeczkę -szepnęłam zachęcająco. O więcej prosić go nie musiałam. Poczułam lekkie ukłucie i euforię uczuć. Strach, lęk ale i też szczęście, ogromne szczęście. Moja radość nie trwała długo. Po chwili poczułam jak odsuwa się ode mnie i przejeżdża językiem po rankach. Nie protestowałam, odniosłam sukces i wiedziałam o tym. Wieczorem znów będzie musiał to zrobić, jednak tym razem nie pozwolę na tyle mało. Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go namiętnie w usta.
-Teraz ty pilnujesz małego -szepnęłam dysząc. Czym prędzej poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Wysuszyłam włosy, zrobiłam lekki make-up i wyszłam do swoich mężczyzn. Zajrzałam do szafy. Dziś pogoda była śliczna. Idealna na sukienkę. Wyciągnęłam, więc z szafy sukienkę (Klik), baleriny i botki i czym prędzej się w nie ubrałam. Szybko rozpuszczone włosy zamieniłam w luźnego koka i wyszłam do swoim mężczyzn. Starszy wydał z siebie cichy pomruk a mały nie zwrócił na mnie uwagi.
-Podoba Cię się? -spytałam obracając się wokół własnej osi i podchodząc do niego. Przytuliłam się do niego i oboje upadliśmy na łóżku. Czułam każdy jego mięsień. Musiałam wykorzystać okazję, kiedy nie mógł uciec mi.
-Ja nie jestem jakąś lalką bez uczuć. Wiem, że Ci się nie podoba to, że musisz być daleko ode mnie. Oboje tego potrzebujemy. Cicho nie przerywaj mi -szepnęłam kładąc mu palca na usta. -Jakbym była w ciąży to co? Przez dziewięć czy ileś tam miesięcy nie będziesz mnie dotykać? Ja na to nie pozwolę! -powiedziałam głosem nie znoszącym sprzeciwu. Pocałowałam go namiętnie w usta na co nie protestował tylko mocniej mnie do siebie przycisnął. Chwilę później leżałam już na plecach. Sebastian przejął inicjatywę i to mi się w nim podobało. Powoli zaczął podwijać mi sukienkę go góry.
-Na pewno tego chcesz? -cicho mruknął. W odpowiedzi pocałowałam go namiętnie. Po chwili jednak przerwał pocałunek śmiejąc się. -Jesteś uparta, jednak spójrz na małego -rozkazał mi. Zrobiłam tak jak mi mówił. Dominik siedział oparty o wszelkie możliwe poduszki i patrzył się na nas dużymi niebieskimi oczkami. Zrobiłam obrażoną minę i podniosłam się. Dziś czułam się o niebo lepiej. Poprawiłam sukienkę, założyłam jeszcze jeansową kurtkę i wrzuciłam wszystkie potrzebne mi rzeczy do torby. Podniosłam małego i poszłam za Sebastianem do samochodu.
*
Zerknęłam na dom. Nie był za wielki, jednak bardzo nowoczesny. Dopiero niedawno go kupili, bo wcześniej mieszkali po za granicami Polski. Karolina otworzyła dom kluczami, które znajdowały się u pani Lewis. Po raz pierwszy byłam w tym domu, więc za bardzo nie orientowałam się gdzie co było. Karolina, jednak bardzo dobrze wiedziała gdzie co jest.
-Bardzo proszę panowie za mną -powiedziała prowadząc dwóch mężczyzn na górę.
-Zajmij się dołem -powiedziała. Weszłam do salonu. Rozejrzałam się. Duży kominek, telewizor w rogu, dwie szafki z książkami. Zwyczajnie wyglądający dom. Podeszłam do kominka. Stały na nim ich rodzinne zdjęcia. Mały Dominik. Chłopiec z Michałem. Michał przebierający Dominika. Bardzo uważnie pozdejmowałam i powkładałam do pudła wszystkie zdjęcia ze ściany i z kominka. Gdy zajęłam się przeglądaniem szuflad ktoś zapukał do drzwi. Szybko mu otworzyłam.
-Dzień dobry -powitał mnie uśmiechnięty wysoki mężczyzna. -Nazywam się Andrzej Wróblewski. Jestem sąsiadem Michała i jego żony.
-Miło mi Klaudia, dziewczyna jego brata -wyjaśniłam podając mu rękę. -Może pan wejdzie? Nie będziemy w końcu rozmawiać przez próg -powiedziałam uśmiechając się do niego i przesuwając na bok, żeby mógł wejść.
-Wszystko dobrze? -usłyszałam głos Karoliny schodzącej z góry. -Kim pan jest?
-To sąsiad Michała -wyjaśniłam.
-Tak ostatnio ich nie widziałem. Wyjechali gdzieś? -spytał uśmiechając się miło do Karoliny. Właśnie w tym momencie zeszli dwaj mężczyźni znosząc z góry łóżeczko.
-Stwierdziłam, że nie ma potrzeby go rozkręcania i skręcania za chwilę z powrotem -wyjaśniała Karolina zerkając na mnie.
-Chwileczkę. Gdzie panie wywożą łóżeczko Dominika? -spytał lekko przerażony.
-Do mnie -odpowiedziałam spokojnie. -Rodzice Dominika nie żyją. Śmiertelny wypadek. Teraz ja wraz z Sebastianem się zajmujemy małym.
-Jak to? Czemu mnie nie poinformowało? -zadał głupie pytanie. Spojrzałam na niego wydawał się być przerażonym.
-Czemu miałby ktoś pana informować? -spytała Karolina zanim zdążyłam się odezwać.
-Jestem jego przyjacielem, ale także prawnikiem rodziny i to u mnie w kancelarii jest testament małżeństwa zamieszkującego ten dom.
-Yhm no dobrze -widziałam jak Karolina się zmieszała, jednak nie trwało to długo. -Niech pan pojedzie po ten testament. Dziś jest pogrzeb, jednak myślę, że po pogrzebie z rodziną znajdziemy dla pana chwilę. Za jakąś godzinę widzimy się pod tym adresem, dobrze? -spytała podając mu kartkę. Mężczyzna kiwnął głową i wyszedł. Szybko spakowaliśmy wszystkie rzeczy Dominika do wynajętego wozu i ja wróciłam do domu a Karolina pojechała na szybkiego urządzić pokój małemu. Twierdziła, że jeden idealnie się do tego nadaje i nawet nie trzeba go remontować. Nie miałam zielonego pojęcia o którym pokoju ona mówi, bo szczerze mówiąc nie zwiedziłam jeszcze całej góry.
-Jak to jaki prawnik? -spytała pani Lewis, gdy weszłam do domu.
-Andrzej Wróblewski. Mieszka po sąsiedzku. Za chwilę powinien tu być -wyjaśniłam biorąc Dominika od Sebastiana.
-Tak właściwie to już idzie -powiedział mój kochany. I rzeczywiście, chwilę później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Pani Lewis czym prędzej otworzyła. Do domu wszedł mężczyzna poznany przeze mnie dziś rano w schludnym garniturze.
-Dzień dobry -przywitał się. -Pani Klaudio miło mi panią znów widzieć -skierował się do mnie posyłając mi ciepły uśmiech. Gospodyni zaprosiła go do środka proponując mu coś do picia, jednak grzecznie podziękował. -Przyjechałem tutaj ponieważ dowiedziałem się, że mój przyjaciel nie żyje -zaczął. -Jako przyjaciel i prawnik rodziny znałem ostatnią ich wolę. Teraz nastąpi przeczytanie testamentu. Bardzo proszę o nie przerywanie. Wszystkie uwagi proszę zgłosić po przeczytaniu, dobrze? -spytał a wszyscy pokiwali głowami. Powoli zaczęłam krążyć po pokoju usypiając małego. -Kochani rodzice i cała rodzino. Jeżeli to czytacie to znaczy, że musieliśmy już odejść z tego świata -zaczął. -Nie martwcie się. Będziemy żyć wiecznie, w was i w naszym synu. Mojemu przyjacielowi i prawnikowi Andrzejowi Wróblewskiemu zapisujemy wszystkie książki, które są w naszym domu. Bardzo wiemy jak lubisz czytać. Lisa (siostra zmarłej -wyjaśnił mecenas) otrzymuje po nas wszystkie graty, które są na strychu. Bardzo wiemy jakie one były dla Ciebie ważne. Możesz również wybrać sobie co zechcesz z domu. Naszemu synowi zapisujemy wszystko inne. Cały nasz majątek. I ostatnią naszą wolą będzie to, żeby w razie wczesnego wieku zaopiekowali się nim Sebastian i Klaudia. Kochani wiemy, że dacie sobie z nim radę. Kochamy was -zakończył mecenas.
-Yhym. Spytałam jednak co się stało? Czemu jesteś taka niewyraźna? -powtórzyła pytanie.
-Zmyłam makijaż? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie. -A tak na serio to jestem zmęczona. Mam po prostu ciężki tydzień
-A mi w dupie czołg jeździ. Mały Ci daje popalić a nie.
-Wcale nie -odpowiedziałam wstając. -Mój Dominik jest aniołkiem. Po za tym Sebastian cały czas mi pomaga i Karolina nawet z Kubą -dodałam nasypując sobie płatki. -Wybacz nic prawie dziś nie jadłam -wyjaśniłam głową wskazując na miskę płatków.
-Twój Dominik?
-Co? -spytałam głupio.
-Powiedziałaś yhm uwaga cytuję "mój Dominik" -powtórzyła idealnie naśladując ton mojego głosu.
-Och no po prostu mi się wymsknęło -powiedziała połykając kolejną łyżkę płatków.
-Ile ten twój Dominik z wami zostanie?
-Nie wiem -odpowiedziałam a w żołądku dziwnie mi zaburczało. -Przepraszam muszę do łazienki -mruknęłam odstawiając miskę płatków na blat i czym prędzej biegnąc do łazienki. Drugi raz dzisiaj zwymiotowałam wcześniej zjedzoną porcję, gdy się odwróciłam w drzwiach znów stał Sebastian. Spojrzałam na niego i minęłam go w drzwiach, wracając do kuchni. Nie znosiłam, gdy traktował mnie z taką oziębłością, co zdarzyło mu się po raz pierwszy.
-Przepraszam, musiałam skorzystać z łazienki. Chyba płatki mi nie zasmakowały -powiedziałam wylewając je do zlewu a miskę i łyżkę wstawiając do zmywarki.
-Acha oby tylko -powiedziała ziewając. Zerknęłam na godzinę, była dwudziesta trzecia. Zapomniałam, że Mariola teraz mało co sypia. -Dobra pogadamy kiedyś tam. Do zobaczenia -powiedziałam rozłączając się. Wyłączyłam czym prędzej laptopa i poszłam do sypialni. Sebastian leżał na łóżku i spał. Bynajmniej tak mi się zdawało. Wzięłam z niego przykład i również usnęłam.
Obudził mnie płacz dziecka. Szybko otworzyłam oczy i podbiegłam do wózka. Wzięłam małego na ręce.
-Już spokojnie. Ciocia jest przy tobie -szepnęłam mu do ucha. Zerknęłam na łóżko, było puste, tak samo jak i łazienka. Mając małego na rękach zaczęłam szukać Sebastiana, nie było go nigdzie na dole to znaczyło, że musiał iść pobiegać. Dzisiejszego dnia miał być pogrzeb. To dziś miałam wraz z Karoliną jechać do domu Michała i zabrać rzeczy Dominika. Już uspokojonego małego nakarmiłam i wykąpałam. Ubrałam go również w jeansowe spodnie i czarną koszulę.
-No dobra teraz chodź zadzwonimy do wujka -powiedziałam do małego biorąc telefon z pułki. W tym samym czasie usłyszałam szelest za sobą. Odwróciłam się. Przede mną stał Sebastian i był cały mokry. Przekręciłam oczami.
-Idź się wykąp, tylko szybko. O ósmej musimy być w domu twojej mamy -powiedziałam uśmiechając się niepewnie.
-Wiem -powiedział przechodząc do łazienki. Piętnaście minut później wyszedł zawinięty w ręcznik. Powoli do niego podeszłam i pocałowałam go w bark. Widziałam lekkie zmieszanie na jego twarzy. -Ja nie mogę -szepnął.
-Wiem, że możesz -również odszepnęłam odwracając go do siebie przodem.
-Zrobię Ci krzywdę. Ostatnio przecież Ci zrobiłem. Ja nie chcę -powiedział trochę się ode mnie cofając.
-Ja Ciebie potrzebuję -szepnęłam przybliżając się do niego. -Ja sama tego potrzebuję -powiedziałam bardziej stanowczo, lekko chwytając go za głowę. Nie wyraził na to swojej zgody, jednak w jego oczach widziałam, że tego pragnie tam samo jak. -Troszeczkę -szepnęłam zachęcająco. O więcej prosić go nie musiałam. Poczułam lekkie ukłucie i euforię uczuć. Strach, lęk ale i też szczęście, ogromne szczęście. Moja radość nie trwała długo. Po chwili poczułam jak odsuwa się ode mnie i przejeżdża językiem po rankach. Nie protestowałam, odniosłam sukces i wiedziałam o tym. Wieczorem znów będzie musiał to zrobić, jednak tym razem nie pozwolę na tyle mało. Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go namiętnie w usta.
-Teraz ty pilnujesz małego -szepnęłam dysząc. Czym prędzej poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Wysuszyłam włosy, zrobiłam lekki make-up i wyszłam do swoich mężczyzn. Zajrzałam do szafy. Dziś pogoda była śliczna. Idealna na sukienkę. Wyciągnęłam, więc z szafy sukienkę (Klik), baleriny i botki i czym prędzej się w nie ubrałam. Szybko rozpuszczone włosy zamieniłam w luźnego koka i wyszłam do swoim mężczyzn. Starszy wydał z siebie cichy pomruk a mały nie zwrócił na mnie uwagi.
-Podoba Cię się? -spytałam obracając się wokół własnej osi i podchodząc do niego. Przytuliłam się do niego i oboje upadliśmy na łóżku. Czułam każdy jego mięsień. Musiałam wykorzystać okazję, kiedy nie mógł uciec mi.
-Ja nie jestem jakąś lalką bez uczuć. Wiem, że Ci się nie podoba to, że musisz być daleko ode mnie. Oboje tego potrzebujemy. Cicho nie przerywaj mi -szepnęłam kładąc mu palca na usta. -Jakbym była w ciąży to co? Przez dziewięć czy ileś tam miesięcy nie będziesz mnie dotykać? Ja na to nie pozwolę! -powiedziałam głosem nie znoszącym sprzeciwu. Pocałowałam go namiętnie w usta na co nie protestował tylko mocniej mnie do siebie przycisnął. Chwilę później leżałam już na plecach. Sebastian przejął inicjatywę i to mi się w nim podobało. Powoli zaczął podwijać mi sukienkę go góry.
-Na pewno tego chcesz? -cicho mruknął. W odpowiedzi pocałowałam go namiętnie. Po chwili jednak przerwał pocałunek śmiejąc się. -Jesteś uparta, jednak spójrz na małego -rozkazał mi. Zrobiłam tak jak mi mówił. Dominik siedział oparty o wszelkie możliwe poduszki i patrzył się na nas dużymi niebieskimi oczkami. Zrobiłam obrażoną minę i podniosłam się. Dziś czułam się o niebo lepiej. Poprawiłam sukienkę, założyłam jeszcze jeansową kurtkę i wrzuciłam wszystkie potrzebne mi rzeczy do torby. Podniosłam małego i poszłam za Sebastianem do samochodu.
*
Zerknęłam na dom. Nie był za wielki, jednak bardzo nowoczesny. Dopiero niedawno go kupili, bo wcześniej mieszkali po za granicami Polski. Karolina otworzyła dom kluczami, które znajdowały się u pani Lewis. Po raz pierwszy byłam w tym domu, więc za bardzo nie orientowałam się gdzie co było. Karolina, jednak bardzo dobrze wiedziała gdzie co jest.
-Bardzo proszę panowie za mną -powiedziała prowadząc dwóch mężczyzn na górę.
-Zajmij się dołem -powiedziała. Weszłam do salonu. Rozejrzałam się. Duży kominek, telewizor w rogu, dwie szafki z książkami. Zwyczajnie wyglądający dom. Podeszłam do kominka. Stały na nim ich rodzinne zdjęcia. Mały Dominik. Chłopiec z Michałem. Michał przebierający Dominika. Bardzo uważnie pozdejmowałam i powkładałam do pudła wszystkie zdjęcia ze ściany i z kominka. Gdy zajęłam się przeglądaniem szuflad ktoś zapukał do drzwi. Szybko mu otworzyłam.
-Dzień dobry -powitał mnie uśmiechnięty wysoki mężczyzna. -Nazywam się Andrzej Wróblewski. Jestem sąsiadem Michała i jego żony.
-Miło mi Klaudia, dziewczyna jego brata -wyjaśniłam podając mu rękę. -Może pan wejdzie? Nie będziemy w końcu rozmawiać przez próg -powiedziałam uśmiechając się do niego i przesuwając na bok, żeby mógł wejść.
-Wszystko dobrze? -usłyszałam głos Karoliny schodzącej z góry. -Kim pan jest?
-To sąsiad Michała -wyjaśniłam.
-Tak ostatnio ich nie widziałem. Wyjechali gdzieś? -spytał uśmiechając się miło do Karoliny. Właśnie w tym momencie zeszli dwaj mężczyźni znosząc z góry łóżeczko.
-Stwierdziłam, że nie ma potrzeby go rozkręcania i skręcania za chwilę z powrotem -wyjaśniała Karolina zerkając na mnie.
-Chwileczkę. Gdzie panie wywożą łóżeczko Dominika? -spytał lekko przerażony.
-Do mnie -odpowiedziałam spokojnie. -Rodzice Dominika nie żyją. Śmiertelny wypadek. Teraz ja wraz z Sebastianem się zajmujemy małym.
-Jak to? Czemu mnie nie poinformowało? -zadał głupie pytanie. Spojrzałam na niego wydawał się być przerażonym.
-Czemu miałby ktoś pana informować? -spytała Karolina zanim zdążyłam się odezwać.
-Jestem jego przyjacielem, ale także prawnikiem rodziny i to u mnie w kancelarii jest testament małżeństwa zamieszkującego ten dom.
-Yhm no dobrze -widziałam jak Karolina się zmieszała, jednak nie trwało to długo. -Niech pan pojedzie po ten testament. Dziś jest pogrzeb, jednak myślę, że po pogrzebie z rodziną znajdziemy dla pana chwilę. Za jakąś godzinę widzimy się pod tym adresem, dobrze? -spytała podając mu kartkę. Mężczyzna kiwnął głową i wyszedł. Szybko spakowaliśmy wszystkie rzeczy Dominika do wynajętego wozu i ja wróciłam do domu a Karolina pojechała na szybkiego urządzić pokój małemu. Twierdziła, że jeden idealnie się do tego nadaje i nawet nie trzeba go remontować. Nie miałam zielonego pojęcia o którym pokoju ona mówi, bo szczerze mówiąc nie zwiedziłam jeszcze całej góry.
-Jak to jaki prawnik? -spytała pani Lewis, gdy weszłam do domu.
-Andrzej Wróblewski. Mieszka po sąsiedzku. Za chwilę powinien tu być -wyjaśniłam biorąc Dominika od Sebastiana.
-Tak właściwie to już idzie -powiedział mój kochany. I rzeczywiście, chwilę później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Pani Lewis czym prędzej otworzyła. Do domu wszedł mężczyzna poznany przeze mnie dziś rano w schludnym garniturze.
-Dzień dobry -przywitał się. -Pani Klaudio miło mi panią znów widzieć -skierował się do mnie posyłając mi ciepły uśmiech. Gospodyni zaprosiła go do środka proponując mu coś do picia, jednak grzecznie podziękował. -Przyjechałem tutaj ponieważ dowiedziałem się, że mój przyjaciel nie żyje -zaczął. -Jako przyjaciel i prawnik rodziny znałem ostatnią ich wolę. Teraz nastąpi przeczytanie testamentu. Bardzo proszę o nie przerywanie. Wszystkie uwagi proszę zgłosić po przeczytaniu, dobrze? -spytał a wszyscy pokiwali głowami. Powoli zaczęłam krążyć po pokoju usypiając małego. -Kochani rodzice i cała rodzino. Jeżeli to czytacie to znaczy, że musieliśmy już odejść z tego świata -zaczął. -Nie martwcie się. Będziemy żyć wiecznie, w was i w naszym synu. Mojemu przyjacielowi i prawnikowi Andrzejowi Wróblewskiemu zapisujemy wszystkie książki, które są w naszym domu. Bardzo wiemy jak lubisz czytać. Lisa (siostra zmarłej -wyjaśnił mecenas) otrzymuje po nas wszystkie graty, które są na strychu. Bardzo wiemy jakie one były dla Ciebie ważne. Możesz również wybrać sobie co zechcesz z domu. Naszemu synowi zapisujemy wszystko inne. Cały nasz majątek. I ostatnią naszą wolą będzie to, żeby w razie wczesnego wieku zaopiekowali się nim Sebastian i Klaudia. Kochani wiemy, że dacie sobie z nim radę. Kochamy was -zakończył mecenas.
piątek, 17 maja 2013
40.
Pogadaliśmy sobie z Pawłem. Spytałam go co u mojej Penelopy (konia) słychać i znów wróciłam do domu rodziców Sebastiana. Weszłam do salonu. Podałam małego Sebastianowi i spostrzegłam Kingę. Dawno jej nie widziałam. Mieszkała gdzieś w centrum miasta. Mało kiedy odwiedzała nas, albo chociaż panią Lewis, z którą miała dobry kontakt. Nie zaprzyjaźniłyśmy się jednak zawdzięczałam jej życie. Posłałam jej uśmiech i podeszłam do kanapy. Do moich nozdrzy dotarł silny zapach. Przed oczami zobaczyłam dwie wielkie czarne plami i poczułam jak opadam w nicość.
*(Chwilę później).
-Klaudia nic Ci nie jest? -usłyszałam. Chciałam odpowiedzieć, jednak nie mogłam ruszać ustami. W dodatku powieki odmawiały mi posłuszeństwa. Powoli otworzyłam, jednak je. Pierwsze co zauważyłam była zatroskana twarz Sebastiana. Leżałam na kanapie a on klęczał obok mnie.
-Wszystko dobrze -odpowiedziałam i spróbowałam się podnieść. Sebastian czym prędzej mi pomógł. -Gdzie mały? -spytałam czym prędzej.
-Mama się nim zajmuje -odpowiedział Sebastian w tym samym czasie usłyszałam głośny płacz Dominika. Szybko wstałam i wyszłam na korytarz. Sebastian uważnie obserwował każdy mój ruch. W kuchni była pani Lewis, która próbowała uspokoić Dominika.
-No już wszystko dobrze -powiedziałam biorąc go od pani Lewis. -Dziękuję -powiedziałam posyłając jej uśmiech. W tym samym czasie do kuchni weszli wszyscy obecni.
-Do stołu podano -powiedziała pani Lewis nakładając obiad na dwa talerze i robiąc małemu mannę.
-Nastraszyłaś nas -powiedziała Karolina podchodząc do mnie i całując w czoło.
-Najpierw wymiotujesz, później mdlejesz radziłbym zrobić test ciążowy -zażartował Kuba. Spojrzałam przerażona na Sebastiana a on zaś zerknął na swoją mamę. Ja też na nią zerknęłam. Stała przerażona wpatrując się we mnie.
-Kuba i Karolina zajmujecie się Dominikiem. Już! -powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. Karolina posłusznie wzięła ode mnie małego i zaczęła go karmić wychodząc z kuchni. Kuba poczłapał za nią. -Kiedy miałaś okres? -spytała bez ogródek.
-Nie dawno -odpowiedziałam głębiej się nad tym zastanawiając.
-Konkrety? -zarządziła.
-Dwa miesiące temu -odpowiedział za mnie Sebastian zerkając to raz na mnie to na swoją rodzicielkę. Całą akcję spokojnie obserwował najstarszy, Kinga zaś wierciła się niespokojnie na krześle. -Mamo to możliwe? -spytał przerażony.
-Nie wiem kochanie, nie wiem. Kinga jak uważasz? -zwróciła się do dziewczyny. Nie dziwiło mnie, że pyta ją o radę. Dziewczyna przeczytała wiele książek i była bardzo dobrze poinformowana.
-Nie czytałam o tym nigdzie -odpowiedziała a pani Lewis spojrzała wyczekująco na najstarszego.
-Również o tym nie słyszałem.
-Nie panikujmy -odpowiedziałam spokojnie. -Po prostu musiało mi coś zaszkodzić a okresu nie mam ponieważ zbliża się lato i mi się spóźnia -wyjaśniłam już mniej spokojniej. Zerknęłam na Sebastiana, mój ukochany wstał i podszedł do mnie. Przytuliłam się do jego torsu.
-Masz rację -powiedziała kobieta. -Nie możemy panikować. Może to nic takiego. Jak na razie Sebastian proszę Cię uważaj na Klaudię. Kinga zorientujesz się co i jak? I ciebie też o to proszę -tu spojrzała na najstarszego i znów zwróciła się do Sebastiana. -Każde zachowanie jej meldujesz mi. Może to tylko przez -tu wskazała na moją szyję, gdzie były mało widoczne dwa otworki -picie dużej ilości krwi? Jedz kochanie -powiedziała podając mi talerz. -Sebastian pozwól na chwilę.
Wyszła a Sebastian za nią wcześniej całując mnie w czubek głowy. Szybko zjadłam obiad i zerknęłam na Kingę, która pisała coś na telefonie. Wstałam i wyszłam do salonu. Trójka która tam siedziała oglądała jakiś film w telewizji. Dominik powoli usypiał. Przyprowadziłam wózek, który stał na korytarzu. Karolina powoli położyła małego w nim.
-To co powiedziałem, to miał być po prostu żart -zaczął Kuba.
-Ok nie ma sprawy -odpowiedziałam posyłając mu uśmiech. W tym samym czasie wrócił Sebastian. Usiadł na fotelu naprzeciwko mnie. Kuba zagadał do niego i zaczęli ochoczo o czymś rozmawiać, jednak robili to tak szybko, że nie nadążałam.
-Wszystko ok? -zagadnęła Karolina.
-Jasne -odpowiedziałam ziewając. -Poszłabym spać.
-W pokoju Sebastiana jest nadal łóżku -stwierdziła Karolina uśmiechając się do mnie szeroko.
-I chyba z niego skorzystam. Jakby się obudził to proszę Cię poinformuj mnie -powiedziałam wstając. Szybko udałam się do byłego pokoju Sebastiana. Położyłam się i chwilę później już spałam.
Śniły mi się dzieci. Pełno dzieci. Jedno chciało spać, drugie chciało jeść inne bawić się a inne niszczyły mój piękny ogród. Obudziłam się z krzykiem i cała zlana potem. W pokoju natychmiastowo znalazł się Sebastian. Zmaterializował się przy łóżku i czule na mnie zerknął. Przytuliłam się do niego i uspokoiłam oddech.
-Mały już wstał? -spytałam. Wiem, że powinno mnie obchodzić moje zdrowie, jednak jakoś mało mnie ono interesowało, martwiłam się tylko Dominikiem i Sebastianem.
-Od dwóch godzin zabawiamy go jak tylko możemy. Już nam się pomysły wyczerpują -powiedział Sebastian wypuszczając mnie z objęć i wstając z łóżka. Zerknęłam na zegarek, dochodziła dwudziesta.
-Jedziemy do domu? -mruknęłam. W odpowiedzi skinął głową. Szybko wstałam i zeszliśmy na dół. Pozbieraliśmy nasze rzeczy, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do domu. Mały podczas podróży usnął, więc będąc w domu czym prędzej go położyłam do wózka i poszłam do łazienki wziąć długą kąpiel. Wychodząc owinęłam się w ręcznik i wyszłam do sypialni po piżamę. Sebastian nawet na mnie nie zerknął. Czym prędzej wzięłam piżamę i poszłam się ubrać. Chciałam pogadać z Mariolą. Wzięłam laptopa i telefon i szybko wysłałam jej sms "Za pięć minut na skype". W kuchni na ladzie postawiłam laptopa i go czym prędzej uruchomiłam, robiąc sobie płatki na kolację. Wstawiając mleko usłyszałam dźwięk. Czym prędzej odebrałam połączenie od Marioli.
-Co jest? -spytała zdziwiona.
*(Chwilę później).
-Klaudia nic Ci nie jest? -usłyszałam. Chciałam odpowiedzieć, jednak nie mogłam ruszać ustami. W dodatku powieki odmawiały mi posłuszeństwa. Powoli otworzyłam, jednak je. Pierwsze co zauważyłam była zatroskana twarz Sebastiana. Leżałam na kanapie a on klęczał obok mnie.
-Wszystko dobrze -odpowiedziałam i spróbowałam się podnieść. Sebastian czym prędzej mi pomógł. -Gdzie mały? -spytałam czym prędzej.
-Mama się nim zajmuje -odpowiedział Sebastian w tym samym czasie usłyszałam głośny płacz Dominika. Szybko wstałam i wyszłam na korytarz. Sebastian uważnie obserwował każdy mój ruch. W kuchni była pani Lewis, która próbowała uspokoić Dominika.
-No już wszystko dobrze -powiedziałam biorąc go od pani Lewis. -Dziękuję -powiedziałam posyłając jej uśmiech. W tym samym czasie do kuchni weszli wszyscy obecni.
-Do stołu podano -powiedziała pani Lewis nakładając obiad na dwa talerze i robiąc małemu mannę.
-Nastraszyłaś nas -powiedziała Karolina podchodząc do mnie i całując w czoło.
-Najpierw wymiotujesz, później mdlejesz radziłbym zrobić test ciążowy -zażartował Kuba. Spojrzałam przerażona na Sebastiana a on zaś zerknął na swoją mamę. Ja też na nią zerknęłam. Stała przerażona wpatrując się we mnie.
-Kuba i Karolina zajmujecie się Dominikiem. Już! -powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. Karolina posłusznie wzięła ode mnie małego i zaczęła go karmić wychodząc z kuchni. Kuba poczłapał za nią. -Kiedy miałaś okres? -spytała bez ogródek.
-Nie dawno -odpowiedziałam głębiej się nad tym zastanawiając.
-Konkrety? -zarządziła.
-Dwa miesiące temu -odpowiedział za mnie Sebastian zerkając to raz na mnie to na swoją rodzicielkę. Całą akcję spokojnie obserwował najstarszy, Kinga zaś wierciła się niespokojnie na krześle. -Mamo to możliwe? -spytał przerażony.
-Nie wiem kochanie, nie wiem. Kinga jak uważasz? -zwróciła się do dziewczyny. Nie dziwiło mnie, że pyta ją o radę. Dziewczyna przeczytała wiele książek i była bardzo dobrze poinformowana.
-Nie czytałam o tym nigdzie -odpowiedziała a pani Lewis spojrzała wyczekująco na najstarszego.
-Również o tym nie słyszałem.
-Nie panikujmy -odpowiedziałam spokojnie. -Po prostu musiało mi coś zaszkodzić a okresu nie mam ponieważ zbliża się lato i mi się spóźnia -wyjaśniłam już mniej spokojniej. Zerknęłam na Sebastiana, mój ukochany wstał i podszedł do mnie. Przytuliłam się do jego torsu.
-Masz rację -powiedziała kobieta. -Nie możemy panikować. Może to nic takiego. Jak na razie Sebastian proszę Cię uważaj na Klaudię. Kinga zorientujesz się co i jak? I ciebie też o to proszę -tu spojrzała na najstarszego i znów zwróciła się do Sebastiana. -Każde zachowanie jej meldujesz mi. Może to tylko przez -tu wskazała na moją szyję, gdzie były mało widoczne dwa otworki -picie dużej ilości krwi? Jedz kochanie -powiedziała podając mi talerz. -Sebastian pozwól na chwilę.
Wyszła a Sebastian za nią wcześniej całując mnie w czubek głowy. Szybko zjadłam obiad i zerknęłam na Kingę, która pisała coś na telefonie. Wstałam i wyszłam do salonu. Trójka która tam siedziała oglądała jakiś film w telewizji. Dominik powoli usypiał. Przyprowadziłam wózek, który stał na korytarzu. Karolina powoli położyła małego w nim.
-To co powiedziałem, to miał być po prostu żart -zaczął Kuba.
-Ok nie ma sprawy -odpowiedziałam posyłając mu uśmiech. W tym samym czasie wrócił Sebastian. Usiadł na fotelu naprzeciwko mnie. Kuba zagadał do niego i zaczęli ochoczo o czymś rozmawiać, jednak robili to tak szybko, że nie nadążałam.
-Wszystko ok? -zagadnęła Karolina.
-Jasne -odpowiedziałam ziewając. -Poszłabym spać.
-W pokoju Sebastiana jest nadal łóżku -stwierdziła Karolina uśmiechając się do mnie szeroko.
-I chyba z niego skorzystam. Jakby się obudził to proszę Cię poinformuj mnie -powiedziałam wstając. Szybko udałam się do byłego pokoju Sebastiana. Położyłam się i chwilę później już spałam.
Śniły mi się dzieci. Pełno dzieci. Jedno chciało spać, drugie chciało jeść inne bawić się a inne niszczyły mój piękny ogród. Obudziłam się z krzykiem i cała zlana potem. W pokoju natychmiastowo znalazł się Sebastian. Zmaterializował się przy łóżku i czule na mnie zerknął. Przytuliłam się do niego i uspokoiłam oddech.
-Mały już wstał? -spytałam. Wiem, że powinno mnie obchodzić moje zdrowie, jednak jakoś mało mnie ono interesowało, martwiłam się tylko Dominikiem i Sebastianem.
-Od dwóch godzin zabawiamy go jak tylko możemy. Już nam się pomysły wyczerpują -powiedział Sebastian wypuszczając mnie z objęć i wstając z łóżka. Zerknęłam na zegarek, dochodziła dwudziesta.
-Jedziemy do domu? -mruknęłam. W odpowiedzi skinął głową. Szybko wstałam i zeszliśmy na dół. Pozbieraliśmy nasze rzeczy, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do domu. Mały podczas podróży usnął, więc będąc w domu czym prędzej go położyłam do wózka i poszłam do łazienki wziąć długą kąpiel. Wychodząc owinęłam się w ręcznik i wyszłam do sypialni po piżamę. Sebastian nawet na mnie nie zerknął. Czym prędzej wzięłam piżamę i poszłam się ubrać. Chciałam pogadać z Mariolą. Wzięłam laptopa i telefon i szybko wysłałam jej sms "Za pięć minut na skype". W kuchni na ladzie postawiłam laptopa i go czym prędzej uruchomiłam, robiąc sobie płatki na kolację. Wstawiając mleko usłyszałam dźwięk. Czym prędzej odebrałam połączenie od Marioli.
-Co jest? -spytała zdziwiona.
czwartek, 16 maja 2013
39.
Przewróciłam się na drugi bok i cicho syknęłam. Wszystko mnie bolało. Każdy mięsień mojego ciała domagał się znieczulenia. Otworzyłam oczy. Sebastiana nigdzie nie było. Wstałam i podeszłam do wózka. Dominika również nie było. Trochę zaniepokojona zaczęłam chodzić po domu. Znalazłam ich w kuchni. Sebastian karmił małego Dominika. Oczywiście obaj byli upaprani papką. Gdy weszłam Sebastian zerknął na mnie.
-Dzień dobry -powiedziała całując obu mężczyzn w czoła. Próbowałam udawać, że wszystko jest ok, jednak chyba mi to nie wychodziło. Podeszłam do lodówki i wtedy zauważyłam na szyi dwa małe strumyczki zaschniętej krwi. -Cholera -szepnęłam. Tuż za mną zjawił się Sebastian.
-Przepraszam -szepnął.
-Możesz to naprawić? -spytałam wskazując dwie małe dziurki. Podeszłam do kranu i zaczęłam intensywnie zmywać krew. Zeszła dopiero po chwili i właśnie wtedy spojrzałam na Sebastiana. W jego oczach krył się ból.
-Nie -odpowiedział na moje pytanie. Spojrzałam na niego pytająco. -Musiałbym znów otworzyć ranki. A tego nie chcę, ostatnio za dużo wziąłem. Nie chcę -powiedział już nieco głośniej i pewniej.
-To będę chodzić z takimi rankami? Jak myślisz nie będzie to nieco podejrzane? -spytałam podchodząc do niego. Jakby chciał uciec przede mną zaczął się cofać, jednak ja nie dawałam za wygraną. W pewnym momencie Sebastian napotkał przeszkodę, właśnie wtedy podeszłam bardzo blisko do niego. -Proszę -szepnęłam. Bardzo powoli nachylił się nade mną i leciutko wbił kły w ranki. Bardzo szybko odpłynęłam do krainy szczęścia. Chwyciłam Sebastiana za głowę i mocno przyciągnęłam do siebie. Nie opierał mi się tylko bardziej łapczywie zaczął pić moją krew. Zaczął cicho jęczeć, po chwili dołączyłam do niego. Moja jedna ręka zeszła do jego rozporka. W tym samym czasie jego ręce powędrowały na moje biodra. Podniósł mnie delikatnie i położył na ladzie. Jednocześnie kładąc się na mnie. Przejechał językiem po rankach i zaczął mnie całować. Pocałunkami schodził niżej i niżej aż doszedł do brzucha. Pocałował mnie w pępek na co zaczęłam cicho śmiać się. Swoimi wargami znów wrócił do moich warg. Pocałował mnie delikatnie i zeskoczył z blatu. Pozostawiona sama na blacie zaczęłam ciężko oddychać, jednocześnie obserwując Sebastiana jak poprawia sobie spodnie, które zdążyłam mu odpiąć. Gdy poprawił spodnie zdjął mnie z blatu i postawił na nogach.
-Zobacz jak mały nas obserwował -powiedział śmiejąc się. Zerknęłam na chłopca. Wpatrywał się w nas dużymi niebieskimi oczkami. Kompletnie zapomniałam o jego obecności. -Wczoraj aż za dużo wziąłem -dodał już poważniej odchodząc ode mnie. -Zrobię Ci śniadanie -powiedział.
-Nie chcę -odpowiedziałam. Wzięłam małego i poszłam z nim do łazienki, po drodze zabierając torbę z jego ubraniami. Szybko wykąpałam go i ubrałam w ubranka. Później bez słów przekazałam go Sebastianowi, który leżał na łóżku. Wzięłam długi prysznic, wysuszyłam włosy, końcówki zakręciłam na lokówce, zrobiłam lekki make-up i owinięta w mały ręcznik wyszłam do sypialni. Zerknęłam na chłopców obaj oglądali coś na telefonie. Gdy wyszłam z łazienki Sebastian zerknął na mnie i cicho jęknął. Wyjęłam z szafy krótką czarną sukienkę (klik), bieliznę i znów poszłam do łazienki. Szybko się tam ubrałam i znów wyszłam do sypialni. Sebastian gdy mnie zobaczył znów cicho jęknął. Lekko uśmiechnęłam się pod nosem. Założyłam baleriny i sięgnęłam po telefon. Wiadomość od Kuby "Kiedy będziecie?" szybko wystukałam wiadomość "Już wyjeżdżamy" i włożyłam telefon do wielkiej czarnej torby. Odwróciłam się w stronę łóżka i cicho syknęłam. Sebastian stał tuż za mną. Nasze nosy się stykały.
-Nie rób tego -szepnął.
-Ja Cię wcale nie prowokuję -odpowiedziałam również szeptem. Krępowała mnie nasza bliskość. Może nie krępowała, jedynie chciałam, być bliżej jego. Bardzo powoli bardziej się do niego przysunęłam.
-Prowokujesz -szepnął mi wprost w usta. Pokręciłam delikatnie głową. W torbie zadzwonił mi telefon i zepsuł tą magiczną chwilę. Wyciągnęłam go i zerknęłam na telefon. Dzwoniła Mariola.
-Słucham? -powiedziałam już głośniej odchodząc od Sebastiana i siadając na łóżku. Mały oparty o wszystkie możliwe poduszki siedział samodzielnie i bawił się zabawką, gdy mnie zobaczył uśmiechnął się do mnie szeroko i wyciągnął rączki. Jedną ręką wzięłam go słuchając jednocześnie Marioli.
-Bo słuchaj no zostawiłam w łazience swoją bransoletkę, podrzucisz mi ją jak będziesz jechać do domu rodziców Sebastiana?
-Ok -odpowiedziałam i rozłączyłam się. Wzięłam Dominika i ruszyłam z nim na górę. Szybko zabrałam bransoletkę z łazienki i zeszłam na dół. Przy drzwiach stał mój ukochany. Dopiero teraz zwróciłam uwagę w co był ubrany. Miał na sobie ciemne jeansy i czarną koszulkę. Wyglądał seksownie. Wyszłam z małym z domu i zamknęłam go. Sebastian w tym czasie poszedł po samochód i jak się odwróciłam już był z powrotem na podjeździe. Wyszedł i otworzył mi drzwi. Uśmiechnęłam się do niego i położyłam z tyłu torbę podróżną Michaela wraz z nim w środku. Chciałam go podrzucić do rodziców. Paweł będzie szczęśliwy.
Mknęliśmy przez tereny zabudowane z szybką prędkością. Dominik usnął mi w ramionach. Dobrze, że kazałam Sebastianowi wziąć spakować wózek. Po drodze wstąpiliśmy do Marioli. Sebastian wyskoczył szybko oddać jej bransoletkę. Pomachałam jej przez okno i wskazałam na małego. Pięć minut później byliśmy w domu pani Lewis. Teraz sama zamieszkiwała ten wielki budynek. No sama nie licząc Donalda. Weszliśmy do domu. Z pozoru panował taki sam harmider co zawsze. Z góry było słychać jak Kuba i Karolina o coś się kłócą, z salonu dobiegał głośny głos telewizora, który zapewne oglądał najstarszy, za to z kuchni dobiegał głos gotowania. Zostawiając w przedpokoju wózek z śpiącym Dominikiem poszłam do kuchni. Przywitałam się z panią Lewis i pomogłam jej gotować obiad. Wszyscy coś robili, jednak było czuć wielki smutek panujący w tym domu. Rozmawiałyśmy o wszystkim. O pogodzie, o naszym nowym domu o małym Dominiku, kiedy przyszedł Sebastian. Pocałował mamę na powitanie i dołączył się do rozmowy na temat małego Dominika.
-A jeżeli o nim mowa to kochanie, mały się obudził -powiedział Sebastian czule się do mnie uśmiechając. Szybko wstałam i poszłam do przedpokoju. Rzeczywiście mały niecierpliwie się kręcił. Wraz z wózkiem przeszłam do kuchni. Tam wzięłam małego Dominika na ręce i zaczęłam się z nim bawić, podjadając ciasteczka. Każdy zajął się swoimi myślami. Pani Lewis cały czas gotowała a Sebastian siedział i wpatrywał się w swoje palce. Bawiłam się tak z małym, gdy poczułam, że zbiera mi się na wymioty. Nie otwierając ust szybko podałam małego Sebastianowi i pobiegłam do łazienki. W ostatnim momencie dobiegłam do ubikacji i zwróciłam przed chwilą zjedzone ciasteczka. Chwyciłam włosy, żeby ich nie ubrudzić i zwróciłam resztki pokarmu. Spuściłam wodę i wstałam. Sebastian stał zaniepokojony w drzwiach od łazienki.
-Wszystko ok -powiedziałam uśmiechając się do niego. Szybko umyłam ręce i przepłukałam twarz. -Gdzie mały? -spytałam mijając go w drzwiach. Szedł za mną zerkając na mnie niespokojnie. W kuchni zastałam panią Lewis bawiącą się z Dominikiem. -Mógłbyś odpowiedzieć -szepnęłam krytycznie do Sebastiana. -Wszystko dobrze -powiedziałam już głośniej, gdy zobaczyłam jak mama mojego ukochanego zerka na mnie. -Wezmę go -powiedziałam odbierając jej małego. -Pojechałabym do mamy -powiedziałam kierując się do Sebastiana. -Podrzucę jej Michaela. Będę za jakieś pół godziny. Akurat na obiad -zwróciłam się do pani Lewis. Odbierając kluczyki od Sebastiana posłałam mu wdzięczny uśmiech. Wyciągnęłam z bagażnika fotelik i posadziłam w nim małego, zapięłam mu pasy i ruszyliśmy. Chwilę później byliśmy pod domem moich rodziców. Zadzwoniłam dzwonkiem i chwilę odczekałam. Otworzył mi Paweł, chwilę się nie odzywał, jednak gdy zobaczył małego, który był w foteliku ciekawość zwyciężyła.
-Kto to? -spytał ruchem głowy wskazując małego.
-Dominik -odpowiedziałam mijając go w drzwiach. -Gdzie mama?
-Nie ma jej. Jestem sam -odpowiedział uważnie przyglądając się małemu.
-Dobrze to mam coś dla Ciebie -powiedziałam podając mu Michaela. -Zajmiesz się nim, proszę? -spytałam. Dziwnie mi się przypatrywał, jednak po chwili kiwnął głową.
-Dzień dobry -powiedziała całując obu mężczyzn w czoła. Próbowałam udawać, że wszystko jest ok, jednak chyba mi to nie wychodziło. Podeszłam do lodówki i wtedy zauważyłam na szyi dwa małe strumyczki zaschniętej krwi. -Cholera -szepnęłam. Tuż za mną zjawił się Sebastian.
-Przepraszam -szepnął.
-Możesz to naprawić? -spytałam wskazując dwie małe dziurki. Podeszłam do kranu i zaczęłam intensywnie zmywać krew. Zeszła dopiero po chwili i właśnie wtedy spojrzałam na Sebastiana. W jego oczach krył się ból.
-Nie -odpowiedział na moje pytanie. Spojrzałam na niego pytająco. -Musiałbym znów otworzyć ranki. A tego nie chcę, ostatnio za dużo wziąłem. Nie chcę -powiedział już nieco głośniej i pewniej.
-To będę chodzić z takimi rankami? Jak myślisz nie będzie to nieco podejrzane? -spytałam podchodząc do niego. Jakby chciał uciec przede mną zaczął się cofać, jednak ja nie dawałam za wygraną. W pewnym momencie Sebastian napotkał przeszkodę, właśnie wtedy podeszłam bardzo blisko do niego. -Proszę -szepnęłam. Bardzo powoli nachylił się nade mną i leciutko wbił kły w ranki. Bardzo szybko odpłynęłam do krainy szczęścia. Chwyciłam Sebastiana za głowę i mocno przyciągnęłam do siebie. Nie opierał mi się tylko bardziej łapczywie zaczął pić moją krew. Zaczął cicho jęczeć, po chwili dołączyłam do niego. Moja jedna ręka zeszła do jego rozporka. W tym samym czasie jego ręce powędrowały na moje biodra. Podniósł mnie delikatnie i położył na ladzie. Jednocześnie kładąc się na mnie. Przejechał językiem po rankach i zaczął mnie całować. Pocałunkami schodził niżej i niżej aż doszedł do brzucha. Pocałował mnie w pępek na co zaczęłam cicho śmiać się. Swoimi wargami znów wrócił do moich warg. Pocałował mnie delikatnie i zeskoczył z blatu. Pozostawiona sama na blacie zaczęłam ciężko oddychać, jednocześnie obserwując Sebastiana jak poprawia sobie spodnie, które zdążyłam mu odpiąć. Gdy poprawił spodnie zdjął mnie z blatu i postawił na nogach.
-Zobacz jak mały nas obserwował -powiedział śmiejąc się. Zerknęłam na chłopca. Wpatrywał się w nas dużymi niebieskimi oczkami. Kompletnie zapomniałam o jego obecności. -Wczoraj aż za dużo wziąłem -dodał już poważniej odchodząc ode mnie. -Zrobię Ci śniadanie -powiedział.
-Nie chcę -odpowiedziałam. Wzięłam małego i poszłam z nim do łazienki, po drodze zabierając torbę z jego ubraniami. Szybko wykąpałam go i ubrałam w ubranka. Później bez słów przekazałam go Sebastianowi, który leżał na łóżku. Wzięłam długi prysznic, wysuszyłam włosy, końcówki zakręciłam na lokówce, zrobiłam lekki make-up i owinięta w mały ręcznik wyszłam do sypialni. Zerknęłam na chłopców obaj oglądali coś na telefonie. Gdy wyszłam z łazienki Sebastian zerknął na mnie i cicho jęknął. Wyjęłam z szafy krótką czarną sukienkę (klik), bieliznę i znów poszłam do łazienki. Szybko się tam ubrałam i znów wyszłam do sypialni. Sebastian gdy mnie zobaczył znów cicho jęknął. Lekko uśmiechnęłam się pod nosem. Założyłam baleriny i sięgnęłam po telefon. Wiadomość od Kuby "Kiedy będziecie?" szybko wystukałam wiadomość "Już wyjeżdżamy" i włożyłam telefon do wielkiej czarnej torby. Odwróciłam się w stronę łóżka i cicho syknęłam. Sebastian stał tuż za mną. Nasze nosy się stykały.
-Nie rób tego -szepnął.
-Ja Cię wcale nie prowokuję -odpowiedziałam również szeptem. Krępowała mnie nasza bliskość. Może nie krępowała, jedynie chciałam, być bliżej jego. Bardzo powoli bardziej się do niego przysunęłam.
-Prowokujesz -szepnął mi wprost w usta. Pokręciłam delikatnie głową. W torbie zadzwonił mi telefon i zepsuł tą magiczną chwilę. Wyciągnęłam go i zerknęłam na telefon. Dzwoniła Mariola.
-Słucham? -powiedziałam już głośniej odchodząc od Sebastiana i siadając na łóżku. Mały oparty o wszystkie możliwe poduszki siedział samodzielnie i bawił się zabawką, gdy mnie zobaczył uśmiechnął się do mnie szeroko i wyciągnął rączki. Jedną ręką wzięłam go słuchając jednocześnie Marioli.
-Bo słuchaj no zostawiłam w łazience swoją bransoletkę, podrzucisz mi ją jak będziesz jechać do domu rodziców Sebastiana?
-Ok -odpowiedziałam i rozłączyłam się. Wzięłam Dominika i ruszyłam z nim na górę. Szybko zabrałam bransoletkę z łazienki i zeszłam na dół. Przy drzwiach stał mój ukochany. Dopiero teraz zwróciłam uwagę w co był ubrany. Miał na sobie ciemne jeansy i czarną koszulkę. Wyglądał seksownie. Wyszłam z małym z domu i zamknęłam go. Sebastian w tym czasie poszedł po samochód i jak się odwróciłam już był z powrotem na podjeździe. Wyszedł i otworzył mi drzwi. Uśmiechnęłam się do niego i położyłam z tyłu torbę podróżną Michaela wraz z nim w środku. Chciałam go podrzucić do rodziców. Paweł będzie szczęśliwy.
Mknęliśmy przez tereny zabudowane z szybką prędkością. Dominik usnął mi w ramionach. Dobrze, że kazałam Sebastianowi wziąć spakować wózek. Po drodze wstąpiliśmy do Marioli. Sebastian wyskoczył szybko oddać jej bransoletkę. Pomachałam jej przez okno i wskazałam na małego. Pięć minut później byliśmy w domu pani Lewis. Teraz sama zamieszkiwała ten wielki budynek. No sama nie licząc Donalda. Weszliśmy do domu. Z pozoru panował taki sam harmider co zawsze. Z góry było słychać jak Kuba i Karolina o coś się kłócą, z salonu dobiegał głośny głos telewizora, który zapewne oglądał najstarszy, za to z kuchni dobiegał głos gotowania. Zostawiając w przedpokoju wózek z śpiącym Dominikiem poszłam do kuchni. Przywitałam się z panią Lewis i pomogłam jej gotować obiad. Wszyscy coś robili, jednak było czuć wielki smutek panujący w tym domu. Rozmawiałyśmy o wszystkim. O pogodzie, o naszym nowym domu o małym Dominiku, kiedy przyszedł Sebastian. Pocałował mamę na powitanie i dołączył się do rozmowy na temat małego Dominika.
-A jeżeli o nim mowa to kochanie, mały się obudził -powiedział Sebastian czule się do mnie uśmiechając. Szybko wstałam i poszłam do przedpokoju. Rzeczywiście mały niecierpliwie się kręcił. Wraz z wózkiem przeszłam do kuchni. Tam wzięłam małego Dominika na ręce i zaczęłam się z nim bawić, podjadając ciasteczka. Każdy zajął się swoimi myślami. Pani Lewis cały czas gotowała a Sebastian siedział i wpatrywał się w swoje palce. Bawiłam się tak z małym, gdy poczułam, że zbiera mi się na wymioty. Nie otwierając ust szybko podałam małego Sebastianowi i pobiegłam do łazienki. W ostatnim momencie dobiegłam do ubikacji i zwróciłam przed chwilą zjedzone ciasteczka. Chwyciłam włosy, żeby ich nie ubrudzić i zwróciłam resztki pokarmu. Spuściłam wodę i wstałam. Sebastian stał zaniepokojony w drzwiach od łazienki.
-Wszystko ok -powiedziałam uśmiechając się do niego. Szybko umyłam ręce i przepłukałam twarz. -Gdzie mały? -spytałam mijając go w drzwiach. Szedł za mną zerkając na mnie niespokojnie. W kuchni zastałam panią Lewis bawiącą się z Dominikiem. -Mógłbyś odpowiedzieć -szepnęłam krytycznie do Sebastiana. -Wszystko dobrze -powiedziałam już głośniej, gdy zobaczyłam jak mama mojego ukochanego zerka na mnie. -Wezmę go -powiedziałam odbierając jej małego. -Pojechałabym do mamy -powiedziałam kierując się do Sebastiana. -Podrzucę jej Michaela. Będę za jakieś pół godziny. Akurat na obiad -zwróciłam się do pani Lewis. Odbierając kluczyki od Sebastiana posłałam mu wdzięczny uśmiech. Wyciągnęłam z bagażnika fotelik i posadziłam w nim małego, zapięłam mu pasy i ruszyliśmy. Chwilę później byliśmy pod domem moich rodziców. Zadzwoniłam dzwonkiem i chwilę odczekałam. Otworzył mi Paweł, chwilę się nie odzywał, jednak gdy zobaczył małego, który był w foteliku ciekawość zwyciężyła.
-Kto to? -spytał ruchem głowy wskazując małego.
-Dominik -odpowiedziałam mijając go w drzwiach. -Gdzie mama?
-Nie ma jej. Jestem sam -odpowiedział uważnie przyglądając się małemu.
-Dobrze to mam coś dla Ciebie -powiedziałam podając mu Michaela. -Zajmiesz się nim, proszę? -spytałam. Dziwnie mi się przypatrywał, jednak po chwili kiwnął głową.
------------------------------
środa, 15 maja 2013
38.
-Jak to? Ten miły młodzieniec Kuba? -spytała a w jej głosie wyczuwać było troskę i niepokój.
-Nie, Michał. Opowiadałam Ci o nim. Mieli syna. Jego żona też nie żyje. Chłopczyk ma pół roku. Pani Lewis już nie nadaje się do wychowywania dzieci a Karolina i Kuba to wiecznie młode dusze. Jak na razie bierzemy go do siebie -wyjaśniłam.
-A nikt z rodziny matki nie może go wziąć? -spytała zdruzgotana.
-Nie mamo. Jej rodzice nie żyją a jej siostra ma już swoje dzieci -powiedziałam. Jednak wiedziałam, że to nie jest jedyny powód, dla którego nie może go wziąć siostra żony Michała. Dominik mógł stać się kiedyś wampirem. I chociaż Michał "zrzekł" się bycia wampirem , jego syn nim będzie. Dzięki temu, że Michał był "normalnym" człowiekiem jego żona mogła zajść w ciąże i on mógł umrzeć. -Mamo muszę naprawdę jechać. Jest późno. Mariola siedzi sama u nas w domu i nie wie co się dzieje. W każdej chwili Dominik się może obudzić a nie wiadomo czemu od samego urodzenia uspokoić go mogli tylko rodzice i ja, no i czasem Sebastian. A jeżeli o nim mowa to on też mnie potrzebuje -wyjaśniłam cmoknęłam mamę w polika i wyszłam. -Przyjadę do Ciebie jutro -dodałam otwierając drzwi. Szybko wróciłam do domu w którym byłam wcześniej. Wpadłam do salonu. Tam siedział już Kuba z najstarszym. Obaj zerknęli na mnie.
-Hm dobrze, że jesteś. Dowiedziałem się -tu spojrzał na panię Lewis,- że wy weźmiecie Dominika. Zadzwoniłem do mojego adwokata i kazałem mu wnieść do sądu sprawę o przyznanie tymczasowej opieki -wyjaśnił.
-Dziękuję -odpowiedziałam. Nie dane nam było, więcej rozmawiać bo na kanapie poruszył się Dominik. Szybko podeszłam do niego i wzięłam go na ręce. -Sebastian jedziemy do domu? -spytałam. Mój ukochany kiwnął głową.
-Informuj mnie na bieżąco -mruknęłam do Kuby wychodząc za Sebastianem. -Będziemy tutaj rano -dodałam już głośniej.
Na podjeździe minęłam się z Karoliną.
-Macie już potrzebne rzeczy w domu. Mariola też o wszystkim wie -dodała.
-Dzięki -odpowiedziałam posyłając jej całusa.
Wsiedliśmy do auta. Trzymałam Dominika na kolanach. Przez całą drogę Sebastian się nie odzywał. Wysadził nas przed domem a sam pojechał zaparkować auto do garażu. Weszłam do domu.
-Jesteśmy! -krzyknęłam. Chwilę później Mariola zbiegła z góry. -Gdzie Karolina zostawiła rzeczy? -spytałam na powitanie.
-Wszystko jest w salonie -odpowiedziała. -Jaki on śliczny -dodała zerkając na Dominika. Rzeczywiście. Chłopczyk miał śliczne niebieskie duże oczka i blond kręcone włoski. -Weźmiesz go ode mnie? -spytałam. Mariola posłusznie przejęła małego ode mnie. Obie przeszłyśmy do kuchni. Tam był już Sebastian, zapewne wszedł kuchennymi drzwiami. Zerknął na nas. Powiedział krótkie "dobranoc" i już go nie było. Wyjęłam z lodówki pizzę i wstawiłam do mikrofali. Nalewając sobie soku usłyszałam jak mały zaczął płakać. Odwróciłam się szybko do niego i wzięłam go od Marioli. Będąc w moich ramionach od razu się uspokoił.
-Przyprowadzisz wózek? -spytałam. Mariola kiwnęła głową i wyszła. -Weź też mu wszystkie rzeczy do manny! -krzyknęłam za nią. Mariola przyprowadziła wózek i zaraz przywlekła za sobą torbę.
-Uciekłam przed jednym dzieckiem, trafiłam na inne -powiedziała śmiejąc się. -Bez obaw, zrobię mannę. Jutro z rana zadzwonię do mamy, żeby po mnie przyjechała. Nie będę wam przeszkadzać -powiedziała wstawiając wodę. Posadziłam małego do wózka a sama zaczęłam jeść pizzę.
-Możesz wziąć garbusa -powiedziałam pomiędzy jednym a drugim kęsem.
-Nie, przyjedzie po mnie. Już do niej pisałam. Po za tym chce, żebym popilnowała Adriana. Będzie wcześnie rano -wyjaśniła robiąc mannę.
-Nakarmisz go? -spytałam wskazując małego. -Pogadam z Sebastianem -kiwnęła głową. -Posłuchaj teraz ciocia Cię nakarmi. Będziesz grzeczny, ok? -spytałam małego i szybko ruszyłam do pokoju. Weszłam niepewnie do naszej sypialni. -Sebastian? -spytałam niepewnie podchodząc do łóżka. -Kochanie wszystko dobrze?
-Tak -odpowiedział a w jego głosie wyczuwałam namacalną rozpacz.
-Jest coś czego potrzebujesz? -spytałam czule, przejeżdżając opuszkami palców po jego poliku.
-Przyjdź do mnie jak najszybciej -powiedział całując mnie w rękę. Odwróciłam się i wyszłam. Znów wróciłam do kuchni. Mały właśnie kończył jeść mannę.
-Dzięki -powiedziałam.
-Dobranoc -odpowiedziała Mariola i wyszła z kuchni. Nasypałam Michaelowi jedzenia do miski i wzięłam Dominika. Chłopczyk już zasypiał, więc zaprowadziłam cały wózek do naszej sypialni.
-Śpi? -spytał Sebastian, gdy weszłam z małym do sypialni.
-Gniewasz się, że go wzięłam? -spytałam podchodząc do szafy po piżamę.
-Nie -odpowiedział a ja posłałam mu uśmiech i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zmyłam make-up, umyłam zęby i wyszłam do swojego ukochanego. Stał przy wózku i wpatrywał się w małego.
-Obudził się? -spytałam się na co drgnął.
-Podobny jest do Michała -odpowiedział. -Musisz mi to robić?
-Co? -spytałam głupio.
-No musisz się ubierać w taką piżamę? -spytał a ja zerknęłam na siebie. Krótkie spodenki i bluzka na ramiączka koloru niebieskiego. Niebieski to jego ulubiony kolor.
-Co jest w niej nie tak? -spytałam a on podszedł do mnie. Stykaliśmy się prawie ustami.
-Jest krótka -szepnął. -I odpowiadając na Twoje wcześniejsze pytanie. Tak jest coś czego potrzebuję -znów szepnął zerkając na moją szyję. Chwyciłam go za rękę i poprowadziłam w stronę łóżka. Tam usiadł a ja usiadłam okrakiem na nim. Przechyliłam głowę i po chwili poczułam mocne ukłucie. Cicho syknęłam. Sebastian jakby nie słyszał mojego jęknięcia zaczął mocniej wbijać we mnie swoje kły. Przywarłam do niego mocno. Czułam każdy jego mięsień. W wampirzym tempie znaleźliśmy się w innej pozycji. Leżałam na plecach a mój ukochany leżał na mnie. To jak łapczywie pił moją krew podobało mi się, jednak bardzo mnie to bolało. Czułam jakby tysiące igieł wbijały mi się w to miejsce.
-Sebastian to boli -cicho jęknęłam. Mój ukochany w odpowiedzi włożył mi rękę za bluzkę. Jednym ruchem ręki rozerwał ją. Ból stawał się nie do zniesienia, więc zaczęłam cicho jęczeć i odpychać Sebastiana. Dla niego była to chyba zachęta bo szybkim ruchem ręki pozbył się ze mnie wszystkich ubrań a drugim ruchem ręki pozbył się swojej garderoby. -To boli! -powtórzyłam już nieco głośniej. Nie odrywając się od mojej szyi Sebastian zaczął we mnie wchodzić. Głębiej i głębiej. Sprawiając mi coraz więcej bólu. Gdy wszedł we mnie poczułam jak jego uścisk słabnie. Po chwili wyszedł ze mnie, jednak nadal pił moją krew. Usłyszałam płacz Dominika. Sebastian przerażony oderwał się ode mnie. Zszokowany spojrzał na mnie. Musiałam wyglądać krytycznie. Próbowałam wstać do Dominika, jednak zakręciło mi się w głowie i gdyby Sebastian mnie nie złapał pewnie bym upadła. Mój ukochany wstał i wziął Dominika. Położył go u nas na łóżku. Wyciągnął z szafy spodnie i jednym ruchem ręki je założył. Zerknął na moją ulubioną porwaną piżamę i wyjął mi nową. Szybko ubrałam się w nią i cała obolała położyłam się obok Dominika. Zaczęłam szeptać mu słowa. Chłopiec powoli usnął. Wtedy odwróciłam się do Sebastiana. Stał przy łóżku. Gestem dłoni zaprosiłam go do łóżka. Niepewnie się obok mnie położył.
-Przepraszam -szepnął.
-Będąc z Tobą wiem na co się piszę. Nie powinnam Cię prowokować. To jedynie tylko mój błąd. A teraz dobranoc -powiedziałam zgaszając światło i usypiając w objęciach swojego ukochanego.
-Nie, Michał. Opowiadałam Ci o nim. Mieli syna. Jego żona też nie żyje. Chłopczyk ma pół roku. Pani Lewis już nie nadaje się do wychowywania dzieci a Karolina i Kuba to wiecznie młode dusze. Jak na razie bierzemy go do siebie -wyjaśniłam.
-A nikt z rodziny matki nie może go wziąć? -spytała zdruzgotana.
-Nie mamo. Jej rodzice nie żyją a jej siostra ma już swoje dzieci -powiedziałam. Jednak wiedziałam, że to nie jest jedyny powód, dla którego nie może go wziąć siostra żony Michała. Dominik mógł stać się kiedyś wampirem. I chociaż Michał "zrzekł" się bycia wampirem , jego syn nim będzie. Dzięki temu, że Michał był "normalnym" człowiekiem jego żona mogła zajść w ciąże i on mógł umrzeć. -Mamo muszę naprawdę jechać. Jest późno. Mariola siedzi sama u nas w domu i nie wie co się dzieje. W każdej chwili Dominik się może obudzić a nie wiadomo czemu od samego urodzenia uspokoić go mogli tylko rodzice i ja, no i czasem Sebastian. A jeżeli o nim mowa to on też mnie potrzebuje -wyjaśniłam cmoknęłam mamę w polika i wyszłam. -Przyjadę do Ciebie jutro -dodałam otwierając drzwi. Szybko wróciłam do domu w którym byłam wcześniej. Wpadłam do salonu. Tam siedział już Kuba z najstarszym. Obaj zerknęli na mnie.
-Hm dobrze, że jesteś. Dowiedziałem się -tu spojrzał na panię Lewis,- że wy weźmiecie Dominika. Zadzwoniłem do mojego adwokata i kazałem mu wnieść do sądu sprawę o przyznanie tymczasowej opieki -wyjaśnił.
-Dziękuję -odpowiedziałam. Nie dane nam było, więcej rozmawiać bo na kanapie poruszył się Dominik. Szybko podeszłam do niego i wzięłam go na ręce. -Sebastian jedziemy do domu? -spytałam. Mój ukochany kiwnął głową.
-Informuj mnie na bieżąco -mruknęłam do Kuby wychodząc za Sebastianem. -Będziemy tutaj rano -dodałam już głośniej.
Na podjeździe minęłam się z Karoliną.
-Macie już potrzebne rzeczy w domu. Mariola też o wszystkim wie -dodała.
-Dzięki -odpowiedziałam posyłając jej całusa.
Wsiedliśmy do auta. Trzymałam Dominika na kolanach. Przez całą drogę Sebastian się nie odzywał. Wysadził nas przed domem a sam pojechał zaparkować auto do garażu. Weszłam do domu.
-Jesteśmy! -krzyknęłam. Chwilę później Mariola zbiegła z góry. -Gdzie Karolina zostawiła rzeczy? -spytałam na powitanie.
-Wszystko jest w salonie -odpowiedziała. -Jaki on śliczny -dodała zerkając na Dominika. Rzeczywiście. Chłopczyk miał śliczne niebieskie duże oczka i blond kręcone włoski. -Weźmiesz go ode mnie? -spytałam. Mariola posłusznie przejęła małego ode mnie. Obie przeszłyśmy do kuchni. Tam był już Sebastian, zapewne wszedł kuchennymi drzwiami. Zerknął na nas. Powiedział krótkie "dobranoc" i już go nie było. Wyjęłam z lodówki pizzę i wstawiłam do mikrofali. Nalewając sobie soku usłyszałam jak mały zaczął płakać. Odwróciłam się szybko do niego i wzięłam go od Marioli. Będąc w moich ramionach od razu się uspokoił.
-Przyprowadzisz wózek? -spytałam. Mariola kiwnęła głową i wyszła. -Weź też mu wszystkie rzeczy do manny! -krzyknęłam za nią. Mariola przyprowadziła wózek i zaraz przywlekła za sobą torbę.
-Uciekłam przed jednym dzieckiem, trafiłam na inne -powiedziała śmiejąc się. -Bez obaw, zrobię mannę. Jutro z rana zadzwonię do mamy, żeby po mnie przyjechała. Nie będę wam przeszkadzać -powiedziała wstawiając wodę. Posadziłam małego do wózka a sama zaczęłam jeść pizzę.
-Możesz wziąć garbusa -powiedziałam pomiędzy jednym a drugim kęsem.
-Nie, przyjedzie po mnie. Już do niej pisałam. Po za tym chce, żebym popilnowała Adriana. Będzie wcześnie rano -wyjaśniła robiąc mannę.
-Nakarmisz go? -spytałam wskazując małego. -Pogadam z Sebastianem -kiwnęła głową. -Posłuchaj teraz ciocia Cię nakarmi. Będziesz grzeczny, ok? -spytałam małego i szybko ruszyłam do pokoju. Weszłam niepewnie do naszej sypialni. -Sebastian? -spytałam niepewnie podchodząc do łóżka. -Kochanie wszystko dobrze?
-Tak -odpowiedział a w jego głosie wyczuwałam namacalną rozpacz.
-Jest coś czego potrzebujesz? -spytałam czule, przejeżdżając opuszkami palców po jego poliku.
-Przyjdź do mnie jak najszybciej -powiedział całując mnie w rękę. Odwróciłam się i wyszłam. Znów wróciłam do kuchni. Mały właśnie kończył jeść mannę.
-Dzięki -powiedziałam.
-Dobranoc -odpowiedziała Mariola i wyszła z kuchni. Nasypałam Michaelowi jedzenia do miski i wzięłam Dominika. Chłopczyk już zasypiał, więc zaprowadziłam cały wózek do naszej sypialni.
-Śpi? -spytał Sebastian, gdy weszłam z małym do sypialni.
-Gniewasz się, że go wzięłam? -spytałam podchodząc do szafy po piżamę.
-Nie -odpowiedział a ja posłałam mu uśmiech i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zmyłam make-up, umyłam zęby i wyszłam do swojego ukochanego. Stał przy wózku i wpatrywał się w małego.
-Obudził się? -spytałam się na co drgnął.
-Podobny jest do Michała -odpowiedział. -Musisz mi to robić?
-Co? -spytałam głupio.
-No musisz się ubierać w taką piżamę? -spytał a ja zerknęłam na siebie. Krótkie spodenki i bluzka na ramiączka koloru niebieskiego. Niebieski to jego ulubiony kolor.
-Co jest w niej nie tak? -spytałam a on podszedł do mnie. Stykaliśmy się prawie ustami.
-Jest krótka -szepnął. -I odpowiadając na Twoje wcześniejsze pytanie. Tak jest coś czego potrzebuję -znów szepnął zerkając na moją szyję. Chwyciłam go za rękę i poprowadziłam w stronę łóżka. Tam usiadł a ja usiadłam okrakiem na nim. Przechyliłam głowę i po chwili poczułam mocne ukłucie. Cicho syknęłam. Sebastian jakby nie słyszał mojego jęknięcia zaczął mocniej wbijać we mnie swoje kły. Przywarłam do niego mocno. Czułam każdy jego mięsień. W wampirzym tempie znaleźliśmy się w innej pozycji. Leżałam na plecach a mój ukochany leżał na mnie. To jak łapczywie pił moją krew podobało mi się, jednak bardzo mnie to bolało. Czułam jakby tysiące igieł wbijały mi się w to miejsce.
-Sebastian to boli -cicho jęknęłam. Mój ukochany w odpowiedzi włożył mi rękę za bluzkę. Jednym ruchem ręki rozerwał ją. Ból stawał się nie do zniesienia, więc zaczęłam cicho jęczeć i odpychać Sebastiana. Dla niego była to chyba zachęta bo szybkim ruchem ręki pozbył się ze mnie wszystkich ubrań a drugim ruchem ręki pozbył się swojej garderoby. -To boli! -powtórzyłam już nieco głośniej. Nie odrywając się od mojej szyi Sebastian zaczął we mnie wchodzić. Głębiej i głębiej. Sprawiając mi coraz więcej bólu. Gdy wszedł we mnie poczułam jak jego uścisk słabnie. Po chwili wyszedł ze mnie, jednak nadal pił moją krew. Usłyszałam płacz Dominika. Sebastian przerażony oderwał się ode mnie. Zszokowany spojrzał na mnie. Musiałam wyglądać krytycznie. Próbowałam wstać do Dominika, jednak zakręciło mi się w głowie i gdyby Sebastian mnie nie złapał pewnie bym upadła. Mój ukochany wstał i wziął Dominika. Położył go u nas na łóżku. Wyciągnął z szafy spodnie i jednym ruchem ręki je założył. Zerknął na moją ulubioną porwaną piżamę i wyjął mi nową. Szybko ubrałam się w nią i cała obolała położyłam się obok Dominika. Zaczęłam szeptać mu słowa. Chłopiec powoli usnął. Wtedy odwróciłam się do Sebastiana. Stał przy łóżku. Gestem dłoni zaprosiłam go do łóżka. Niepewnie się obok mnie położył.
-Przepraszam -szepnął.
-Będąc z Tobą wiem na co się piszę. Nie powinnam Cię prowokować. To jedynie tylko mój błąd. A teraz dobranoc -powiedziałam zgaszając światło i usypiając w objęciach swojego ukochanego.
--------------------------------
No niech będzie ;D Hahahah nie wiem czy ktoś oprócz dwóch stałych czytelniczek czyta, ale choćby dla nich dwóch będę dodawać rozdziały ;D
wtorek, 14 maja 2013
37.
Nalałam sobie soku i ruszyłam do pokoju. Nasza sypialnia jako jedyna była na dole. Sebastiana nie było w pokoju więc domyśliłam się, że jest już w łazience. Nie myliłam się, siedział na rogu wanny. Gdy weszłam uśmiechnął się szeroko i podszedł do mnie. Wyjął mi z rąk szklankę i postawił na małym stoliczku obok wanny. Znów podchodząc do mnie pozbył się koszulki. Powoli zaczęliśmy pozbywać się swoich ubrań. Sebastian pierwszy wszedł do wanny a ja tuż za nim. Wanna była duża na spokojnie pomieściła nas. Oparłam się i zamknęłam oczy, czując jak Sebastian wierzchem dłoni przejeżdża po całym moim ciele powodując ciarki. Jego ręka objęła mnie w pasie i przyciągnęła do siebie.
-Hej -powiedziałam śmiejąc się.
-Mógłbym tak codziennie -powiedział całując mnie w szyję. Oparłam się o niego i odprężyłam. Chwilę później zadzwonił telefon. Na szczęście Sebastian miał położony na półce.
-Słucham? -powiedział. Przez kolejne minuty nasłuchiwał. -Ok -odpowiedział. Nie mogłam odczytać z jego twarzy kompletnie nic. Zero emocji.
-Coś się stało? -spytałam na co on wstał i wyszedł z wanny.
-Ubieraj się -powiedział. Bez żadnego ale wstałam i owinęłam się ręcznikiem, który mi podał. Ubrałam się w sukienkę i skórzaną kurtę oraz kozaki wiosenne do kolan. Szybko poprawiłam makijaż i związała włosy w koka.
-Obudź Mariolę. Niech pilnuje domu dopóki nie wrócimy. Czekam w aucie -powiedział Sebastian wychodząc. Szybko pobiegłam na górę i obudziłam Mariolę.
-Co się stało? -spytała ziewając.
-Nie wiem -odpowiedziałam. -Sebastian chodzi zdenerwowany. Ktoś do niego dzwonił. Pozamykaj wszystkie drzwi i pilnuj Michaela, żeby nic nie zrobił -powiedziałam i zbiegłam na dół a Mariola za mną. Wpadłam jeszcze do sypialni po torebkę. -Zrobisz to dla mnie? -spytałam jeszcze mimochodem.
-Poczekam dopóki nie wrócicie -odpowiedziała.
-Jakby co mam klucze -powiedziałam i wybiegłam z domu. -Co się dzieje? -spytałam Sebastiana już w aucie. Nie odpowiedział mi tylko ruszył z piskiem opon. Szybko przejechaliśmy przez las, który prowadził do naszej posesji i wyjechaliśmy na ulicę. Mknęliśmy ponad 180km/h. -Co się do cholery dzieje?! -krzyknęłam.
-Zaraz będziesz wiedzieć -odpowiedział mi wciąż tajemniczo. Po 10min byliśmy pod domem jego mamy. Oboje wpadliśmy do niego. Byli już wszyscy. To znaczy Karolina, Kuba, ich rodzice i syn Michała i jego żony.
-A gdzie rodzice Dominika? -spytałam.
-Nie powiedziałeś jej? -spytał Kuba zdziwiony zerkając na Sebastiana.
-Czego mi nie powiedziałeś? -znów spytałam.
-Oni nie żyją -wymamrotał Sebastian a z jego oczu popłynęły łzy. W tym samym czasie zaczął płakać Dominik, którego trzymała jego babcia.
-Znowu? -mruknął najstarszy. -Przed chwilą się uspokoił -powiedział a w jego głosie wyczułam rozpacz. Podeszłam do pani Lewis i wzięłam od niej Dominika.
-Już spokojnie -szepnęłam mu do ucha. Jak na komendę chłopiec uspokoił się. Miał dopiero pół roku a zdawało mi się, że już rozumiał co się do niego mówi.
-Jesteś aniołem -powiedziała pani Lewis na co ja się tylko uśmiechnęłam. Zaczęłam nosić powoli na rękach małego. Po chwili był już całkowicie spokojny. Zerknęłam na Sebastiana stał tak jak przedtem, tylko już nie płakał. Wiedziałam jaka silna więź łączyła go z Michałem. Nie próbowałam go pocieszać, musiał to wycierpieć i dobrze o tym wiedziałam.
-Pojadę pozałatwiać wszystkie sprawy. Kuba chodź pomożesz mi -powiedział najstarszy. Sebastian tylko opadł na fotel. Dwaj mężczyźni wyszli a ja położyłam Dominika na kanapie, ponieważ spał.
-Mały był w żłobku kiedy to się stało -powiedziała pani Lewis. -Jechali samochodem. Jakiś pijany facet, który prowadził ciężarówkę wyjechał na ich pas. Zginęli na miejscu -wyjaśniła a z jej oczu popłynęły łzy. -Teraz nie wiemy co mamy z nim zrobić. Ja jestem za stara na wychowywanie dzieci. Karolina i Kuba no cóż wiecznie młoda dusza -powiedziała szlochając. Zerknęłam na Sebastiana.
-Jak na razie my może go wziąć -powiedziałam a Sebastian, jakby nie słyszał moich słów nie poruszył się ani o centymetr.
-No nie wiem -odpowiedziała.
-Jednak ja wiem. Za tydzień kończę szkołę. A później zobaczymy jak to będzie -powiedziałam. -Ja z chęcią się nim zajmę. Jakbym mogła Cię prosić -powiedziałam zwracając się do Karoliny. -O dostarczenie paru rzeczy Dominika do naszego domu. Parę ubranek. Resztę mu kupię, albo przywiozę na tygodniu.
Karolina kiwnęła głową i ruszyła w stronę drzwi.
-Podrzucę wam do domu -powiedziała i wyszła. Ja wstałam i wyszłam do kuchni w tym samym czasie zadzwoniła mi komórka. Zerknęłam na telefon. Dzwoniła mama.
-Cześć kochanie. Słuchaj bo mam jakiś problem z laptopem. Pawła nie ma, więc mi nie pomoże a potrzebny mi na gwałt laptop -wyjaśniła na wstępie. -Ja Ci powiem co mi się stało a ty mi powiesz co mam zrobić, dobrze? -spytała.
-Mamo za dziesięć minut będę u Ciebie. Nic nie rób -dodałam i wróciłam ze szklanką soku pomidorowego do salonu. Podałam szklankę pani Lewis.
-Dziękuję Ci kochanie -powiedziała.
-Yhm proszę pani ja na chwilę muszę jechać do domu. Dosłownie na pół godziny. Jakby się mały obudził niech pani mu włączy bajkę i do mnie zadzwoni -wyjaśniłam. Podchodząc do Sebastiana trąciłam go lekko. Trochę zszokowany spojrzał na mnie. -Mógłbyś mi dać kluczyki? -spytałam. Bez słowa wyjął kluczyki od auta i podał mi je. Szybko ruszyłam w stronę samochodu. Mogłabym przejść na pieszo różnicę pomiędzy domami, jednak nie chciałam marnować czasu. Po pięciu minutach byłam już w domu moich rodziców. Zadzwoniłam dzwonkiem i nie czekając aż ktoś mi otworzy drzwi weszłam do domu.
-Czemu przyjechałaś Sebastiana samochodem? -spytała moja mama na wstępie.
-Bo akurat byliśmy w domu jego rodziców. Pokaż mi tego laptopa -powiedziałam trochę zdenerwowana mijając ją i szybko podchodząc do biurka. Usiadłam na krześle i zaczęłam pykać na laptopie. Trzeba była jedną wtyczkę zaktualizować. Gdy wszystko poprawiałam mama patrzyła na mnie zaniepokojona.
-Już -powiedziałam po pięciu minutach. Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi.
-Nie zostaniesz na herbacie? -spytała czule.
-Mamo brat Sebastiana nie żyje -wyjaśniłam.
-Hej -powiedziałam śmiejąc się.
-Mógłbym tak codziennie -powiedział całując mnie w szyję. Oparłam się o niego i odprężyłam. Chwilę później zadzwonił telefon. Na szczęście Sebastian miał położony na półce.
-Słucham? -powiedział. Przez kolejne minuty nasłuchiwał. -Ok -odpowiedział. Nie mogłam odczytać z jego twarzy kompletnie nic. Zero emocji.
-Coś się stało? -spytałam na co on wstał i wyszedł z wanny.
-Ubieraj się -powiedział. Bez żadnego ale wstałam i owinęłam się ręcznikiem, który mi podał. Ubrałam się w sukienkę i skórzaną kurtę oraz kozaki wiosenne do kolan. Szybko poprawiłam makijaż i związała włosy w koka.
-Obudź Mariolę. Niech pilnuje domu dopóki nie wrócimy. Czekam w aucie -powiedział Sebastian wychodząc. Szybko pobiegłam na górę i obudziłam Mariolę.
-Co się stało? -spytała ziewając.
-Nie wiem -odpowiedziałam. -Sebastian chodzi zdenerwowany. Ktoś do niego dzwonił. Pozamykaj wszystkie drzwi i pilnuj Michaela, żeby nic nie zrobił -powiedziałam i zbiegłam na dół a Mariola za mną. Wpadłam jeszcze do sypialni po torebkę. -Zrobisz to dla mnie? -spytałam jeszcze mimochodem.
-Poczekam dopóki nie wrócicie -odpowiedziała.
-Jakby co mam klucze -powiedziałam i wybiegłam z domu. -Co się dzieje? -spytałam Sebastiana już w aucie. Nie odpowiedział mi tylko ruszył z piskiem opon. Szybko przejechaliśmy przez las, który prowadził do naszej posesji i wyjechaliśmy na ulicę. Mknęliśmy ponad 180km/h. -Co się do cholery dzieje?! -krzyknęłam.
-Zaraz będziesz wiedzieć -odpowiedział mi wciąż tajemniczo. Po 10min byliśmy pod domem jego mamy. Oboje wpadliśmy do niego. Byli już wszyscy. To znaczy Karolina, Kuba, ich rodzice i syn Michała i jego żony.
-A gdzie rodzice Dominika? -spytałam.
-Nie powiedziałeś jej? -spytał Kuba zdziwiony zerkając na Sebastiana.
-Czego mi nie powiedziałeś? -znów spytałam.
-Oni nie żyją -wymamrotał Sebastian a z jego oczu popłynęły łzy. W tym samym czasie zaczął płakać Dominik, którego trzymała jego babcia.
-Znowu? -mruknął najstarszy. -Przed chwilą się uspokoił -powiedział a w jego głosie wyczułam rozpacz. Podeszłam do pani Lewis i wzięłam od niej Dominika.
-Już spokojnie -szepnęłam mu do ucha. Jak na komendę chłopiec uspokoił się. Miał dopiero pół roku a zdawało mi się, że już rozumiał co się do niego mówi.
-Jesteś aniołem -powiedziała pani Lewis na co ja się tylko uśmiechnęłam. Zaczęłam nosić powoli na rękach małego. Po chwili był już całkowicie spokojny. Zerknęłam na Sebastiana stał tak jak przedtem, tylko już nie płakał. Wiedziałam jaka silna więź łączyła go z Michałem. Nie próbowałam go pocieszać, musiał to wycierpieć i dobrze o tym wiedziałam.
-Pojadę pozałatwiać wszystkie sprawy. Kuba chodź pomożesz mi -powiedział najstarszy. Sebastian tylko opadł na fotel. Dwaj mężczyźni wyszli a ja położyłam Dominika na kanapie, ponieważ spał.
-Mały był w żłobku kiedy to się stało -powiedziała pani Lewis. -Jechali samochodem. Jakiś pijany facet, który prowadził ciężarówkę wyjechał na ich pas. Zginęli na miejscu -wyjaśniła a z jej oczu popłynęły łzy. -Teraz nie wiemy co mamy z nim zrobić. Ja jestem za stara na wychowywanie dzieci. Karolina i Kuba no cóż wiecznie młoda dusza -powiedziała szlochając. Zerknęłam na Sebastiana.
-Jak na razie my może go wziąć -powiedziałam a Sebastian, jakby nie słyszał moich słów nie poruszył się ani o centymetr.
-No nie wiem -odpowiedziała.
-Jednak ja wiem. Za tydzień kończę szkołę. A później zobaczymy jak to będzie -powiedziałam. -Ja z chęcią się nim zajmę. Jakbym mogła Cię prosić -powiedziałam zwracając się do Karoliny. -O dostarczenie paru rzeczy Dominika do naszego domu. Parę ubranek. Resztę mu kupię, albo przywiozę na tygodniu.
Karolina kiwnęła głową i ruszyła w stronę drzwi.
-Podrzucę wam do domu -powiedziała i wyszła. Ja wstałam i wyszłam do kuchni w tym samym czasie zadzwoniła mi komórka. Zerknęłam na telefon. Dzwoniła mama.
-Cześć kochanie. Słuchaj bo mam jakiś problem z laptopem. Pawła nie ma, więc mi nie pomoże a potrzebny mi na gwałt laptop -wyjaśniła na wstępie. -Ja Ci powiem co mi się stało a ty mi powiesz co mam zrobić, dobrze? -spytała.
-Mamo za dziesięć minut będę u Ciebie. Nic nie rób -dodałam i wróciłam ze szklanką soku pomidorowego do salonu. Podałam szklankę pani Lewis.
-Dziękuję Ci kochanie -powiedziała.
-Yhm proszę pani ja na chwilę muszę jechać do domu. Dosłownie na pół godziny. Jakby się mały obudził niech pani mu włączy bajkę i do mnie zadzwoni -wyjaśniłam. Podchodząc do Sebastiana trąciłam go lekko. Trochę zszokowany spojrzał na mnie. -Mógłbyś mi dać kluczyki? -spytałam. Bez słowa wyjął kluczyki od auta i podał mi je. Szybko ruszyłam w stronę samochodu. Mogłabym przejść na pieszo różnicę pomiędzy domami, jednak nie chciałam marnować czasu. Po pięciu minutach byłam już w domu moich rodziców. Zadzwoniłam dzwonkiem i nie czekając aż ktoś mi otworzy drzwi weszłam do domu.
-Czemu przyjechałaś Sebastiana samochodem? -spytała moja mama na wstępie.
-Bo akurat byliśmy w domu jego rodziców. Pokaż mi tego laptopa -powiedziałam trochę zdenerwowana mijając ją i szybko podchodząc do biurka. Usiadłam na krześle i zaczęłam pykać na laptopie. Trzeba była jedną wtyczkę zaktualizować. Gdy wszystko poprawiałam mama patrzyła na mnie zaniepokojona.
-Już -powiedziałam po pięciu minutach. Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi.
-Nie zostaniesz na herbacie? -spytała czule.
-Mamo brat Sebastiana nie żyje -wyjaśniłam.
--------------------------------------
Co powiecie na dodawanie codziennie rozdziałów? ;D Jak na razie mam ich dużo ;D
poniedziałek, 13 maja 2013
36.
Zajechałam pod dom Marioli. Wcisnęłam raz klakson i zaczęłam czekać posłusznie. Nie miałam ochoty wchodzić do jej domu bo zaraz jej mamy by zaczęła się wypytywać jak tam mój nowy dom. Nie to, że nie chciała lub nie miałam ochoty jej opowiadać, jednak wiedziałam że jak tam wejdę to szybko nie wyjdę. Nie minęło pięć minut a z domu wyszła Mariola. Szybko podbiegła do samochodu. Na tylne siedzenie wrzuciła torbę a sama usiadła z przodu.
-I jak tam nowe mieszkanie? -spytała na powitanie.
-Duży -odpowiedziałam ruszając.
-Nie gadaj głupot. Dom Twoich rodziców jest ogromny -powiedziała jednocześnie nucąc piosenkę, która leciała w radiu.
-W porównaniu do domu moich rodziców mój dom jest ogromny -powiedziałam. -Dopiero zwiedziłam go w jednej czwartej, pewnie.
-Tak bo miałaś czas na zwiedzanie -powiedziała poprawiając usta pomadką a ja czułam jak się czerwienię.
-Miałam czas na zwiedzanie -powiedziałam pośpiesznie.
-Acha to ile masz łazienek? -spytała.
-Powiedziałam, że zwiedziłam go w jednej czwartej! -zaczęłam się bronić, jednak wiedziałam, że nic nie wskóram, więc spytałam Mariolę o szkołę. Chodziłyśmy na te same studia, jednak na inne profile. Rozgadała się o nauczycielkach, o uczniach i o wszystkich możliwych tematach.
-A w nawiasie mówiąc, wracając do tamtej sprawy zwiedzania to nie wiedziałam Cię dziś w szkole -dodała a ja znów się zaczerwieniłam. Wjechałam w drogę prowadzącą do naszej posiadłości. Mariola już więcej się nie odzywała tylko rozglądała się ciekawie.
-Mieszkasz w lesie? -spytała, jednak właśnie wyjechałyśmy z lasu na wielką polanę na której był mój dom. Mariola zamarła z otwartą buzią na co ja tylko się roześmiałam. Dojechałam do chodnika, który prowadził do mojego domu i tam zaparkowałam samochód. Wysiadłyśmy obie z samochodu. Mariola wciąż rozglądała się z ciekawością. Nie miałam jej tego za złe bo zachowywała się tak samo jak ja wczoraj. Wyjęła torbę z samochodu i ruszyła za mną. W połowie drogi zauważyłam Karola, pomachałam mu na co on posłał mi duży promienny uśmiech. Otworzyłam drzwi od domu i weszłam, Mariola poszła za mną.
-Na górze są wszystkie pokoje wolne. Jeden jest Twój -usłyszałyśmy obie głos Sebastiana. -Będziesz wiedziała, który jest Twój.
Podeszłam do niego i pocałowałam go.
-A tak. Poprosiłam Karolinę, żeby urządziła Ci tutaj pokój. Tylko dla Ciebie -powiedziałam a Mariola uściskała nas obydwoje razem.
-Zrobię coś do jedzenia -powiedział Sebastian i ruszył korytarzem do kuchni. Ruszyłam na górę schodami a moja przyjaciółka za mną. Obie, gdy weszłyśmy na górę pierwsze co rzuciło się nam w oczy to drzwi na których był wielki kolorowy napis "Mariola". Weszłam do tego pokoju za nią. Jako jedyny chyba był urządzony nowocześnie. Duże łóżko z zieloną pościelą było naprzeciwko wielkiej plazmy. Szafa była umieszczona w ścianie a drzwi otwarte przedstawiały dużą łazienkę. Na jednej ścianie była wielka fototapeta przedstawiająca Wrocław nocą. Według Marioli najładniejsze miasto na całym świecie. Odsunęłam szafę wiedziałam co tam zastanę. Cała szafa był dobrze wyposażona. Nie pozwalałam Karolinie wyposażyć mojej, więc wyposażyła Marioli.
-Nie musiałaś przywozić ubrań -powiedziałam wskazując szafę pełną ubrań. Obie te dziewczyny łączyło to, że uwielbiały zakupy i nowe ubrania. Usiadłam na fotelu przy biurku na którym leżał nowiuśki laptop i obserwowałam Mariolę, która chodziła i wszystko szczególnie oglądała.
-Idę na dół. Jak wszystko szczególnie obejrzysz to zejdź -powiedziałam stojąc w drzwiach. Szybko zbiegłam na dół i wpadłam do kuchni po której roznosiły się ładne zapachy.
-Co gotujesz kochanie? -spytałam podchodząc do Sebastiana. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Robię wam pizzę własnej roboty -powiedział wprost w moje usta. Wiedziałam jak patrzy na moje usta. Szybko i łapczywie go pocałowałam. Posadził mnie na blacie a ja objęłam go nogami i przycisnęłam do siebie. Powoli wsunął mi rękę pod bluzkę. Pocałunkami zszedł niżej na szyję a później na dekolt. Chwilę później wrócił do całowania moich ust. Moje ręce mimowolnie sięgnęły do jego rozporka wtedy oboje usłyszeliśmy głos Marioli.
-Może ja jednak pojadę do domu? -spytała. Sebastian bardzo powoli odsunął się ode mnie. Posłał wrogie spojrzenie Marioli i zdjął mnie z blatu. Szybko poprawiłam ubranie i odwróciłam się w stronę Marioli.
-Nie, dobrze, że jesteś -odpowiedziałam na jej pytanie. -Będę mogła zwiedzić dalej dom -powiedziałam śmiejąc się. Poczułam jak Sebastian całuje mnie w szyję i po całym ciele przeszły mnie ciarki. -Gdzie jest Majk? -spytałam mojego ukochanego na co on pokazał mi głową miejsce przy lodówce. Zerknęłam tam. Mój pies spał na posłaniu, które kiedyś tam mu kupiłam. Zerknęłam na Mariolę siedziała na obrotowym krześle. Wyjęłam szklanki i sok z lodówki. Nalałam i podałam Marioli. Nie patrząc na nią wyszłam przed dom.
-Karol dołączysz do nas? -spytałam.
-Ależ nie powinienem -powiedział zerkając na mnie niepewnie.
-Jednak ja nalegam -powiedziałam. Oboje ruszyliśmy w stronę kuchni.
-Ładny dom -powiedział.
-Dziękuję.
Obydwoje szliśmy w ciszy. W jadalni siedział już Sebastian z Mariolą i rozmawiali o pogodzie. Dołączyliśmy do nich. Cały obiad zleciał nam w miłej atmosferze. Sebastian nic nie jadł tłumacząc się, że podjadał sobie, gdy gotował. Po obiedzie Karol podziękował i pożegnał się. Mariola poszła do swojego pokoju na poobiednią drzemkę. Oboje posprzątaliśmy ze stołu wstawiając wszystko do zmywarki.
-Chcesz pozwiedzać dom? -spytał Sebastian obejmując mnie od tyłu.
-Mam ochotę na kąpiel -odpowiedziałam.
-Już idę napuścić Ci wody -powiedział i ruszył na górę.
-Z Tobą -dodałam. Usłyszałam cichy śmiech, jednak nie odwrócił się ani nie skomentował tego.
-I jak tam nowe mieszkanie? -spytała na powitanie.
-Duży -odpowiedziałam ruszając.
-Nie gadaj głupot. Dom Twoich rodziców jest ogromny -powiedziała jednocześnie nucąc piosenkę, która leciała w radiu.
-W porównaniu do domu moich rodziców mój dom jest ogromny -powiedziałam. -Dopiero zwiedziłam go w jednej czwartej, pewnie.
-Tak bo miałaś czas na zwiedzanie -powiedziała poprawiając usta pomadką a ja czułam jak się czerwienię.
-Miałam czas na zwiedzanie -powiedziałam pośpiesznie.
-Acha to ile masz łazienek? -spytała.
-Powiedziałam, że zwiedziłam go w jednej czwartej! -zaczęłam się bronić, jednak wiedziałam, że nic nie wskóram, więc spytałam Mariolę o szkołę. Chodziłyśmy na te same studia, jednak na inne profile. Rozgadała się o nauczycielkach, o uczniach i o wszystkich możliwych tematach.
-A w nawiasie mówiąc, wracając do tamtej sprawy zwiedzania to nie wiedziałam Cię dziś w szkole -dodała a ja znów się zaczerwieniłam. Wjechałam w drogę prowadzącą do naszej posiadłości. Mariola już więcej się nie odzywała tylko rozglądała się ciekawie.
-Mieszkasz w lesie? -spytała, jednak właśnie wyjechałyśmy z lasu na wielką polanę na której był mój dom. Mariola zamarła z otwartą buzią na co ja tylko się roześmiałam. Dojechałam do chodnika, który prowadził do mojego domu i tam zaparkowałam samochód. Wysiadłyśmy obie z samochodu. Mariola wciąż rozglądała się z ciekawością. Nie miałam jej tego za złe bo zachowywała się tak samo jak ja wczoraj. Wyjęła torbę z samochodu i ruszyła za mną. W połowie drogi zauważyłam Karola, pomachałam mu na co on posłał mi duży promienny uśmiech. Otworzyłam drzwi od domu i weszłam, Mariola poszła za mną.
-Na górze są wszystkie pokoje wolne. Jeden jest Twój -usłyszałyśmy obie głos Sebastiana. -Będziesz wiedziała, który jest Twój.
Podeszłam do niego i pocałowałam go.
-A tak. Poprosiłam Karolinę, żeby urządziła Ci tutaj pokój. Tylko dla Ciebie -powiedziałam a Mariola uściskała nas obydwoje razem.
-Zrobię coś do jedzenia -powiedział Sebastian i ruszył korytarzem do kuchni. Ruszyłam na górę schodami a moja przyjaciółka za mną. Obie, gdy weszłyśmy na górę pierwsze co rzuciło się nam w oczy to drzwi na których był wielki kolorowy napis "Mariola". Weszłam do tego pokoju za nią. Jako jedyny chyba był urządzony nowocześnie. Duże łóżko z zieloną pościelą było naprzeciwko wielkiej plazmy. Szafa była umieszczona w ścianie a drzwi otwarte przedstawiały dużą łazienkę. Na jednej ścianie była wielka fototapeta przedstawiająca Wrocław nocą. Według Marioli najładniejsze miasto na całym świecie. Odsunęłam szafę wiedziałam co tam zastanę. Cała szafa był dobrze wyposażona. Nie pozwalałam Karolinie wyposażyć mojej, więc wyposażyła Marioli.
-Nie musiałaś przywozić ubrań -powiedziałam wskazując szafę pełną ubrań. Obie te dziewczyny łączyło to, że uwielbiały zakupy i nowe ubrania. Usiadłam na fotelu przy biurku na którym leżał nowiuśki laptop i obserwowałam Mariolę, która chodziła i wszystko szczególnie oglądała.
-Idę na dół. Jak wszystko szczególnie obejrzysz to zejdź -powiedziałam stojąc w drzwiach. Szybko zbiegłam na dół i wpadłam do kuchni po której roznosiły się ładne zapachy.
-Co gotujesz kochanie? -spytałam podchodząc do Sebastiana. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Robię wam pizzę własnej roboty -powiedział wprost w moje usta. Wiedziałam jak patrzy na moje usta. Szybko i łapczywie go pocałowałam. Posadził mnie na blacie a ja objęłam go nogami i przycisnęłam do siebie. Powoli wsunął mi rękę pod bluzkę. Pocałunkami zszedł niżej na szyję a później na dekolt. Chwilę później wrócił do całowania moich ust. Moje ręce mimowolnie sięgnęły do jego rozporka wtedy oboje usłyszeliśmy głos Marioli.
-Może ja jednak pojadę do domu? -spytała. Sebastian bardzo powoli odsunął się ode mnie. Posłał wrogie spojrzenie Marioli i zdjął mnie z blatu. Szybko poprawiłam ubranie i odwróciłam się w stronę Marioli.
-Nie, dobrze, że jesteś -odpowiedziałam na jej pytanie. -Będę mogła zwiedzić dalej dom -powiedziałam śmiejąc się. Poczułam jak Sebastian całuje mnie w szyję i po całym ciele przeszły mnie ciarki. -Gdzie jest Majk? -spytałam mojego ukochanego na co on pokazał mi głową miejsce przy lodówce. Zerknęłam tam. Mój pies spał na posłaniu, które kiedyś tam mu kupiłam. Zerknęłam na Mariolę siedziała na obrotowym krześle. Wyjęłam szklanki i sok z lodówki. Nalałam i podałam Marioli. Nie patrząc na nią wyszłam przed dom.
-Karol dołączysz do nas? -spytałam.
-Ależ nie powinienem -powiedział zerkając na mnie niepewnie.
-Jednak ja nalegam -powiedziałam. Oboje ruszyliśmy w stronę kuchni.
-Ładny dom -powiedział.
-Dziękuję.
Obydwoje szliśmy w ciszy. W jadalni siedział już Sebastian z Mariolą i rozmawiali o pogodzie. Dołączyliśmy do nich. Cały obiad zleciał nam w miłej atmosferze. Sebastian nic nie jadł tłumacząc się, że podjadał sobie, gdy gotował. Po obiedzie Karol podziękował i pożegnał się. Mariola poszła do swojego pokoju na poobiednią drzemkę. Oboje posprzątaliśmy ze stołu wstawiając wszystko do zmywarki.
-Chcesz pozwiedzać dom? -spytał Sebastian obejmując mnie od tyłu.
-Mam ochotę na kąpiel -odpowiedziałam.
-Już idę napuścić Ci wody -powiedział i ruszył na górę.
-Z Tobą -dodałam. Usłyszałam cichy śmiech, jednak nie odwrócił się ani nie skomentował tego.
-----------------------------------------------------------
Postanowiłam no dodać dziś rozdział z racji tego, że poniedziałek. ;D Miłego czytania ;D.
Subskrybuj:
Posty (Atom)